Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Maciej Grzywaczewski: Ja nie tylko odnalazłem te zdjęcia, ja na nowo odnalazłem ojca

Film „33 zdjęcia z getta” to nie tylko opowieść o fotografiach odnalezionych po 80 latach. To rzecz o wielkiej historii, ale i opowieść o młodym, odważnym człowieku, jakim był mój ojciec. To też moja historia – mówi Maciej Grzywaczewski, producent filmowy, wydawca, działacz opozycji demokratycznej w PRL.
Maciej Grzywaczewki
Maciej Grzywaczewski: Ojciec wiedział, że uwiecznił ważną część historii Polski

Autor: Joel Blue Pellicano

Film „33 zdjęcia z getta”, którego pokaz specjalny odbył się w Europejskim Centrum Solidarności, przedstawia kulisy pewnego odkrycia. Pierwsza scena?

Reklama

Opowiada o wydarzeniu, o którym ponad dwa lata temu było głośno na całym świecie. Dotyczy odkrycia zdjęć amatorsko wykonanych przez mojego ojca w kwietniu 1943 roku w czasie powstania w getcie warszawskim. Do tej pory jedyną dokumentacją tego czasu był przygotowany dla Himmlera raport generała SS Jürgena Stroopa, dowódcy likwidacji getta, zatytułowany „Es gibt keinen jüdischen Wohnbezirk in Warschau mehr!” (Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje!). Jednak negatyw dołączonych do raportu, słynnych dziś fotografii, zaginął. Kliszę z aparatu mojego ojca udało mi się odnaleźć. Po 80 latach od tamtych wydarzeń... W kartonie z innymi zdjęciami jego autorstwa.

Leszek Grzywaczewski, getto, Warszawa
Zdjęcie z getta, z lewej strony stoi Leszek Grzywaczewski (Autor nieznany)

Leszek Grzywaczewski, bo o nim mowa, przekracza mury getta jako 23-letni pracownik stołecznej służby pożarniczej.

Warszawską Straż Ogniową skierowali tam Niemcy, nie po to jednak, by gasić płonące getto. Nakazano im pilnować, by pożar z palących się budynków nie przenosił się na domy po tzw. stronie aryjskiej.

Jak to się stało, że nikt wcześniej do tego kartonu ze zdjęciami nie zajrzał?

Pudła ojca zaczęliśmy z siostrą przeglądać dopiero po śmierci mamy w 2013 roku, ojciec odszedł w roku 1992. Ale ponieważ zdjęć było bardzo dużo, także tych z wojny, nie zdołaliśmy przejrzeć wszystkiego. Poza tym nie mieliśmy świadomości, że mogą tam być takie skarby. Ojciec nigdy nie wspomniał, że dokumentował tak ważne wydarzenia. 

Dziesięć lat temu dowiedzieliśmy się, że zdjęcia z getta wykonane przez ojca są w zbiorach Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Wtedy zacząłem szukać w kartonach z negatywami, czy zachowało się coś jeszcze. Ale niczego nie znalazłem.

Gdy w 2022 roku Muzeum Polin organizowało wystawę z okazji 80. rocznicy powstania w getcie „Wokół nas morze ognia”, kuratorka ekspozycji Zuzanna Schnepf- Kołacz zadzwoniła do mnie z sugestią, bym przejrzał zdjęcia autorstwa ojca ponownie... Uległem, choć nie sądziłem, że coś znajdę, trudno było mi uwierzyć, żeby ojciec trzymał tak ważną dokumentację w domu...

A jednak...

Negatyw z klatkami z getta był w ostatnim pudle...

Niezwykłe, że taki temat leżał nieodkryty, przez lata, w domu producenta filmowego.

Film „33 zdjęcia z getta” to jednak nie tylko opowieść o tych fotografiach. To rzecz o wielkiej historii, która zmienia losy świata, dzieje niezwykłej przyjaźni czasu wojny, opowieść o młodym, odważnym człowieku, jakim był mój ojciec. To też moja historia.

strażacy w gettcie, Warszawa
Zdjęcie strażaków, kolegów Leszka Grzywaczewskiego. Z tyłu widać Niemca robiącego zdjęcie (fot. Leszek Grzywaczewski)

33 zdjęcia...

Pięć fotografii z tego negatywu w 1946 roku trafiło do archiwum Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej przy Centralnym Komitecie Żydów Polskich. Były dokładnie opisane. Jednak nie przez mojego ojca. Podejrzewamy, że zrobił to Hilary Laks, którego wraz z żoną i córką mój ojciec w czasie okupacji ukrywał w Warszawie. To jemu właśnie, prawdopodobnie w latach 60., ojciec przekazał te fotografie. 

Hilary Laks wyjechał z Polski po pogromie żydowskim w Kielcach w 1946 roku. Ojciec spotkał się z nim w Szwecji. Jednak o tym spotkaniu nigdy nam nie opowiedział. Nowych faktów dotyczących naszej historii rodzinnej odkryliśmy przez ostatnie trzy lata wiele...

Dziennik wojenny prowadzony przez Leszka Grzywaczewskiego to pewnie też materiał na osobną opowieść. Na kolejny film?

O zdjęciach z getta nie ma w tych zapiskach ani słowa. Choć między innymi dzięki tym dziennikom ustaliliśmy, jakim aparatem to, co tam się działo, fotografował. Zdjęcia robione były półklatkowo, sprzętem ze specjalną membraną. W dziennikach pisze, jako to spędził pół godziny w toalecie – było to jedyne miejsce bez okien, gdzie można było zaimprowizować ciemnię – próbując załadować rolki. Niemiecki aparat, Kochmann Korelle, którego używał, produkowała żydowska firma, później przejęli ją Niemcy, funkcjonowała jeszcze po wojnie w NRD. 

Dzienniki ojca w identyfikacji tych zdjęć były dla nas cennym źródłem informacji, ale to też dużo mówiące o ich autorze osobiste, intymne wręcz, zapiski dotyczące relacji z moją mamą. To opis świata widziany od 1938 roku. Między innymi barwne obrazki ze szkoły, liceum im. Stefana Batorego. Ojciec pisze, na przykład, o klasowej wycieczce do Częstochowy, tuż przed maturą. Zachowało się nawet zdjęcie z tego wyjazdu. A klasa to wyjątkowa, były w niej takie ananasy, jak choćby Jacek Bytnar czy Maciej Dawidowski, tuzy Szarych Szeregów! W zapiskach są perełki – wspomnienia typu: „Baczyński tak się wydzierał, że aż głos stracił!”...

Dzienniki prowadził do 1948 roku. Oczywiście, słowem nigdy nam o nich nie wspomniał... Znaleźliśmy je dobrze ukryte, na dnie szafy, prawie pod podłogą. Czas komuny był jeszcze bardziej niebezpieczny niż okres wojny...

getto, Warszawa
Zdjęcia robione były z ukrycia (fot. Leszek Grzywaczewski)

Pana ojciec przyjechał do Gdańska tuż po 1945 roku.

Ukończył studia na Wydziale Budownictwa Okrętowego Politechniki Gdańskiej, pracował w Polskim Rejestrze Statków oraz w Instytucie Morskim. Wraz z mamą byli bardzo aktywni w Jacht Klubie Polskiej YMCA w Gdańsku. W 1946 roku można było – jeszcze bez większych problemów – popłynąć do Szwecji, dzięki temu prawdopodobnie udaje mu się spotkać z Laksem. Przykręcenie stalinowskiej śruby nastąpiło dopiero w 1948 roku. Czasy przyszły bardzo złe. Nie można było ryzykować. Ojciec przestaje prowadzić dziennik.

Leszek Grzywaczewski to rocznik 1920, maturę zdaje w 1939 roku. Wyjątkowe pokolenie.

Uświadomiłem to sobie dopiero, czytając jego dzienniki. Nigdy wcześniej o czasie wojny, okupacji nie rozmawiałem z ojcem...

Dlaczego?

Wiedziałem, że był w straży pożarnej, że wziął udział w powstaniu warszawskim, gdzie był ranny w nogę. Wiedziałem, że pomagał rodzinom żydowskim, zresztą z jedną z tych rodzin spotkaliśmy się w latach 70... Dlaczego nie powiedział nam o tych zdjęciach? Na jednym z nich, odnalezionym po latach, płonąca kamienica, przed nią esesmani. A w oknie, u góry – czego nie widać – ale dziś wiemy to już z historii – stoi rodzina żydowska przed samobójczym skokiem. Na odwrocie fotografii ojciec napisał: 

„Nie pomogliśmy im, choć technicznie było to możliwe...”. 

Szukając zdjęć z getta, przejrzałem całe archiwum fotograficzne ojca. Czułem, jakbym klatka po klatce wchodził, po latach, i we własne życie, fotografie z czasów, gdy byłem dzieckiem, ujęcia z uroczystości rodzinnych, z rejsów łódką, z wakacji... Te powroty do przeszłości... Mogę zrozumieć, że nie zawsze chce się do tego wracać. To nie jest łatwe przeglądać archiwa po rodzicach. 

Ta jedna klisza, z 46 klatek 33 to powstanie w getcie, co jest na pozostałych?

Dużo zdjęć mojej mamy. Ale zdjęcia, które mają walor dokumentu historycznego, to tylko te z getta. W dziennikach pisze, jak pożyczał od kogoś aparat i jak ten pożyczony sprzęt mu ukradli. Był pasjonatem fotografii. Filmy kupował na czarnym rynku, na metry. Robienie zdjęć było wtedy utrudnione, skomplikowane...

I niebezpieczne.

Na zdjęciach z getta widać, że robił je z ukrycia, i że wracał tam kilka razy. Są i takie, na których jest żołnierz niemiecki, ewidentnie wie, iż jest fotografowany. Na kolejnym ujęciu – ojciec, któremu ktoś musiał zrobić zdjęcie. Może ten Niemiec właśnie? Aparat, którym fotografował, był świetny do ukrycia, malutki, szpiegowski prawie. Zresztą udało się, jakiś czas temu, dokładnie ten sam model kupić, pokazaliśmy go podczas gdańskiej premiery filmu.

Zdjęcia są głównym bohaterem filmu, ale to też wstęp do większej opowieści.

Cała ta historia to dokument strasznych czasów. Właściwie nie wiemy, jak ojciec przekazał zdjęcia na Zachód, jak trafiły do Waszyngtonu. Czy podczas pobytu w Szwecji, czy w latach 50., gdy zatrudnił się jako strażak na dwa rejsy na Batorym? W Nowym Jorku spotkał się z Hilarym Laksem. Może wtedy przekazał odbitki? A może zrobił to na początku lat 60., kiedy to przez rok mieszkał w Wielkiej Brytanii, gdzie nadzorował budowę doku dla stoczni szczecińskiej? 

Z listów Hilarego Laksa wiadomo jedynie, że ów odbitki wysłał córce Romie, która mieszkała w Waszyngtonie. Jednak Roma przekazała je Muzeum Holocaustu dopiero po śmierci mojego ojca. Hilary pisze do Romy w 1968 roku: 

„Negatywy są obecnie w rękach Leszka. Wszelkie dodatkowe informacje można również otrzymać od niego. Oczywiście tak długo, jak jest przy życiu. Inna sprawa, że obecna sytuacja wewnętrzno-polityczna w Polsce nie bardzo jest odpowiednia do uzyskania zupełnie szczerych i bezstronnych oświadczeń. Ale to się może zmienić. Ty w każdym razie, gdybyś z kimkolwiek mówiła o tej sprawie, to chwilowo nie wymieniaj nazwiska Leszka, bo to może w obecnej sytuacji sprowadzić kłopot na jego głowę”.

Wzruszająca jest ta troska o przyjaciela. Ta lojalność wobec człowieka, który w czasie wojny ocalił im życie... O tym też jest ten film.

Maciej Grzywaczewski
Maciej Grzywaczewski. Kadr z planu filmu „33 zdjęcia z getta” (fot. Joel Blue Pellicano) 

Jak te trzy lata od odnalezienia zdjęć wpłynęły na pana życie?

To przede wszystkim duże emocje. Ja nie tylko odnalazłem te zdjęcia, ja na nowo odnalazłem ojca. Nasze relacje nigdy nie były łatwe. Był człowiekiem pogodnym, ale zamkniętym w sobie.

To inne pokolenie ojców.

Kiedy zacząłem działać w opozycji, ojciec miał z tego powodu – o czym dowiedziałem się później – spore problemy, choć nigdy nie usłyszałem od niego cienia skargi. Stracił pracę jako wykładowca w Wyższej Szkole Pożarnictwa w Warszawie, ucierpiała też z tego powodu jego kariera naukowa. Mimo że nie komentował tego, co robię – w ogóle nie mówił zbyt wiele – zawsze czułem jego wsparcie. Po odkryciu jego wojennej historii wszystko stało się  jasne... Odważny, otwarty na świat chłopak, którego wojna zmieniła, zostawiła trwały ślad.

Ani zdjęć, ani dziennika nie zniszczył. Chciał, by ktoś po latach to odnalazł.

Wiedział, że uwiecznił ważną część historii Polski. Przecież ci Żydzi z getta to byli polscy obywatele, mieszkańcy Warszawy. Nad gettem w dniu powstania powiewała polska flaga.

Jest pan podobny do ojca?

Fizyczne chyba się upodabniam. Ojciec był na pewno bardziej niż ja zorganizowany, systematyczny, pracowity... Ja przejąłem po nim wiele cech, na pewno tę najważniejszą – wrażliwość na losy ojczyzny. To mam po nim na pewno! Te trzy lata to spory przełom w moim życiu... Zdjęcia do filmu kręciliśmy m.in. w stoczni gdańskiej. Z mostu widać było dok, podobny do tego, którego budowę ojciec nadzorował w Anglii. Gdy wyjechał, prawie na rok, miałem sześć lat... Nagle, po 60 latach, przypomniałem sobie, jak za nim wtedy tęskniłem. Wszystko wróciło.

Reklama Newsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
ReklamaRadi Gdańsk 80 lat konkurs
ReklamaZiaja włosy rosinna pielęgnacja
Reklama Ziaja włosy rosinna pielęgnacja