Trzech kolejnych świadków zeznawało w procesie o zabójstwo prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. W czwartek, 8 września, w Sądzie Okręgowym pojawili się m.in. obecni oraz byli pracownicy TVN, którzy tragicznego, 13 stycznia 2019 r., pracowali przy medialnej obsłudze finału WOŚP na Targu Węglowym. Rozprawa rozpoczęła pouczeniem pełnomocnika Magdaleny Adamowicz, która nie stawiła się w sądzie przy ul. Nowe Ogrody. Przewodnicząca składu sędziowskiego uznała usprawiedliwienie wdowy po Pawle Adamowiczu za nieprawidłowe. 5 września do sądu wpłynęło pismo, w którym jako powód nieobecności, podano sytuację osobistą oraz zdrowotną. Wskazano, że europosłanka pozostaje pod wpływem leków, które mogą wpływać na precyzję odtworzenia zdarzeń sprzed 3,5 roku, z drugiej strony, napisano o uczestnictwie Magdaleny Adamowicz w pracach komisji, której posiedzenie zbiegło się z terminem rozprawy.
- Czy mamy badać panią Adamowicz czy jest zdolna do uczestniczenia w charakterze świadka - pytała sędzia Aleksandra Kaczmarek. Ostatecznie usprawiedliwiła nieobecność, przypominając pełnomocnikowi, że postępowanie dowodowe jest na zaawansowanym etapie, a wdowa po Pawle Adamowiczu może złożyć zeznania bez obecności oskarżonego. Prosiła o obecności na kolejnej rozprawie.
3-4 proc. szansy na przeżycie
W czwartek, w sądzie pojawiła lekarka, która 13 stycznia 2019 r. pełniła dyżur w gdański pogotowiu. Z jej relacji wynika, że pod koniec finału WOŚP zespół karetki odebrał wezwanie do zajścia na scenie, jednocześnie ratownicy nie wiedzieli do kogo jadą na akcję. Z przekazanej dyspozycji wynikało, że doszło do ugodzenia zagrażającego życiu mężczyzny.
- Jechaliśmy na sygnale z ul. Orzeszkowej. Dojazd pod scenę był utrudniony z powodu dużej liczby osób. Stanęliśmy tuż przy scenie. Wtedy dowiedzieliśmy, że osobą, do której zostaliśmy wezwani, jest pan Adamowicz. Pan prezydent leżał na scenie. Panował półmrok, a my potrzebowaliśmy dobrego oświetlenia, by wykonać wszystkie czynności ratownicze. Pomagały nam osoby postronne, które przyświecały latarkami z komórek. Do nas należało zabezpieczenie, by ranna osoba mogła zostać przetransportowana do szpitala.
Lekarz zeznała w prokuraturze, że osobiście podjęła decyzję, by nie jechać do najbliższego szpitala wojewódzkiego przy Nowych Ogrodach, ale do położonego dalej, Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.
- Swoją decyzję opierałam na tym, że jest to szpital pierwszej referencji, wysokospecjalistyczny, z kardiochirurgią, chirurgią czy ECMO, dającym możliwość podtrzymania krążenia pozaustrojowego. Po to są takie jednostki, by pacjenci z urazami wielonarządowymi mogli do nich trafiać. Nie wiedzieliśmy jaki jest tor przebiegu rany. Wszystko wskazywało, że doszło do krwawienia wewnętrznego - zeznała kobieta. Poza tym dodała: - W trakcie trwania akcji walczyliśmy o 3-4 proc. szansy, jakie daje się pacjentom na przeżycie w tego typu przypadkach. Sytuacja była dramatyczna.
Obecny na sali rozpraw poseł Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Gdańska, odczytał oświadczenie, w którym zaznaczył, że rodzina nie ma zastrzeżeń do akcji ratowniczej przeprowadzonej na miejscu zdarzenia, jak i w drodze do lecznicy.
Wniosek o uchylenie aresztu
Zeznania byłej reporterki TVN24 jedynie potwierdziły dotychczasowe ustalenia w procesie. Ponadto, poinformowano o trzech nowych wnioskach, które wpłynęły do Sądu Okręgowego w Gdańsku od ostatniej rozprawy. Mimo, że jeden z nich podpisany był nazwiskiem płk Artura Króla, dyrektora Aresztu Śledczego w Gdańsku, wiadomo, że ich autorem jest sam oskarżony. W jednym z nich Stefan W. pisze, że w razie skazania powinien zostać osadzony bez współwięźniów, ponieważ - jak określił - „to był mord polityczny, a prokuratura PiS-u to zatuszowała.” W innym domagał się zwolnienia z aresztu.
„Wnoszę o natychmiastowe uchylenie aresztu w sprawie Adamowicza. To trwa już prawie 9 lat. A ja jestem niewinny i tracę zdrowie. Honorowy Obywatel Miasta Gdańsk, Stefan W.”
Wniosek odrzucono. Sędzia wyznaczyła kolejną rozprawę na 29 września.
- Przed nami jeszcze jeden, bardzo ważny moment tego procesu. Przesłuchanie biegłych, którzy wydawali opinie psychiatryczne w tej sprawie. Myślę, że będzie kluczowy – mówił po wyjściu z sali rozpraw, mec. Zbigniew Ćwiąkalski, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. – Opinie były rozbieżne. Pierwsza mówiła o niepoczytalności. Następne dwie, lekarzy z Warszawy oraz Łodzi, co najwyżej o ograniczonej poczytalności. Przesłuchanie pani Adamowicz nie jest tak istotne, bo przecież nie była bezpośrednim świadkiem tego zdarzenia.
- Niektórzy pytają, dlaczego to wszystko tak długo trwa. Taka, a nie inna jest polska procedura karna - komentował Piotr Adamowicz. - Ewentualne nieprzesłuchanie jakiegoś świadka, może skutkować, że wyrok, który zapadnie w pierwszej instancji, gdzieś za rok, może kilka miesięcy, zostanie zaskarżony, właśnie z powodu jego nieprzesłuchania. Już nie będę odnosić się do Breivika, którego skazano po procesie trwającym kilka miesięcy.
Napisz komentarz
Komentarze