Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Fish pożegnał się z Gdańskiem i z Polską, podobno na zawsze

Prawie dwie i pół godziny trwał wtorkowy (22 października) koncert Fisha w gdańskim Starym Maneżu. Było to długie i rzekomo definitywne pożegnanie artysty z polską publicznością.
Fish pożegnał się z Gdańskiem i z Polską, podobno na zawsze

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Trasa „Roads to the Isles Tour 2024/2025” anonsowana jest jako ostatnia w karierze wokalisty. Podobnie było z poprzednią, przerwaną przez pandemię „Weltschmerz/Vigil In a Wilderness Of Mirrors”. Tym razem muzyk chyba jednak mówi serio, a wyspy, o których mowa w tytule trasy, to Hebrydy Zewnętrzne, a konkretnie wysepka Berneray, gdzie zamierza osiąść na 35-akrowej farmie wraz ze swoją trzecią żoną Simone, by hodować warzywa i doglądać owiec. 

Fish, Gdańsk 2024

W każdym razie dobór repertuaru, ale też współpracowników sugeruje, że to faktycznie może być jego ostatni job. Fish porównał tę trasę do filmu „Red” z 2010 roku, gdzie grupa emerytowanych agentów CIA (Bruce Willis, John Malkovich, Hellen Mirren, Morgan Freeman) rusza na ostatnią misję. Ekipę zebraną na ostatnią muzyczną misję szkockiego wokalisty tworzyli jego bliscy współpracownicy na różnych etapach kariery solowej: klawiszowiec Mickey Simmonds, gitarzysta Robin Boult, basista Steve Vantsis i perkusista Gavin Griffiths. Nowością była obecność młodej czarnoskórej wokalistki Lisy Antwi, która sekundowała Fishowi w chórkach oraz w duecie „Just Good Friends”, w którym przed laty partnerowała mu Sam Brown. Program koncertu – co przyznał sam bohater – dobrany był bardziej pod kątem jego subiektywnego podsumowania kariery, aniżeli oczekiwań publiczności, stąd stosunkowo niewielka obecność piosenek Marillion, zespołu, w którym zaczęła się kariera wokalisty. W dodatku poza „Incubus” na wszystkie pozostałe czekać trzeba było do bisów, gdzie – ma się rozumieć – nie zabrakło miejsca na „Kayleigh” i „Lavender”. Poza tym usłyszeliśmy m.in. „Vigil in the Wilderness of Mirrors”, „Credo” „Weltschmerz” i całość sześcioczęściowej kompozycji „Plague of Ghosts”. 

Fish aż trzykrotnie wracał na bis, ale nie oszukujcie się drodzy gdańszczanie, tak samo było w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. W stolicy dorzucił jeszcze ekstra „Market Square Heroes”, którego bezskutecznie domagali się niektórzy fani w Starym Maneżu. Tak czy siak pożegnanie było godne i miejscami wzruszające. Fish wspominał swój pierwszy pobyt w Gdańsku z Marillion w 1987, dziękował za cztery dekady wsparcia, bo na kogo jak kogo, ale polską publiczność zawsze mógł liczyć. Do samego końca, bo Stary Maneż we wtorek nabity był niemal do granic możliwości. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama