Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zabójca Pawła Adamowicza krzyczał w sądzie „Allah akbar”

- Allah akbar! Allah akbar! - wykrzyknął tuż przed rozpoczęciem rozprawy z ławy oskarżonych Stefan W., odpowiadający przed Sądem Okręgowym w Gdańsku za zabójstwo prezydenta miasta. Tym samym okrzykiem, zaprotokołowanym na prośbę przewodniczącej składu orzekającego, przerwał też rozprawę 29, września, na której zeznawała emerytowana pracownica pogotowia w styczniu 2019 r., uczestnicząca w akcji ratunkowej mającej ochronić życie Pawła Adamowicza.

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

CZYTAJ TEŻ: Stefan W. pisze we wniosku o "mordzie politycznym"

- Sprawa dotyczyła przyjazdu na miejsce zdarzenia. Jestem osobą medyczną. Wtedy pełniłam dyżur i zostaliśmy jako zespół wezwani do zdarzenia – zeznała w czwartek 29 września 2022 roku 61-letnia emerytka, była pracownica pogotowia ratunkowego pracująca w karetce. - Przepraszam, ale w 2019 roku było złożone pełne zeznanie – zaznaczyła proszona przez sąd, by opowiedziała, co jeszcze pamięta z feralnego wieczoru 13 stycznia 2019 roku, gdy na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na gdański Targu Węglowym, śmiertelnie ugodzony nożem przez Stefana W. został prezydent miasta, Paweł Adamowicz.

Jednak poproszona przez sąd kontynuowała relację z tragicznego wieczoru.

- Jest to chyba oczywiste, że było to ugodzenie nożem – mówiła, dopytywana, co się wówczas stało. - Pacjentem wówczas na scenie był prezydent miasta Paweł Adamowicz. Było nas 2-3 zespoły medyczne. Udzielaliśmy pomocy, ponieważ był stan zagrożenia życia. Po użyciu wszystkich naszych możliwych czynności, sprzętów, stan pacjenta był na tyle stabilny, że mogliśmy ze sceny przewieźć, przetransportować [go] jak najszybciej do Akademii Medycznej [Uniwersyteckie Centrum Kliniczne – dop. red.] – powiedziała.

Pacjentem wówczas na scenie był prezydent miasta Paweł Adamowicz. Było nas 2-3 zespoły medyczne. Udzielaliśmy pomocy, ponieważ był stan zagrożenia życia. Po użyciu wszystkich naszych możliwych czynności, sprzętów, stan pacjenta był na tyle stabilny, że mogliśmy ze sceny przetransportować [go] jak najszybciej do UCK

była pracownica pogotowia ratunkowego

W placówce prezydent miał zostać przejęty przez oczekujących już i przygotowanych medyków. Wcześniej w śledztwie dzisiejsza 61-latka zeznawała, że sygnał na temat zdarzenia na WOŚP był mało precyzyjny i dotyczył „nieprzytomnego mężczyzny”. Opowiadała wtedy o przebiegu akcji ratunkowej: udrażnianiu dróg oddechowych, użyciu ssaka medycznego, cewnika, uciskach klatki piersiowej, użyciu rurki krtaniowej i respiratora. Wspominała też moment, kiedy serce prezydenta pracowało samo, po którym jednak jego akcja znów ustała. Opisywała również obrażenia na ciele Pawła Adamowicza: dwie rany na podbrzuszu, jedna w okolicach żeber – najpoważniejsza, „obficie krwawiąca”.

W czwartek na rozprawie publiczność nie pojawiła się zbyt licznie i dominowali przedstawiciele mediów. Z dość długiej listy świadków zaplanowanych do wysłuchania, według relacji przewodniczącej składu orzekającego, sędzi Aleksandrze Kaczmarek, znacząca większość nie odebrała wezwań lub nie udało się z nią skontaktować telefonicznie.

Ze względu na absencję świadków rozprawa została w pewnym momencie przerwana do 12. w południe, bowiem na tę godzinę zaplanowane zostały kolejne 4 osoby, z których w sądzie ostatecznie pojawiły się dwie.

- Niewiele, szczerze mówiąc, pamiętam, bo minęło już prawie 4 lata. Był to koncert z okazji WOŚP – wspominała 31-letnia dziś pielęgniarka, która razem z medykami z jednego ze stowarzyszeń zabezpieczała imprezę 13 stycznia 2019 roku na Targu Węglowym. Dzień tragedii, wcześniej – do wieczora, miał według jej słów upływać spokojnie. - Zostało nam przekazane, że ktoś został zaatakowany nożem. W związku z tym razem z lekarką [imię nazwisko] udałyśmy się na scenę i tam podejmowaliśmy czynności. Nasz kierowca [imię i nazwisko] w tym czasie przeparkował karetkę, żeby była bliżej sceny – dodała.

Opisywała jak lekarka uciskała klatkę piersiową, a ona rozpoczęła wentylację za pomocą specjalnego medycznego worka. Zaznaczyła, że wówczas działo się bardzo wiele, a ona nie pamięta już szczegółów. Następnie Paweł Adamowicz został zabrany do karetki i zawieziony do szpitala.

Ze złożonych 2 miesiące po tragedii, w śledztwie zeznań tej samej kobiety wynikało, że przed interwencją wyraźnie słyszała słowa „nożownik” i „atak”. - Pamiętam, że była krew, ale nie pamiętam czy była na ubraniu, czy na ciele – mówiła wówczas do protokołu dzisiejsza 31-latka i wspominała, że na miejscu zdarzenia nie sposób było ocenić obrażeń narządów wewnętrznych, jakich doznał prezydent. Zaznaczyła też, że na scenie w momencie akcji ratunkowej była „cała masa osób”.

W trakcie jej zeznań Stefan W. z ciekawością rozglądał się po sali rozpraw i przyglądał twarzom uczestników rozprawy oraz publiczności. Momentami wyraźnie się przy tym uśmiechał.

- Kiedy wchodziłam na scenę mijałam się z osobą, która była wyprowadzana z rękami do tyłu i założyłam, że to był sprawca – powiedziała pielęgniarka 29 września, dopytywana przez obrońcę oskarżonego. Nie pamiętała wyrazu twarzy Stefana W. tamtego wieczora, ani sposobu jego zachowania.

Kolejny świadek (nieoficjalnie ustaliliśmy, że to kuzyn Stefana W.), jak poinformowano, złożył pismo w formie e-maila, w którym wnosił, by dziennikarze nie byli obecni podczas jego przesłuchania, bowiem zabójca jest dla niego bliską osobą, a zeznania – w obecności mediów - są dla niego stresujące.

- Istnieje uzasadniona możliwość, że obecność mediów mogłaby wpłynąć krępująco na zeznania świadka – tłumaczyła sędzia Aleksandra Kaczmarek, która faktycznie zarządziła opuszczenie sali przez przedstawicieli środków masowego przekazu, bowiem wskazała, że sąd chce w ten sposób zapewnić świadkowi „optymalne warunki” do złożenia zeznań.

ZOBACZ TEŻ: Współtwórczyni Amber Gold Katarzyna P. chce wyjść na wolność

- Allah akbar! Allah akbar! - wykrzykiwane przez Stefana W. poprzedziło opisane powyżej zeznania byłej pracownicy pogotowia. Później tym samym okrzykiem mężczyzna raz jeszcze przerwał rozprawę, co zostało zaprotokołowane. Lekarze, którzy decyzją sądu, każdorazowo oceniają stan zdrowia mężczyzny, uznali wcześniej, że oskarżony jest zdolny do udziału w rozprawie. W., podobnie jak na większości wcześniejszych terminów, apatycznie siedział na ławie oskarżonych za pancerną szybą. Jego marazm przerywały jedynie te kilkukrotne okrzyki: „Allah akbar!” [nieformalne muzułmańskie wyznanie wiary, tłumaczone jako stwierdzenie „Bóg jest wielki” – dop.red.].

To nie pierwszy przykład takiego „niestandardowego” zachowania 29-letniego zabójcy prezydenta Gdańska. Wcześniej zdarzyło się, że w czasie rozprawy nagle zerwał naramiennik (tzw. pagon) jednemu z pilnujących go policjantów, regularnie wysyła również do sądu wnioski, na których podpisywał się m.in. jako Jarosław Kaczyński czy dyrektor aresztu śledczego. Oskarżyciele wskazują, że Stefan W. może odgrywać teatr, licząc, że przekona sąd do swojego obłędu i zamiast do więzienia, gdzie zapewne czeka go dożywotni pobyt, liczyć, że trafi na leczenie do placówki psychiatrycznej. Faktem jest, że u oskarżonego zdiagnozowano wcześniej schizofrenię paranoidalną, na którą leczony był m.in. w okresie pobytu w jednostkach penitencjarnych, gdzie odsiadywał wyrok 5,5 roku więzienia za napady na placówki bankowe. Zlecone przez prokuraturę opinie psychiatryczne dotyczące kluczowej kwestii jego poczytalności były zaś ze sobą sprzeczne.

Następny termin rozprawy zaplanowany został na 17 października 2022 roku.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama