Czwarty dzień gdyńskiego festiwalu, 26 września, należał do dwóch kobiet – Sandry Drzymalskiej, aktorki z Wejherowa i gwiazdy swojego pokolenia, oraz do Simony Kossak, którą Sandra zagrała.
„Simona Kossak” na 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
To jeden z tych filmów, na który czekano przed festiwalem. Nic dziwnego, Simona Kossak to ikoniczna postać z czasów PRL – ekolożka i wielka miłośniczka zwierząt, która dla nauki oraz bycia blisko natury przeniosła się z rodzinnego Krakowa do białowieskiej leśniczówki Dziedzińce, sprawując przez lata opiekę nad rzeszą dzikich stworzeń.
Film „Simona Kossak” Adriana Panka pokazuje nam tylko pewien fragment życia bohaterki – czas jej młodości, po studiach, kiedy niepokorna dziewczyna zaczyna swoją walkę o zachowanie Puszczy Białowieskiej. W filmie nie poznamy więc dramatycznych losów mieszkającego z Simoną i jej partnerem Leszkiem Wilczkiem małego rysia. Nie zobaczymy żałoby, jaką para przeżyła po jego niespodziewanej śmierci. Ale za to mamy kruka Koraska, złodzieja papierosów i pieniędzy, który stał się zmorą. Są też piękne, płochliwe sarny, nad którymi Simona Kossak prowadziła badania. Widzimy też dziką lochę, która z upodobaniem wybierała sobie łóżko Simony do spania…
Ale ten film to przede wszystkim walka bohaterki o naturę, o zwierzęta, o ich przetrwanie, w myśl zasady, że wszyscy jesteśmy z lasu.
Sandra Drzymalska, opowiadając, jak przygotowywała się do tej roli, mówiła, że obejrzała dokument o swojej bohaterce i sięgnęła po książkę Anny Kamińskiej.
Jestem jedną z niewielu osób, która przeczytała wszystkie książki Simony Kossak. Moją ulubioną jest „Serce i pazur”, która chyba najlepiej oddawała wrażliwość Simony względem zwierząt. Bardzo dużo dało mi spotkanie z siostrzenicą – Joanną Kossak. Było w nim coś magicznego.
Sandra Drzymalska / aktorka
– Pamiętam też, że kiedy pierwszy raz spotkałam się z reżyserem na próbach, powiedziałam: – Adrian, musimy tę postać zrobić jak najszczerzej i najuczciwiej. Zależało mi na tym, żeby zagrać dziewczynę z krwi i kości, a nie stawiać nie wiadomo jakiego pomnika. Pokazać ją tak ludzko. To postać, która ma bardzo wiele warstw. Chce kochać i poszukuje bezpieczeństwa, czasami jest niewinna i naiwna jak dziecko, bo jest młoda, ale chce działać w dobrej sprawie i robi to z sercem. To była niesamowita i piękna przygoda, ale łączyła się też z dużym lękiem, że muszę się zmierzyć z pewnego rodzaju legendą. Czym bardziej zgłębiałam temat, tym bardziej Simona mnie oczarowywała. Często mówiłam sobie w duchu: Simonka, czy ty dasz mi to dobrze zagrać? Długo nie wychodziłam z postaci. Pozostawiłam ją całkiem niedawno, kiedy weszłam w nową produkcję – mówi Sandra Drzymalska.
Na moje stwierdzenie, że po raz kolejny gra ze zwierzętami, ponieważ wcześniej, w filmie „IO” partnerował jej fantastyczny osiołek, odparła:
– Lubię grać ze zwierzętami, podobnie jak z dziećmi, ponieważ w nich jest jakaś niesamowita prawda. Znika wtedy twoje ego aktorskie i jesteś uważna, skupiona i czujna na to, co zrobi zwierzę. I musisz być w tej współpracy bardzo elastyczna.
– Przez trzy dni miałam się przygotowywać do zdjęć ze zwierzętami. Codziennie miałam jeździć do sarenek, wejść do ich zagrody i być jak najmniej inwazyjna. Po prostu miałam tylko być. I w ten sposób miały się oswajać ze mną. Otworzono mi zagrodę, weszłam i siadłam pod belką, czekając, co się wydarzy. Miałam dla nich jakieś smaczki do jedzenia. I one pojawiły się przy mnie w... sekundę. Tak duża akceptacja człowieka ze strony zwierząt, które są płochliwe i strachliwe, którym serce może stanąć ze strachu, była niesamowita. Mogłam je dotknąć. I nie ma przyjemniejszego uczucia, jak dotknięcie skóry sarny, która przypomina miękkość kaszmiru. Bardzo się zżyłam z nimi. I bardzo tęsknię.
Ale pierwsze kroki na planie – jak wspomina aktorka – zrobiła do zagrody dzika.
– „Czuczu” była wspaniała. Mogłam się od razu do niej przytulić. I to trwało 15 minut, jak się tak przytulałyśmy – wspomina aktorka.
Trudno było o sarny na plan
Reżyser „Simony Kossak” Adrian Panek opowiadał, jak trudno było o sarny na plan.
– Na początku usłyszeliśmy, że nie możemy dostać saren i zaproponowano nam jelenie. Stwierdziliśmy jednak, że jelenie nie mogą być, bo Simona Kossak badała sarny.
– Odezwali się do nas po dwóch tygodniach i powiedzieli, że nadal saren nie mają, ale mają daniele, które są podobne. Stwierdziliśmy, że one wcale nie są podobne. Dopiero po pewnym czasie usłyszeliśmy: – Dobrze, będą sarny, ale niczego nie obiecujemy – powiedział Adrian Panek.
Marianna Zydek zagrała siostrę Simony. Jak mówi, po raz pierwszy miała okazję zagrać czarny charakter, i to było bardzo przyjemne.
Komu Złote Lwy, a komu Złoty Klakier?
Za nami czwarty dzień festiwalu. Powoli wyłaniają się już pierwsi kandydaci do nagród. Publiczność Teatru Muzycznego w konkursie Zloty Klakier najdłużej do czwartkowego wieczora oklaskiwała film Xawerego Żuławskiego „Kulej. Dwie strony medalu”. Oklaski trwały ponad 8 minut. O połowę krócej, ale też z dobrym wynikiem, bo przez 4 minuty, oklaskiwano z kolei film „Wrooklyn Zoo” Krzysztofa Skoniecznego, który nie cieszy się dobrymi opiniami recenzentów. Jednym z mocnych faworytów do Złotych Lwów jest „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna – koprodukcja duńsko-polsko-szwedzka.
Decyzja należy do jury, a jego werdykt poznamy w sobotni wieczór, 28 września.
Napisz komentarz
Komentarze