Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nauczyciel Pomorza 2024: Mnie podczas lekcji jest najmniej

Tytuł Nauczyciela Pomorza 2024 zdobył uczący fizyki w I Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie w Tczewie Tomasz Kacik
Tomasz Kacik
Tomasz Kacik

Autor: I LO Tczew

Rozmowa z Tomaszem Kracikiem, Nauczycielem Pomorza 

Po raz pierwszy nauczyciel z Tczewa został nauczycielem Pomorza. Proszę przyjąć gratulacje. Jak długo pan uczy?

Minęło 26, odkąd rozpocząłem pracę w oświacie, 15 lat pracowałem w Tczewie, a 11 lat w Sopocie.

Początki?

Najpierw był Sopot, potem Tczew, a urodziłem się w Gdyni... 

Co sprawiło, że przeniósł się pan do Tczewa?

Proza życia codziennego (śmiech) – tanie mieszkanie. Od pewnego czas mieszkam jednak nie w samym Tczewie, a w jego okolicach.

Utarło się, że dziewczynki marzą, by zostać pielęgniarką, lekarką, czy piosenkarką, a chłopcy widzą się w służbach mundurowych. Jak to się stało, że zdecydował się pan na zawód nauczyciela?

Po ukończeniu studiów w ogóle nie myślałem o tym. Planowałem pójść do wojska, na przeszkolenie, ale okazało się, że byłem pierwszym rocznikiem, który nie miał tego obowiązku. W rezultacie zacząłem rozglądać się za jakąś pracą. W tamtych czasach było z tym dosyć ciężko, przypadkiem dowiedziałem się, że w Zespole Szkół Handlowych w Sopocie potrzebują fizyka, odpowiedziałem na ogłoszenie i tak to się zaczęło. Z upływem czasu okazało się, że dobrze się czuję w tej roli.

Pana początki w Tczewie... Jakieś zaskoczenia?

Było trochę sytuacji, do których jeszcze teraz nie do końca się przyzwyczaiłem. Pierwsze zaskoczenie, to gdy po godz. 18.00 próbowałem znaleźć fryzjera, żeby skrócić włosy. Wszystkie salony były pozamykane o tej porze! Drugą kwestią, z którą nadal się oswajam to zakupy. W Tczewie ekspedientki z każdą klientką/klientem najpierw ucinają sobie pogawędkę, a dopiero potem kasują towary. Ogólnie, życie w Tczewie jest całkiem inne.

PRZECZYTAJ TEŻ: Czy szkoła jest opresyjna? Odpowiedzi szukaj u kota Schrödingera

Fizyka, której pan uczy, matematyka, chemia, to przedmioty ścisłe wymagające umysłów analitycznych, wymagające pracy. Utarło się, że uczniów lubiących te przedmioty nie jest zbyt wielu...

Dużo zależy od preferencji młodych ludzi. Ze mną było podobnie. Przedmioty ścisłe zawsze mnie bardziej pociągały niż humanistyczne. Po prostu nie umiałem "ściemniać", na szczęście miałem wymagające polonistki, które nie dopuszczały do siebie informacji, że czegoś nie potrafię (śmiech)...

Jak udało się Panu przekonać uczniów do fizyki?

Tak naprawdę, to nie wiem. Moim zdaniem, uczniowie po prostu wyczuwają, że jestem autentyczny w tym, co robię. Nie powiedziałbym, że wykładam fizykę, nawet jej nie uczę, ja próbuję ich przekonać, żeby sami chcieli się uczyć. Raczej im „podtykam” coś, doradzam, jak coś zrobić. Zawsze mówię moim uczniom, że oni się uczą dla siebie, a to co powinni wiedzieć, ja już wiem. I to chyba tak naprawdę na tym to polega. Fizyka to jedna z moich ścieżek. Bardzo dużo czytam na różne tematy. Często jest tak, że czytając książkę, łapie się na tym, że przecież tak robię, ale nie wiedziałem, że to się tak czy inaczej nazywa. To też ciekawe, że po tylu latach pracy człowiek do wielu rzeczy intuicyjnie podchodzi. Można mnie określić mianem nauczyciela praktyka, który zawsze myśli czy można by lepiej, ciekawiej...

Gdy uczniowie widzą, że nauczyciel lubi, to, co robi - inaczej go odbierają. Lubię z młodzieżą przebywać, rozmawiać. Zawsze coś ciekawego człowiek się od nich dowie. 

Jak udaje się panu skupić uwagę uczniów?

Nie mam z tym problemu. Zresztą, staram się jak najmniej mówić. Im dać pole do dociekań, myślenia. Teraz, na szczęście, całkiem inaczej uczy się w szkołach, a przynajmniej powinno inaczej się uczyć. Mnie podczas lekcji jest najmniej. To uczniowie pracują. Wiadomo, jakieś wprowadzenie musi być, ale później to oni mają odkrywać prawa fizyki. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Nauczyciel rzucony na głęboką wodę. Jak go wesprzeć, by mógł pomóc dzieciom?

Umniejsza pan swoją rolę... Tymczasem to jak pan pracuje z młodymi ludźmi raczej, zwłaszcza starszemu pokoleniu, nie kojarzy się ze szkołą, a z zabawą. Skąd to się wzięło?

Gdy sam byłem uczniem, lubiłem gry i to zarówno planszowe, jak i – dopiero wchodzące na rynek - gry komputerowe. A mechanika gier świetnie się nadaje, żeby wykorzystać ją w edukacji. Przecież każda gra polega na tym, że cały czas trenujemy, po to, by być coraz lepszym. Nauka też na tym polega – musimy konsekwentnie, mozolnie coś wiele razy wykonać, aż wreszcie zdobędziemy daną umiejętność.

Duże grono uczniów decyduje się zdawać maturę z fizyki?

Z moich uczniów zazwyczaj połowa, czyli bardzo dużo. Nigdy nie powiem żadnemu uczniowi, żeby nie wybierał fizyki, chociaż czasem mam wątpliwości, czy dany uczeń dobrze zdecydował... Muszę jednak przyznać, że niektórzy mnie pozytywnie zaskakują naprawdę dobrym wynikiem z matury. 

Dla mnie ważne jest, aby uczniowie podejmowali wysiłek, próbowali się zastanowić, czy informacja, która do nich dociera, w ogóle ma sens. Myślenie krytyczne jest bardzo ważne nie tylko na studiach, ale i w życiu.

Przybliży pan naszym Czytelnikom kulisy nominacji do Nauczyciela Pomorza 2024?

Jak to określiła dyrekcja szkoły – moja nominacja była eksperymentem (śmiech) - od kogoś trzeba zacząć... Zgadzając się na nominację, myślałem tylko żeby nie być w tym zestawieniu gdzieś na końcu. Dobrze byłoby znaleźć się w pierwszej dziesiątce finalistów, a najlepiej w piątce.

Kiedy informacja o przyznaniu tytułu Nauczyciela Pomorza 2024 roku stała się faktem, kto jako pierwszy składał gratulacje?

Nauczyciele naszej szkoły, ci którzy byli na gali, ale i ci uczestniczący w spotkaniu grona pedagogicznego. Telefon nie przestawał „brzęczeć”. Pełno sms-ów, informacji na WhatsAppie, czy Messengerze... Szokiem była dla mnie uroczystość, jaką zorganizowano w szkole. W poniedziałek, godz. 10, ogromny tort i moc gratulacji. Jak to było możliwe, to chyba jedynie pani dyrektor wie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama