W tłusty czwartek pączek musi być w... garniturze
Jaki jest więc ten jedyny, wyjątkowy, najlepszy pączek?
- Oj, to bardzo trudne pytanie. Chyba nie ośmielę się na nie tak bezpośrednio odpowiedzieć. Każdy człowiek ma inną percepcję i inne oczekiwania. Ktoś zje donata i też mu to wystarczy. A czy pączki są dobre, decydują sami klienci, którzy ustawiając się po nie w kolejce, dają odpowiedź na to pytanie - dodaje Paradowski.
Cukiernik z Wrzeszcza nie ma jednak żadnych wątpliwości, że pączek musi być z ciasta drożdżowego, smażony i z nadzieniem. Dodatki i smaki to już indywidualna sprawa. Jednak pan Andrzej kręci trochę nosem, gdy słyszy, jak ktoś pączkiem nazywa się jego wegańskie, dietetyczne czy tym podobne odmiany. - Nie mam może nic przeciwko, można to robić, nie chcę tego dyskredytować, ale niech to wtedy nazywa się inaczej, a nie pączek – mówi.
ZOBACZ: Tłusty czwartek. Najlepsze przepisy na pączki
I nie ma wątpliwości, że tłusty czwartek to dzień wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że dla niego czwartek zaczyna się już w … środę. Bo już dzień przed „świętem” ma urwanie głowy, a telefon grzeje się od prób połączenia i chęci złożenia zamówień. Tylko w trakcie naszej rozmowy wyświetliło się kilka nieodebranych połączeń. Ale to cukiernikowi wcale nie przeszkadza. Bardzo się cieszy, gdyż jak podkreśla, to jest ten dzień, w którym wszyscy powinni zapomnieć o codziennych troskach.
- Mamy tak mało radosnych dni i świąt, że w Tłusty Czwartek naprawdę powinniśmy zapomnieć o kaloriach i jedzmy pączki dla szczęścia, radości i pomyślności - podkreśla.
Tym bardziej, że według filozofii pana Andrzeja, pączki podane w tłusty czwartek również powinny być wyjątkowe i ubrane w... odświętny garnitur. Bo pączek pączkowi nie jest równy i te na co dzień, nawet jeśli są dobre, to w czwartek muszą być wyjątkowe. Tak, jak wyjątkowy jest ten dzień w Cukierni Paradowskiego, gdzie cała codzienna produkcja jest postawiona na głowie i pan Andrzej z załogą walczą tylko z pączkami. Nie mogą przecież zawieść rzeszy ludzi, którzy ustawiają się w tłusty czwartek w kolejce, by zapomnieć o wszystkim innym....
To nie ma być fabryka ze 150 punktami odbioru pączków. Tu cały czas stosujemy ten sam przepis, mamy tę samą technologię i tu człowiek decyduje o wszystkim, a nie maszyny
Andrzej Paradowski / właściciel Cukierni Paradowski we Wrzeszczu
Choć przepis na „króla” tłustego czwartku wydaje się dziecinnie prosty, bo potrzeba tylko mąki, jajek, mleka i masła oraz tłuszczu, to jednak wiele osób woli postać w kolejce i zajadać się kupnymi specjałami. I nawet jeśli znów zarzekamy się, że tym razem będzie obżarstwo, ale z umiarem, to w tłusty czwartek nie ma chyba szans, by się na pączki gdzieś nie... nadziać. To tego dnia witryny wielu sklepów kuszą tymi najlepszymi, markety reklamują te najtańsze, a przy wielu cukierniach unosi się słodki zapach.
PRZECZYTAJ TEŻ: Historia tłustego czwartku. Skąd się wziął ten zwyczaj?
Jedna z najdłuższych kolejek ustawi się z pewnością we Wrzeszczu. To właśnie tu, przy ulicy Wajdeloty, od ponad 75 lat mieści się Cukiernia Paradowski. Założył ją zaraz po wojnie pan Stefan Paradowski, który osiadł w zniszczonym po wojnie Gdańsku.
Tłusty Czwartek. Ten sam przepis na wyjątkowe pączki
Przez ponad 75 lat adres cukierni pozostał ten sam. Pan Andrzej, syn założyciela, mimo iż ukończył Politechnikę Gdańską, pozostał wierny rodzinnej tradycji. I nie myśli o przenosinach. Jak to się stało, że cukiernia przetrwała w tym samym miejscu tyle lat?
- Jest to chyba pewien ewenement, zwłaszcza w takim mieście, jak Gdańsk, gdzie tak dużo się dzieje i zmienia. Wydaje mi się jednak, że wpływ na to miały dwie kwestie. Pierwsza, to fakt, że cukiernia znajduje się w Dolnym Wrzeszczu, gdzie nie było aż tak wielkiego naporu nowych firm z zewnątrz, a druga to podejście mojego ojca, który z tym zawodem był związany od dziecka i znał ten fach bardzo dobrze. Żeby zaistnieć i utrzymać jakiś interes, trzeba być bardzo dobrym i umieć oprzeć się różnym napływom – mówi pan Andrzej, który nie zmienił filozofii ojca i z takim samym podejściem kontynuuje tradycje rodzinne
- Fajnie, gdy ma się szansę i możliwość bycia przywiązanym do danego miejsca, ludzi i środowiska. To jest nobilitacja, by być elementem danej społeczności. Można oczywiście się przenieść, wejść na inną ścieżkę rozwoju, tylko ja nie mam takiej potrzeby. Nie chcę tego zmieniać. To nie ma być fabryka ze 150 punktami odbioru pączków. Tu cały czas stosujemy ten sam przepis, mamy tę samą technologię i tu człowiek decyduje o wszystkim, a nie maszyny – mówi cukiernik z Wajdeloty i dodaje, że najważniejsza jest powtarzalność i przyzwyczajenie do pewnych smaków.
Napisz komentarz
Komentarze