Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Styczniowe listy

Początek roku to specyficzny moment, poza różnymi kwestiami, kojarzący mi się z podwyżkami. Miasto obwieszcza nowe – w Gdyni zawsze najwyższe możliwe – stawki podatku od nieruchomości, rytualnie drożeje gaz i prąd (w tym roku w sposób absolutnie spektakularny) i generalnie życie okazuje się droższe.

W świecie tych elektryzujących podwyżek jakoś nauczyliśmy się żyć i przywykliśmy do tego, że jakoś tak co roku jest trudniej. Przychodząca w styczniu korespondencja, odcinek po odcinku, oswaja nas z nową rzeczywistością, a styczniowe temperatury sprawiają, że nawet się zbytnio nie gorączkujemy.

W tym roku dostaliśmy jeden list, po raz pierwszy, i wrażeniami z tej lektury chciałbym się podzielić. Był to list z gdyńskiego Hogwartu. Do tej szkoły, zwanej gdyńską trójką, chodzi moja starsza córka – na marginesie, była to jedyna szkoła, do której chciałem, żeby nie szła (żaden porządny absolwent gdyńskiej Szóstki nie chciałby, by latorośl szła do Trójki), dlatego pewnie tam trafiła. No trudno.

Rzecz nie w chodzeniu do trójki, choć chluby to nie przynosi, ale w liście, a nawet w listach. Jeden był od dyrektora do rodziców, drugi od wiceprezydenta Gdyni do dyrektora. Treść obu listów sprowadzała się do tego samego – do cięć w budżecie szkoły. Zatroskany pan wiceprezydent, poruszony rozwiązaniami Polskiego Ładu, tudzież skromnością subwencji oświatowej, ogłosił obcięcie budżetu placówki o… 821 tysięcy, a pan dyrektor, przekazując te informacje, poprosił rodziców o zwiększenie zaangażowania finansowego na rzecz Rady Rodziców, by móc utrzymać standardy nauczania i opieki.

Tak, to zupełnie nowy list. Takich jeszcze nie było i takich się nie spodziewaliśmy, zwłaszcza, że to kolejne z cięć. Wiele z nich było widać już na poziomie uchwały budżetowej, gdy gdyński samorząd usiłować robić dobrą minę do złej gry, kolejne, jak widać, przychodzą już po cichu, anonsowane w czułej korespondencji.

Piszę ten felieton z mojego covidowego stanowiska w sypialni. Gdy jeszcze byłem przekonany, że to nie covid (tak twierdził apteczny test), usiłowałem dostać się do lekarza. Oczywiście w rejonowej przychodni, z uwagi na wirusa, mogłem jedynie skorzystać z teleporady, natomiast w prywatnej, gdzie wirus jest już nieszkodliwy, za 129 zł zostałem przyjęty i przebadany. Do tego, że publiczna służba zdrowia to na wielu obszarach żart, już przywykłem – do tego, że teraz trzeba będzie również dopłacać do edukacji dzieci, jeszcze nie.

Bo choć jedni mówią, że to wina Polskiego Ładu, inni – w tym ja – że jednak podstawowym problemem jest życie ponad stan gdyńskiego samorządu i jego niezwykle wysokie, ponad 60% zadłużenie, nie pozwalające na jakiekolwiek ruchy, to i tak na końcu tej przepychanki są zwykli ludzie. To oni dostają styczniowe listy, to oni płacą wyższe składki na ZUS, składki zdrowotne, podatki od nieruchomości, rachunki za prąd i gaz, i oni pewnie wpłacą wdowi grosz za edukację swoich dzieci.

A, dostałem jeszcze jeden styczniowy list. To był przelew z jednego z miejsc, w którym zarabiam. Dzięki temu przelewowi miałem swoje osobiste spotkanie z Polskim Ładem. Był i tutaj, i swoją daninę pobrał. Gdzie ją zaniósł – nie wiem. Na pewno nie do szkoły mojej córki. Jeśli ktoś z Państwa ją spotka – niech da znać.

Trzymajcie się Państwo ciepło, omijajcie podejrzane przesyłki w skrzynkach pocztowych, bo mogą przynosić nowe haracze, i trenujmy oszczędne wydatki, co polecam również władzom Gdyni. Wiem, że cudze wydaje się łatwiej niż swoje, ale chociaż spróbujcie.

Dobre wieści mam za to dla zawodowych najemników kopiących w piłkę – może i na szkoły nie wystarcza, ale dla was jest, tak więc – głowa do góry!


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama