Jak niewielu zagranicznych sportowców przyjechał tu, by rzucić kotwicę i pozostać na dłużej. A może i na zawsze? Sympatię i szacunek, zwłaszcza wśród gdyńskich kibiców, zyskał nie tylko zaangażowaniem w grę, bo nie był pierwszy, który dał Arce choćby Puchar Polski. W dobie ciągłych przeprowadzek piłkarzy za lepszym chlebem, Marcus da Silva jest postacią w tym środowisku niebanalną. Po przyjeździe do Gdyni w 2010 roku już jej nie opuścił. Najpierw był jednak Piast Choszczno, w którym Marcus debiutował na polskich boiskach. To był rok 2008, dziś tego klubu już nie ma. Do 2009 roku Brazylijczyk zaliczył nad Wisłą jeszcze dwa kluby: Czarni Żagań i Zdrój Ciechocinek. Ten pierwszy zasłynął w 1965 roku sensacyjnym udziałem w finale Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze (0:4).
PRZECZYTAJ TEŻ: Pierwsze decyzje w Arce Gdynia. Trzech piłkarzy odchodzi
W 2010 roku Marcus pojawił się nad polskim morzem. Najpierw był III-ligowy wówczas Orkan Rumia. Grał na tyle dobrze, że został wypożyczony do występującego wówczas w ekstraklasie GKS Bełchatów. Po sezonie 2011/12 wrócił na Wybrzeże, ale nowy sezon zaczął już w barwach Arki Gdynia. Grał w niej do lipca 2023 roku, a po drodze były trzy puchary, jeden krajowy w 2017 roku i dwa Superpuchary w 2017 i 2018 roku. Dziś wielu kibiców Arki uważa, że bez Marcusa da Silvy nie byłoby tych sukcesów.
2017 był dla niego ważny także z powodu otrzymania polskiego obywatelstwa. To był znak, że Polska nie będzie w jego życiu tylko krajem tranzytowym. Miał już tu swoją rodzinę, a kibice Arki nie wyobrażali sobie drużyny bez niego.
Marcus mocno wrósł w gdyński krajobraz, nie tylko ten sportowy, ale także polityczny. W wiosennych wyborach samorządowych dostał się do Rady Miasta Gdyni z ramienia Koalicji Obywatelskiej.
Święta nad trochę chłodniejszym morzem
W Gdyni ma swoją rodzinę i tu jest teraz jego dom. Święta Bożego Narodzenia spędza więc tutaj, wśród najbliższych.
– W Brazylii święta są podobne do tych w Polsce – mówi 40-letni dziś Marcus da Silva. - Może jedzenie jest trochę inne, ale jeśli chodzi o sposób obchodzenia ich, to nie ma wielkich różnic. Spędzamy je wśród bliskich, z rodzinami. W Sylwestra i Nowy rok wychodzi się na Copacabanę, żeby też trochę poświętować. Brazylijczycy to lubią.
W Brazylii też jest choinka, bogata udekorowana, choć w jego ojczyźnie dominują raczej sztuczne drzewka. Poza tym musi być na nich dużo światła, a pod nią oczywiście prezenty. Marcus przypomina sobie, że w brazylijskiej tradycji nie ma opłatka, z którym po raz pierwszy zetknął się w Polsce. Jak podkreśla w jego brazylijskiej katolickiej tradycji te święta są bardzo podobne i to go bardzo cieszy, bo przypomina dzieciństwo w Rio de Janeiro, gdzie wciąż ma licznych krewnych.
Teraz święta obchodzi z żoną Polką i dziećmi, które także urodziły się w Polsce. Marcus – jak sam mówi – „dobrze wkomponował się” w Polskę i świetnie się tu czuje. – Zdarza się, że lecimy do Brazylii, aby zobaczyć się z moją rodziną. Ostatnio byliśmy tam pół roku temu, a to nie jest łatwe, by każdemu pasował termin. Kiedy byłem singlem, a grałem już w Polsce, to w grudniu zawsze leciałem do Brazylii i tam spędzałem cały miesiąc. Od 10 lat moje życie trochę się zmieniło i teraz święta Bożego Narodzenia spędzam, przede wszystkim z rodziną żony.
Prezent, który utkwił mu do dziś w pamięci?
– Pierwszy rower, który dostałem pod choinkę, byłem wtedy małym, może 5-letnim, chłopcem – wspomina.
Jak święta, to i jedzenie. Dobre i zdrowe zawsze miało dla niego znaczenie. – Nie jestem zawiedziony polskim jedzeniem, przeciwnie, bardzo mi smakuje. Zresztą nie jestem szczególnie wybredny. Mieszkam w Polsce tak długo, że już dawno się dostosowałem, choć czasami lubię zrobić brazylijskiego grilla. Jest trochę inny niż ten w Polsce, oparty na kiełbasce czy karkówce.
Przepada za brazylijskim stekiem zrobionym z wołowego mięsa, które w ojczyźnie Marcusa nazywa się Picanha. Tego mu trochę w Polsce brakuje.
– Czasem zamawiam to mięso przez internet – mówi Marcus i dodaje, że w Gdańsku zna już trzy restauracje z brazylijskim jedzeniem. Jego ulubioną jest ta w Jelitkowie.
Kilka bezsennych nocy
24 listopada 2024 roku podczas ligowego meczu Arki ze Stalą Stalowa Wola Marcus da Silva oficjalnie i uroczyście pożegnał się z kibicami żółto-niebieskich, choć bardziej precyzyjnie byłoby napisać, że z pierwszą drużyną.
– Byłem z tego pożegnania mega zadowolony, ale muszę się przyznać, że przeżywałem wielki stres przed tym wszystkim – zwierza się Marcus. To nie chodziło, o te osiem minut (to symboliczne nawiązanie do numeru Marcusa na koszulce Arki – przyp. autora), które miałem zagrać, ale o wszystkie rzeczy, które trzeba było załatwić, czy o czymś nie zapomniałem, itd. Tydzień poprzedzający tę uroczystość był dla Marcusa ciężki.
– Właściwie przez te wszystkie dni nie spałem dobrze w nocy, cały czas o tym myślałem. To dla mnie dużo znaczyło, całe życie poświęciłem piłce nożnej, w nią się zaangażowałem na maksa, a kiedy się skończyło, to wszyscy, z którymi rozmawiałem mówili mi, że zasłużyłem na takie pożegnanie. To była dla mnie nagroda.
Do tamtego dnia Marcus przewodził w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców Arki. W miedzyczasie „zdetronizował” go jednak Karol Czubak. Licznik pochodzącego z Brazylii pomocnika zatrzymał się na 63 golach, Czubak ma ich obecnie 66 i nadal gra w pierwszej drużynie żółto-niebieskich.
I tak się trudno rozstać
Poradził sobie w piłce, radzi sobie jako radny miasta Gdynia. – Jest co robić. Jak się chce spełnić obietnice, o których mówiło się przed wyborami, to trzeba się zaangażować. Liczę na to, że jeśli wybrałem sportowy kierunek mojej działalności w radzie, to ludzie kiedyś to docenią – mówi.
Mimo pożegnania na stadionie przy ul. Olimpijskiej Marcusowi trudno rozstać się z futbolem.
– Trochę gram jeszcze w drugiej drużynie Arki. Występuje w klasie okręgowej, czyli na szóstym poziomie ligowych rozgrywek. – Chłopaki spadli w zeszłym sezonie z IV ligi. Wtedy Marcus grał w „okręgówce” tyle , że w Wierzycy Pelplin i pomógł jej awansować do IV ligi. Teraz mamy fajną drużynę, jest dobrze, bo trenerem jest Łukasz Kowalski. W całej rundzie mieliśmy tylko jeden remis, resztę meczów wygraliśmy. Bardzo chcemy wrócić do IV ligi – dodaje z satysfakcją.
Napisz komentarz
Komentarze