Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ile miasta zaoszczędzą na podwyżce cen biletów? „Grozi nam spirala cenowa”

Trójmiejskie samorządy szukają oszczędności dla wydrenowanych budżetów w komunikacji publicznej, zapowiadając znaczącą podwyżkę cen biletów. – To bardzo zły kierunek poszukiwania dodatkowych pieniędzy – przestrzegają miejscy aktywiści. Podkreślają, że oszczędności mogą okazać się iluzoryczne, a skutkiem zaproponowanych rozwiązań będzie dalsze zwiększanie prymatu transportu samochodowego nad komunikacją zbiorową.
Fot. Karol Makurat

W połowie br. ceny biletów w trójmiejskiej komunikacji mają jedynie zbliżyć się do poziomu w największych aglomeracjach Polski – przekonują urzędnicy. Trudno nie przyznać im racji. Nawet w przypadku wejścia w życie nowych taryf, ceny za usługi komunikacyjne w Gdańsku oraz Gdyni nadal będę niższe niż np. w Krakowie czy Poznaniu lub na podobnym poziomie jak we Wrocławiu. Bezpośrednie porównanie nie jest łatwe, bo każdy z samorządów stosuje inne typy biletów i zniżek oraz obsługuje transport zbiorowy o innej charakterystyce. Można jednak proponowaną w Trójmieście cenę 4,80 zł za najtańszy bilet 75-minutowy, zestawić z cenami: 6 zł za bilet godzinny w Krakowie, 6 zł za bilet 45-min w Poznaniu, czy 4,60 za bilet jednorazowy lub 5,20 zł za godzinny we Wrocławiu, by przekonać się ile kosztuje komunikacja u innych. Najgorzej wypada porównanie biletów 24-godz., za który w Trójmieście mamy wkrótce zapłacić 18 zł, przy 17 zł w Krakowie, 15 zł w Poznaniu oraz Wrocławiu czy 10 zł w Szczecinie. Nieco lepiej jest z biletem miesięcznym sieciowym, który w Szczecinie kosztuje 80 zł, we Wrocławiu 110 zł, w Krakowie 148 zł, przy planowanych 94 zł w Gdyni oraz 109 zł w Gdańsku.

Objaw "bieżączki"?

W przypadku Trójmiasta problematyczna jest jednak skala jednorazowej podwyżki, jakiej do tej pory nie stosowano, oraz skutki jakie może wywołać. Samorządy zawnioskowały do Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej o zmianę taryf, które w przypadku niektórych biletów oznaczają wzrost cen nawet o 30 proc.

- Zrobiłem porównanie cen biletów komunikacji miejskiej w Gdańsku oraz Berlinie, i niestety, biorąc pod uwagę poziom zarobków w Niemczech, muszę stwierdzić, że nasza komunikacja będzie droższa. O porównaniu jakości nawet nie wspominam – mówi Roger Jackowski, miejski aktywista, członek zarządu Dzielnicy Wrzeszcz Dolny. - Należałoby się zastanowić czy ta podwyżka jest elementem szerszej strategii miasta czy raczej objawem tzw. bieżączki. Obawiam się, że mamy do czynienia z tym drugim. Władze miasta zamiast planować i panować nad sytuacją zachowują się jak zerwana boja miotana falami kryzysu.

Opozycja w Radzie Miasta Gdańska mówi o braku konsekwencji w decyzjach władz miasta. Z jednej strony przypomina o dopiero co uchwalonym budżecie na 2022 r., uwzgledniającym wyższe koszty funkcjonowania transportu zbiorowego, z drugiej wraca do roku 2018, gdy samorząd zwolnił z opłat za komunikację młodzież szkolną, czym znacząco powiększył pulę gminnych wydatków w tym zakresie.

- To był moment, gdy podniesiono „kotwicę” zarzuconą przez lata na 50 proc. kosztów po stronie miasta. Ostatnie decyzje, związane z przerzuceniem kosztów na mieszkańców, to zdecydowanie przeciwny, niezrozumiały kierunek w stosunku do dotychczasowej polityki – komentuje Kazimierz Koralewski, przewodniczący klubu PiS w gdańskiej radzie miasta.

Co z promowaniem transportu zbiorowego?

Władze miast przekonują, że tematu w ogóle by nie było, gdyby nie rosnące koszty energii i paliw oraz drenujące budżety samorządów założenia Polskiego Ładu, który wpłynie na poziom osiąganych dochodów. Poza tym, urzędnicy wskazują na trudną sytuację komunikacji w czasach pandemii, a w związku z tym, mniejsze wpływy ze sprzedaży biletów.

Skoro jednak władze samorządowe mówią o potrzebie szukania oszczędności, zapytaliśmy o ich przewidywaną skalę. W przypadku Gdyni, która w tym roku na bieżące funkcjonowanie komunikacji wyda nieco ponad 180 mln zł, planowane podwyżki pozwolą zaoszczędzić ok. 5 mln zł. Gdański magistrat nie odpowiedział na pytanie w tej sprawie, jednak licząc proporcjonalnie w stosunku do Gdyni, oszczędności powinny oscylować w granicy 15-20 mln zł, przy wydatkach na lokalny transport zbiorowy rzędu 520 mln zł. Poza tym, jak czytamy w komunikacie Urzędu Miasta w Gdańsku, całość pozyskanych środków zostanie przeznaczona na uruchomienie nowych linii tramwajowych oraz zakupu nowego taboru.

Z jednej strony rodzi to pytanie czy inwestowanie w tabor w sytuacji wciąż mocno ograniczonych możliwości sfinansowania zakupów ze środków unijnych, to dobry kierunek obrany na 2022 r., z drugiej, pojawiają się wątpliwości czy oczekiwany poziom oszczędności jest współmierny do możliwych negatywnych konsekwencji. Te dotyczą nie tylko dodatkowego obciążenia budżetów gospodarstw domowych.

- Oczekiwane oszczędności w kasie miasta mogą bardzo szybko okazać się stratami. Podwyższając ceny biletów teoretycznie można zakładać mniejsze wydatki, natomiast trzeba liczyć się z tym, że odbije się to na liczbie przewożonych pasażerów, co ostatecznie zmniejszy wpływy z biletów – mówi Roger Jackowski. - Nie dostrzegam w tym realizacji hasła o promowaniu transportu zbiorowego, którym władze tak chętnie szermują. Gdyby tak w rzeczywistości było, mieszkańcy nie mieliby wątpliwości, który ze środków komunikacji jest tańszy: zbiorowy czy indywidualny. Mamy do czynienia z zakłamywaniem rzeczywistości. 

Mam wrażenie, że działania samorządów nie są do końca przemyślane i podejmowane na zasadzie gaszenia pożaru. Prawdopodobnie urzędnicy obawiają się, że w połowie roku przestaną się im spinać budżety

dr Tomasz Larczyński / Lepszy Gdańsk

Urząd o trudnej konieczności

- Nie pamiętam, byśmy kiedykolwiek mieli do czynienia z tak drastycznymi podwyżkami. Do tego moment ich ogłoszenia jest fatalny - dr Tomasz Larczyński z ruchu Lepszy Gdańsk. - Jak wiemy, niedawno obniżono akcyzę na paliwa, w związku z czym obniżyła się ich cena. Nie wiadomo jak długo się utrzyma, jednak na tę chwilę postrzeganie transportu publicznego staje się w oczach pasażerów bardzo niekorzystne. Obawiam się, że wkrótce będziemy mieć do czynienia ze spiralą cenową, objawiającą się tym, że podwyżki spowodują dalszy spadek liczby pasażerów, a to przełoży się na rosnące koszty oraz potrzebę kolejnej zmiany taryf. Efektem znów będzie kolejny odpływ pasażerów itd.

Co na to urzędnicy? Władze Gdyni odpowiadają, że podwyższenie cen jest dla samorządu trudną koniecznością. Przekonują, że przyjęta polityka jest najlepszą z możliwych do zastosowania.

- W 2021 r. liczba pasażerów komunikacji miejskiej przewiezionych w Gdyni była mniejsza o 32 proc. w stosunku do 2019 r. Zadecydowały o tym różne uwarunkowania, w szczególności zmiana zachowań komunikacyjnych mieszkańców pod wpływem pandemii Covid-19, ale także wzrost dostępności do samochodów osobowych i innych środków transportu, zarówno własnych, jak i użytkowanych wspólnie. Wyniki systematycznie prowadzonych badań popytu wykazały, że maksymalne zapełnienie pojazdów w wielu kursach wynosiło kilku lub najwyżej kilkunastu pasażerów. Na spadek liczby pasażerów nałożyły się problemy budżetowe gminy, wynikające z polityki państwa, polegającej na obniżaniu dochodów własnych samorządów oraz nakładaniu na nie dodatkowych zadań bez adekwatnego pokrycia finansowego. W tej sytuacji konieczne było podjęcie decyzji o regulacji cen, nawet pomimo nieznacznego zmniejszenia liczby wozokilometrów, w dostosowaniu do poziomu popytu i możliwości budżetowych. Podwyższenie cen nie jest więc opcją, ale koniecznością, w celu zrównoważenia budżetu – mówi Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki.

Propozycja nowych taryf będzie przedmiotem dyskusji na najbliższym posiedzeniu MZKZG, które zaplanowano na piątek, 11 lutego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama