Jesteśmy w połowie Wielkiego Postu, czasu pokuty i wyrzeczeń kulinarnych. Post jest dziś człowiekowi do czegoś potrzebny?
W ciągu kilkudziesięciu lat po traumach wojny, gdy minęło zagrożenie głodem, które znali jeszcze nasi dziadkowie i rodzice, post był i nadal jest mylony z głodówką. To sprawia, że myśl o powstrzymywaniu się od jedzenia ma wyłącznie negatywne konotacje. Mało tego, jest utożsamiana z zagrożeniem zdrowotnym. A różnica jest dość zasadnicza: post jest dobrowolny, a głodówka przymusowa.
Patrząc na historię ludzkości, widzimy, że okresy postu są charakterystyczne dla każdej religii. Są one interpretowane jako wyrzeczenie się pokarmu dla celów wyższych. Z kolei, patrząc na konstrukcję człowieka, widzimy, że mają one duże znaczenie zdrowotne.
Ostatnio słyszałam, że dla zdrowia i dobrej figury nie należy pościć, ale jeść co trzy godziny niewielkie porcje.
Nieprawda. Żeby mówić o poście, trzeba najpierw powiedzieć, co dla człowieka i zwierząt jest nienaturalne. Okresy niejedzenia są wpisane w nasze funkcjonowanie. Nie zawsze tak było, że wstawaliśmy, sięgaliśmy do lodówki i tam czekało na nas pożywienie. Zdobycie żywności wiązało się albo z wytężonym wysiłkiem fizycznym – mówimy tu o rolnictwie – albo, w okresie jeszcze wcześniejszym, z zagrożeniem życia. Zbierając coś, musieliśmy wiedzieć, że nie będzie to trujące, że nie zjemy patogennego mikroorganizmu, a już na mięso trzeba było zapolować. I to mogło być bardzo niebezpieczne.
W związku z tym, funkcjonujemy tak, by być zachęcanym do jedzenia na tyle, na ile jest to niezbędne. I niekoniecznie więcej, bo po co się narażać, jak nie trzeba.
Jak to działa?
Każdy zjedzony nadmiar pożywienia odkładamy na zapas, a później z tego zapasu korzystamy. Biologicznie funkcjonujemy między stanem zapotrzebowania na jedzenie, czyli stanem głodu, a stanem sytości, gdy jedzenia nie musimy zdobywać.
Współczesny dostęp do żywności, która umiejętnie manipuluje stanami głodu i sytości, spowodował, że przestaliśmy na te sygnały reagować. Jemy za dużo i nadal możemy zjeść więcej, a głód nam nie grozi.
Lekarstwem na to ma być post?
Do koncepcji postu wrócono niedawno, gdy na północnej półkuli staliśmy się społeczeństwami otyłymi, ze wszystkimi konsekwencjami zdrowotnymi. Już w 2015 r. polskie dzieci uznano za najszybciej tyjące na świecie, a cukrzyca przestała być chorobą osób w podeszłym wieku.
Codzienny post, zwany w Polsce oknem żywieniowym, został zaproponowany przez kanadyjskiego nefrologa Jasona Funga, który opisał go w świetnej książce „Głodówka krok po kroku”. Pod jego opieką są chorzy, którzy mają problemy z nerkami. I bardzo często są to osoby otyłe. Fung szukał sposobu na odchudzenie tych pacjentów. Wszelkie znane diety nie dały rezultatu, i wówczas Kanadyjczyk zauważył, że przegapiliśmy pewien ważny aspekt, czyli dwukomorowość naszego systemu odżywiania. Można to porównać do kuchni z lodówką i zamrażarką. Odpowiednikiem zamrażarki jest nasza tkanka tłuszczowa, a lodówki – to, co na bieżąco spożywamy. Z doświadczenia wiemy, że póki coś jest w lodówce, nie warto sięgać do zamrażarki. Tym, co kontroluje przepływ między ludzką lodówką a zamrażarką, jest hormon insulina. Insulina odpowiada za gospodarkę glukozą, jest także głównym organizatorem naszego metabolizmu. Co dla nas istotne – blokuje dostęp do tkanki tłuszczowej, póki jest dostępna glukoza z pożywienia.
Czyli nie dopuszcza nas do zamrażarki?
Zanim zjemy, strawimy, dostanie się to do krwioobiegu, mija kilkanaście godzin. Kiedy jemy co trzy godziny, nigdy nie nadchodzi moment, by glukoza we krwi pochodząca z tego, co zjemy, spadła do tego stopnia, by insulina przestała działać i pozwoliła na dostęp do tkanki tłuszczowej. Poziom insuliny najbardziej podnoszą węglowodany, potem białka, najmniej – tłuszcze. Dlatego liczba spożytych kalorii nie ma aż tak dużego znaczenia, jak dostępność glukozy w krwioobiegu.
Dopiero kiedy glukoza ze źródeł zewnętrznych się skończy, pojawiają się mechanizmy pozwalające na produkcję glukozy z naszych zasobów wewnętrznych. Czyli – dobieramy się do tkanki tłuszczowej.
Kiedy kończy się ta pokarmowa glukoza?
W momencie gdy jest na nią duże zapotrzebowanie, jest już przyswojona lub, na przykład, przy wysiłku fizycznym.
A kiedy przestaje nami dyrygować insulina?
Biorąc po uwagę minimalne zapotrzebowanie człowieka na kalorie, czyli ok. 2 tysięcy kilokalorii wystarcza nam na ok. 12 godzin. Plus glikogen zmagazynowany w wątrobie, czyli szybkie źródło glukozy, zabiera kolejne dwie godziny.
Oznacza to, że potrzebujemy co najmniej 14 godzin, by zacząć dobierać się do swojej tkanki tłuszczowej. Zjadamy kolację przed godziną 20:00, do dziesiątej mija nam te 14 godzin. Ale żeby zjadło trochę tej tkanki, trzeba jeszcze nieco poczekać. Osobiście staram się nie jeść od godziny 20:00 do 14:00. Podobną decyzję o poście podjęły, choć w innych godzinach, moje współpracowniczki.
Nie jesteście głodne?
Trzeba zachować czternaście godzin niejedzenia, by człowiek przestał być głodny. Insulina współpracuje z greliną, hormonem głodu, „informując” ją, że spada poziom cukru. Kiedy insulina przestaje instruować grelinę, przestajemy być strasznie głodni. Można to porównać z naszą chęcią pójścia do toalety. Kiedy toalety nie ma w pobliżu, czekamy na okazję. I wcale nas to cały czas nie męczy. Podobnie wygląda z głodem. Kiedyś, po śniadaniu już o godz. 12:00, 13:00 byłam bardzo głodna, gdyż komunikacja między insuliną a greliną była bardzo żywa. Teraz nie jestem już sterroryzowana głodem.
Zawsze słyszałam – musisz zjeść śniadanie, by mieć siły na cały dzień. Tych sił przez post nie brakuje?
Wyobraźmy sobie człowieka pierwotnego, który dawno nie jadł i musi zdobyć jedzenie. Jaki sens biologiczny miałoby, gdyby brak jedzenia powodował słabość, bezmyślność, brak skupienia? On by żadnego zwierza nie upolował! Jest dokładnie odwrotnie. Człowiek czuje wówczas, że jest pełen energii, ma jasny umysł, pracuje niezwykle sprawnie. Dopiero po zjedzeniu posiłku robi się senny, a organizm zajmuje się trawieniem.
Wszystkie doświadczenia nabyte w związku z dobrobytem oszukują nasze naturalne mechanizmy. Okresowe posty to naprawdę powrót do natury.
Czy wielogodzinne niejedzenie nie jest szkodliwe dla dzieci i osób starszych?
W tradycji dzieci też pościły, to żadna nowina. Nie jestem lekarzem, ale uważam, że dzieci powinny jeść wszystko, co jest im potrzebne do wzrostu. Lepiej niech jedzą regularnie. A co do osób starszych, to z doświadczenia wiem, że niejednokrotnie zmuszenie ich do jedzenia to wyczyn. Kiedy zaburzona jest sygnalizacja głodu, pojawia się zagrożenie dla życia. I tu jedzenie co chwilę jest bardzo wskazane.
Powinno się liczyć kalorie?
Jest to kwestia indywidualna. Możemy zjeść tę samą porcję żywności i przyswoić ją lepiej lub mniej efektywnie niż inny człowiek. Zjawisko to jest obecnie bardzo dobrze zbadane. Wiąże się ono ze sposobem funkcjonowania naszych genów, które dziedziczymy po przodkach.
Zbadano ludzi, którzy zostali poczęci w Holandii pod koniec II wojny światowej, w czasach wielkiego głodu, gdy przez 10 miesięcy Niemcy wprowadzili ograniczenie żywieniowe do 600 kilokalorii dziennie na osobę.
Okazuje się, że ludzie poczęci w okresie głodu żyją teraz z otyłością. Urodzili się bowiem z informacją, że trzeba oszczędnie gospodarować zasobami. Powoduje to nadmierny apetyt i odkładanie tkanki tłuszczowej.
To wszystko, o czym mówię, zbadano w ostatnich 15 latach.
Dlaczego powinniśmy pościć?
Bo jest to jedyna naturalna dieta. Jest też niebywale wygodna, bo wszystko, co trzeba zrobić, to powstrzymanie się od jedzenia przez kilkanaście godzin.
Potem mogę jeść, co chcę?
Nie jest to na pewno dieta restrykcyjna. Trzeba oczywiście pić wodę. Pojawia się także inne postrzeganie żywności. Przed dwoma laty nie myślałam, że człowiek może czuć się tak bardzo najedzony. Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia zapowiedziałam, że nie będzie żadnego terroru żywieniowego. Spaliśmy długo, siadaliśmy do jednego, dużego świątecznego posiłku po godzinie 13:00, jedliśmy go z dużą przyjemnością, zgodnie ze staropolskim przysłowiem „apetyt rośnie w miarę jedzenia”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wielki Post. Mamy czas, by zobaczyć, co w nas nie działa, co wysysa z nas życie
Pomysł przyda się na Wielkanoc, kiedy od godziny 10:00 do wieczora nie wstajemy od stołu?
Wystarczy, że siądziemy za stołem trochę później. Przestrzeganie postu przyda się nam jeszcze z jednego powodu. Nie wiemy, czy zawsze będziemy żyć w dobrobycie. Przedłużając czas niejedzenia, unikamy cierpienia z głodu i odkładamy posiłek na później, gdy da nam on poczucie większej sytości, pozwalając lepiej gospodarować skromniejszymi zasobami.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa zdrowotna. Organizm nasz jest tak skonstruowany, że póki spożywamy posiłki, priorytetem jest ich zagospodarowanie. Tymczasem w naszych organizmach pojawiają się substancje niekoniecznie korzystne, którymi nie jesteśmy w stanie się zająć. Bo zagospodarowujemy to, czego właśnie dostarczyliśmy.
Okres postu daje organizmowi czas, by posprzątać, pozbyć się niewłaściwych, chorych komórek, niebezpiecznych produktów metabolicznych. Te nadmiarowe komórki zostają zutylizowane przy niedoborze żywności. Takie podejście żywieniowe jest wskazane także dla osób zagrożonych nowotworowo.
I na koniec krótka osobista refleksja. Po pierwszych dwóch tygodniach przestrzegania przerwy jedzeniowej między godziną 20:00 a 14:00 zrozumiałam, że jestem zdrowym człowiekiem. Że się dobrze z tym czuję.
Napisz komentarz
Komentarze