Tragedia koło Kartuz. Wyglądało na wypadek, było zabójstwem
Gdyby nie ślady krwi w bagażniku staranowanego przez pociąg samochodu, być może byłaby to zbrodnia doskonała. Choć początkowo cała sprawa wyglądała na wypadek na przejeździe kolejowym, to właśnie wspomniane ślady krwi zdradziły prawdziwy przebieg dramatycznych wydarzeń, które w środę, 10 stycznia wieczorem rozegrały się w powiecie kartuskim.
CZYTAJ TEŻ: Kartuzy: To miało wyglądać na wypadek. Mąż z zarzutem zabójstwa
Śledczy ustalili, że 35-letni mężczyzna, mąż zamordowanej Jolanty K., najpierw pozbawił ją życia w salonie kosmetycznym w Kiełpinie, który prowadziła, a następnie przewiózł jej ciało i pozostawił w samochodzie na przejeździe kolejowym w miejscowości Mezowo, niedaleko Kartuz. Sekcja zwłok 31-letniej kobiety potwierdziła, że kobieta została zabita.
- Obrażenia, które spowodowały śmierć kobiety nie pochodziły z wypadku komunikacyjnego. To są obrażenia w obrębie głowy, zadane ręką obcą, narzędziem tępym – mówiła wcześniej prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tragedia na torach pod Kartuzami. 31-latka została zabita, a wypadek upozorowano?
W piątek, 12 stycznia prokurator przedstawił mu, zagrożony karą nawet dożywotniego więzienia, zarzut zabójstwa w zamiarze bezpośrednim. Mężczyzna złożył wyjaśnienia i częściowo przyznał się do winy.
Napisz komentarz
Komentarze