Wiktoria w piątek próbowała odebrać sobie życie. Połknęła tabletki, popiła je alkoholem i poszła spać. Obudziła się następnego dnia rano. Zadzwoniła do terapeuty, powiedziała, że chciała odebrać sobie życie, ale się nie udało. Polecił jej udać się do szpitala psychiatrycznego.
- Nie chciałam jechać do szpitala w Gdańsku. Mówiłam, że nie mogę zostawić teraz nauki, wszystkiego, do tego słyszałam plotki o tym, co tam się dzieje - relacjonuje.
Ostatecznie terapeuta przekonał dziewczynę, żeby pojechała i poprosiła o pomoc. Zapewnił, że w szpitalu spotka specjalistów, którzy jej pomogą i się nią zaopiekują. Razem z mamą udała się do placówki w niedzielę.
- Przed przyjazdem zadzwoniłyśmy z pytaniem czy są miejsca. Były, więc udałyśmy się na miejsce. Kiedy dotarłyśmy poszłam na konsultację z dyżurną lekarką.
Wiktoria weszła do gabinetu i usiadła na krześle, które stało nieopodal drzwi. Zapytała czy to o czym będzie rozmawiała z psychiatrą będzie słyszalne na korytarzu, gdzie siedziała jej mama, kobieta poinformowała dziewczynę, że tak. Jak mówi Wiktoria, lekarka na początku starała się mówić cicho, jednak później jakby o tym zapomniała.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Akcja społeczna „Zawsze Pomorze”. Ratujmy nasze dzieci – walczymy o pomoc psychiatryczną dla najmłodszych
Zapytałam jej czy nie stanowię zagrożenia dla samej siebie, na co odpowiedziała: "że nie mam depresji, bo osoba z depresją by sobie nie namalowała kresek na oczach, nie przykleiła kryształka i się ładnie nie pomalowała" oraz "że chyba umiem się kontrolować". Dostałam zalecenie, aby skonsultować się z psychiatrą oraz zmienić leki i zostałam odesłana do domu
Wiktoria / studentka
- Na pytanie dotyczące tego, co studiuję odpowiedziałam, że psychologię, lekarka powiedziała, że: “tak właśnie myślała”. Zostałam zapytana skąd decyzja o odebraniu sobie życia. Odpowiedziałam, że nie wiem. Pani starała się znaleźć przyczynę w kłótni z mamą czy przyjaciółkami. Kiedy zaprzeczałam, lekarka wydawała się niezadowolona. Zadawała mi pytania, które były naprowadzające na to, że jednak nic mi nie jest.
Mimo próby samobójczej i tego, że dziewczyna informowała o tym, że nie czuje się bezpiecznie sama ze sobą, nie została przyjęta na oddział. Lekarka dyżurna nie widziała potrzeby, aby hospitalizować dziewczynę.
- Zapytałam jej czy nie stanowię zagrożenia dla samej siebie, na co odpowiedziała: "że nie mam depresji, bo osoba z depresją by sobie nie namalowała kresek na oczach, nie przykleiła kryształka i się ładnie nie pomalowała" oraz "że chyba umiem się kontrolować". Dostałam zalecenie, aby skonsultować się z psychiatrą oraz zmienić leki i zostałam odesłana do domu.
Po powrocie do domu dziewczyna postanowiła podzielić się tym, co usłyszała od lekarki na swoim profilu na Instagramie. Pisze tam między innymi o tym, że nie czuje się wysłuchana i uważa, że została zlekceważona.
- Chcę nagłośnić ten problem, bo nie pozwolę, by ktokolwiek jeszcze został potraktowany w ten sposób.
Szpital robi, co w jego mocy, aby zapewnić każdemu pacjentowi należyte wsparcie na każdym poziomie, jednak jest to znacznie utrudnione problemami systemowymi. Potwierdzamy fakt odbycia konsultacji pełnoletniej pacjentki w Izbie Przyjęć naszego szpitala. Po wykonanym badaniu i uzyskanych danych z wywiadu, lekarz dyżurny nie znalazł podstaw do hospitalizacji psychiatrycznej pacjentki
Anna Czarnowska / rzeczniczka szpitala na Srebrzysku
"Miałam to samo"
Post, który opublikowała Wiktoria rozszedł się po internecie lotem błyskawicy. Do tej pory pojawiło się pod nim ponad tysiąc komentarzy. Większość z nich jest przepełniona wyrazami wsparcia dla dziewczyny. Wiele osób komentowało pracę szpitala oraz opisywało problemy, których w nim doświadczyło.
W komentarzach czytamy między innymi: "Miałam to samo, wczoraj"; "Niestety ten szpital nie jest dobrym miejscem pobytu dla nikogo, a brak sensownej oferty ochrony zdrowia psychicznego w Gdańsku, szczególnie dla osób pełnoletnich w kryzysie, strasznie utrudnia uzyskanie jakiejkolwiek pomocy". Do Wiktorii na Instagramie odezwali się miejscy urzędnicy z Gdańska.
ZOBACZ TEŻ: Akcja „Ratujmy nasze dzieci”. Tak naprawdę nie mamy już czasu
W wiadomości wysłanej do dziewczyny czytamy: "Wiktorio, dotarł do nas sygnał dotyczący sytuacji, która spotkała Cię w szpitalu. Bardzo nam przykro, że tego doświadczyłaś. Miasto nie zarządza tym obiektem, ale zależy nam, aby każdy czuł się w Gdańsku dobrze i bezpiecznie oraz otrzymał odpowiednie wsparcie w kryzysie". W dalszej części wiadomości podany został link z dostępnymi formami pomocy.
Szpital odpowiada
O komentarz w sprawie Wiktorii poprosiliśmy Wojewódzki Szpital Psychiatryczny im. prof. Tadeusza Bilikiewicza w Gdańsku.
- Nie jesteśmy w stanie udzielić odpowiedzi na pytania, ponieważ zgodnie z prawem nie możemy informować mediów o stanie zdrowia pacjentów, a więc nie mamy możliwości odniesienia się do zarzutów. Nie jest to pierwsza sytuacja, w której szpital jest oskarżany o niewłaściwą opiekę nad pacjentami i nie ma możliwości się bronić ze względu na szacunek do praw pacjenta i prawa jako takiego. Szpital robi, co w jego mocy, aby zapewnić każdemu pacjentowi należyte wsparcie na każdym poziomie, jednak jest to znacznie utrudnione problemami systemowymi. Potwierdzamy fakt odbycia konsultacji pełnoletniej pacjentki w Izbie Przyjęć naszego szpitala. Po wykonanym badaniu i uzyskanych danych z wywiadu, lekarz dyżurny nie znalazł podstaw do hospitalizacji psychiatrycznej pacjentki - informuje Anna Czarnowska, rzeczniczka szpitala.
Dziewczyna zapowiedziała złożenie oficjalnej skargi na NFZ.
Decyzję podjęto po badaniu psychiatrycznym
Rozmowa z dr. Jędrzejem Nowaczykiem, lekarzem psychiatrą, zatsępcą dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego na gdańskim Srebrzysku
Czy uważa Pan za profesjonalne stwierdzenie lekarza, że osoba, która "pomalowała kreski na oczach i przykleiła kryształek" nie może odebrać sobie życia?
Trudno mi się do tego odnieść. Taka informacja pojawiła się tylko w relacji pacjentki. Jeśli nawet te słowa zostały wypowiedziane, ważny jest kontekst wypowiedzi.
Czy szpital ma opracowane procedury postępowania w Izbie Przyjęć, gdy zgłasza się osoba, która twierdzi, że próbowała popełnić samobójstwo lub/i ma myśli samobójcze?
Nie ma bezpośrednich procedur, które określają ściśle postępowanie w konkretnych sytuacjach klinicznych. W tym także myśli samobójczych, zamiarów samobójczych, prób samobójczych czy samouszkodzeń - a należy to rozróżniać - oceny dokonuje lekarz dyżurny Izby Przyjęć. I w oparciu o tę ocenę albo decyduje o przyjęciu, albo udziela porady i odmawia przyjęcia do szpitala.
O tym decyduje tylko jedna osoba?
Tak. Trzeba dodać, że w szpitalu przez całą dobę dyżuruje trzech lekarzy i w każdym momencie, w przypadku wątpliwości, jest możliwość zasięgnięcia opinii drugiego lekarza.
Co leży u podstaw decyzji lekarza, który w takiej sytuacji odmawia przyjęcia do szpitala?
Decyzję podejmuje się przede wszystkim w oparciu o badanie psychiatryczne, rozmowę z pacjentem, ocenę stanu klinicznego. Jeśli jest taka możliwość, uzyskujemy dodatkowo informacje z wywiadu obiektywnego, na podstawie skierowania do szpitala oraz informacji od rodziny pacjenta, policji, straży pożarnej itp. W oparciu o te informacje lekarz dokonuje oceny stanu psychicznego pacjenta i decyduje, czy konieczne jest leczenie szpitalne, czy ambulatoryjne.
Czy wysłanie pacjenta do szpitala przez terapeutę nie jest brane pod uwagę?
Z formalnego punktu widzenia (w oparciu o ustawę o ochronie zdrowia psychicznego) terapeuta nie ma możliwości wydania skierowania do szpitala. Oczywiście nie jest tak, że nie słucha się tych opinii. Musimy mieć jednak na uwadze, że w tym konkretnym przypadku opinia została przekazana jedynie przez pacjentkę. Nie mamy żadnego potwierdzenia na piśmie. Zdarza się , że pacjenci powtarzają lekarzom jedynie,co usłyszeli od swojego terapeuty. Z doświadczenia wiemy, że nie zawsze są to informacje prawdziwe.
Zespół uznał, że decyzja lekarki była prawidłowa
Rozmowa z dr. nauk ekonomicznych Mariuszem Kaszubowskim, dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego na gdańskim Srebrzysku
Jak wygląda obecnie obłożenie oddziałów dla dorosłych szpitala na Srebrzysku?
Patrząc na ostatnie miesiące, oscyluje ono między 85 do 95 procent.
Nie odsyłacie chorych do innych szpitali z powodu braku miejsc?
W przypadku braku miejsc, jeśli przyjęcie jest zasadne, szukamy miejsca w innym szpitalu.
Jakie są kryteria przyjęć na oddział?
Jest jedno ogólne kryterium - przyjmujemy pacjentów wymagających bezwzględnej hospitalizacji, czyli wtedy, gdy stanowią oni zagrożenie dla życia i zdrowia, swojego bądź innych. Nie ma przy tym dokładnych kryteriów, które w sposób szablonowy regulują tę kwestię. To lekarz na Izbie Przyjęć podejmuje decyzję na podstawie wywiadu, rozmowy ze świadkami, oceny zachowania, wyglądu pacjenta oraz historii choroby. Takie badanie trwa od 30 minut do godziny. Decyzja ostateczna zawsze zależy od lekarza. Nawet w sytuacji wątpliwości, lekarz stara się to rozstrzygnąć na Izbie Przyjęć Szpitala.
Czy decyzja w sprawie skarżącej się pacjentki została zweryfikowana?
Podkreślę jeszcze raz - jako dyrektor nie mam wpływu na decyzję lekarza dyżurnego. Przy czym pacjent ma zawsze prawo do swojej opinii. Swoje obiekcje może zgłosić Rzecznikowi Praw Pacjenta w szpitalu lub złożyć skargę do dyrekcji. W tym przypadku pacjentka nie zrobiła tego, decydując się na publikacje w mediach społecznościowych.
Jak zareagował na publikację szpital?
Ze względu na zaistniałą sytuację, powołano w szpitalu zespół, który ocenił decyzję dyżurującej pani doktor. Po przeanalizowaniu sprawy uznano, że była to właściwa decyzja.
Gdzie, jeśli nie w szpitalu, tacy pacjenci jak pani Wiktoria powinni otrzymać pomoc?
Jest problem systemowy, związany z załamaniem wsparcia ambulatoryjnego. Nie funkcjonują efektywnie poradnie i oddziały dzienne. Dostanie się do lekarza w ramach NFZ graniczy z cudem albo oznacza czekanie w ogromnych kolejkach. Ludzie, którzy potrzebują pomocy, ale nie wymagają hospitalizacji, nie mają się dokąd zgłosić. Pojawia się wówczas pierwsza myśl - jadę do szpitala. Ale Izba Przyjęć nie jest miejscem udzielania porad.
Chorzy wpadają w systemową czarną dziurę?
Tak to można określić. Pacjent, który odbija się od Izby Przyjęć i dostanie od naszego lekarza skierowanie do poradni lub oddziału dziennego, nie rozwiąże swoich problemów, ze względu na brak miejsc. I kółko się zamyka.
Jego stan może się jednak pogorszyć. I co wtedy?
Kiedy pogorszy się wyraźnie i trafi na naszą izbę, decyzją lekarza dyżurnego może zostać przyjęty. To jest absurd, który pojawia się nie tylko w psychiatrii, ale także w innych dziedzinach opieki zdrowotnej. Cierpimy z tego powodu jako szpital, na który zrzucana jest odpowiedzialność za brak właściwych rozwiązań systemowych. Staramy się we własnym zakresie tyle, ile możemy. Mamy swoją poradnię, oddział dzienny. Ale tu też są ogromne kolejki.
Napisz komentarz
Komentarze