Mecz w Kielcach mógł być dla Lechii okazją do przełamania się. Bo w końcu to musi nastąpić, zwłaszcza jeśli drużyna nie odnosi wygranej od sześciu spotkań. Oczekiwania na ten przełom były wśród kibiców biało-zielonych dość duże, bo Korona nie była drużyną dla Lechii sportowym poziomem niedostępna. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tym, jest fakt, że w naszej ekstraklasie każdy może wygrać z każdym. Dlaczego więc Lechia nie miałaby wygrać w Kielcach?
Jakby na potwierdzenie tej tezy, to właśnie Lechia zaczęła ten mecz lepiej. Grała odważnie, pomysłowo, konstruowała ofensywne akcje skrzydłami i była groźniejsza dla defensywy rywala. Lechia atakowała i strzelała na bramkę kielczan, ale brakowało skutecznego wykończenia akcji. Ten okres gry lechistów napawał optymizmem, ale pierwsza połowa sobotniego meczu w Kielcach zakończyła się bezbramkowym remisem. Lechia w pierwszej odsłonie tego spotkania oddała na bramkę Korony trzy strzały, ale żaden z nich nie był celny.
CZYTAJ TEŻ: Lechia Gdańsk – nowa definicja dziadostwa
Problemem Lechii jest ławka rezerwowych, a precyzyjniej rzecz ujmując, wąski skład zawodników tej drużyny. To wymaga jak najszybszej korekty, jeśli w klubie z Gdańska realnie myślą o utrzymaniu się w PKO BP Ekstraklasie.
Aby przechylić szalę zwycięstwa na swoja korzyść, Lechia musiała dać swojej grze więcej konkretów, czyli celnych strzałów. Na to czekali kibice Lechii, których nie zabrakło na trybunach Ex Bud Areny w Kielcach. Początek drugiej połowy to jednak lepsza gra gospodarzy. Tym razem to oni zaczęli tworzyć sytuacje „pachnące golem”. Lechia nie grała już tak dobrze jak w pierwszej części, bo nie pozwalała jej na to Korona. Lechia walczyła o gola, ale cały czas bezskutecznie, gubiąc się niestety w obronie, co dawało szanse na bramkę Koronie. Skończyło się jednak bez bramek. Ten wynik oznacza, że Lechia nadal jest na 17., przedostatnim miejscu w tabeli.
Napisz komentarz
Komentarze