Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Rybołówstwo przybrzeżne kona - alarmują rybacy i szykują kolejne protesty w Warszawie

Rybacy z całego polskiego wybrzeża kilkanaście dni temu zorganizowali protest, blokując drogę na Mierzei Wiślanej, na słynnym przekopie. Teraz chcą jechać do Warszawy. Dlaczego protestują? Dlaczego twierdzą, że przybrzeżne rybołówstwo kona i jeśli nie nastąpią szybkie decyzje, już się nie odtworzy?
Z takim transparentem rybacy protestowali na Mierzei Wiślanej

Autor: Piotr Piesik

Gdyby chcieć to wyjaśnić jednym zdaniem, pewnie wyglądałoby ono tak: Jeżeli planowane działania wobec floty polskich rybaków przybrzeżnych (zwanych też małoskalowymi) zostaną w całości zrealizowane, ta forma gospodarki morskiej przestanie właściwie w naszym kraju istnieć. Tak, to nie pomyłka! Zwyczajny konsument bałtyckiej flądry czy śledzia nie ma pojęcia, że przygotowano 339 milionów złotych na dofinansowania tzw. trwałego zaprzestania działalności połowowej.

Inaczej mówiąc chodzi o skasowanie kutrów i łodzi rybackich – wyjaśnia Henryk Pozorski, który wspólnie z Teresą Ruksztełło i Arturem Jończykiem tworzy Sztab Kryzysowy Polskiego Rybołówstwa Przybrzeżnego. – Ta ogromna suma jest przewidziana w harmonogramie naborów wniosków o dofinansowanie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Pewnie część armatorów się na to skusi, lecz jeśli te jednostki zostaną skasowane, nikt ich już nie odtworzy. W tym samym harmonogramie na dywersyfikację działalności rybackiej, czyli wsparcie rybaków jest zaledwie 20 milionów. W naszej opinii świadczy to o celowym zamiarze zlikwidowania polskiej floty rybackiej!

Łowią od jednej granicy do drugiej

Starsi wiekiem Czytelnicy pamiętają jeszcze, jak to rankiem na plaży można było podejść do rybaków, którzy dopiero co wrócili z połowu i bezpośrednio z burty kupić u nich świeżutką rybę. Dziś to po prostu niemożliwe. Także dlatego, że rybaków przybrzeżnych ubywa, mimo że nadal łowią na całej długości polskiego wybrzeża, od wyspy Wolin po Nową Pasłękę na Zalewie Wiślanym.

Dziwi się pan, że chętnych do rybactwa coraz mniej? – retorycznie pyta Henryk Indyk, armator kutra z Helu. – Kiedyś łowienie naprawdę się opłacało. Praca ciężka, kosztowała wiele zdrowia, ale dochody przynosiła porządne. Teraz rąbią nas ze wszystkich stron. Łowiska spustoszone przez masowe połowy paszowe, warunki finansowe coraz gorsze. Na całym wybrzeżu jest teraz dokładnie 823 armatorów łodzi rybackich, ale takich którzy czynnie jeszcze zajmują się połowami przybrzeżnymi, jest może sześciuset.

Czytaj też: Rybacy protestowali we Władysławowie. Wciąż czekają na obiecane przez rząd rekompensaty

Wyjaśnijmy przy okazji, co rozumieć pod pojęciem rybactwa przybrzeżnego czy małoskalowego. Chodzi o połowy do 12 mil morskich od brzegu (około 22 km). Wielu tych armatorów eksploatuje dość już wiekowe jednostki, choć są też gruntownie zmodernizowane. W ubiegłych latach można było pozyskać wysokie dotacje na wyposażenie, łącznie z nowoczesną elektroniką. Czy teraz ta cała flota ma pójść na złom?

Rybacy nie chcą i nie mogą czekać

Zdesperowani armatorzy w sierpniu zorganizowali protest we Władysławowie, gdzie blokowali drogę do Helu. 8 października podobna akcja odbyła się w porcie Nowy Świat na Mierzei Wiślanej, czyli słynnym przekopie. Tutaj również blokowano drogę z Krynicy Morskiej do Stegny, stale przechodząc przez przejście dla pieszych. Lecz po sezonie wakacyjnym turystów na Mierzei było już niewielu i protest odbił się na pewno mniejszym echem, niż oczekiwali organizatorzy.

Nie odpuścimy – zapewnia Teresa Ruksztełło, z mężem Tadeuszem mają łódź rybacką w Nowej Pasłęce na Zalewie Wiślanym. Rybaczy tam jeszcze 14 osób. – Minęły wybory, na samej górze dyskutują kiedy ma powstać nowy rząd, a my nie mamy czasu! To co się szykuje, to jest dorzynanie polskiej floty rybackiej! Jak dotąd, po dwóch naszych akcjach nie było żadnej reakcji ze strony rządu, dlatego po Wszystkich Świętych ponowimy protest i prawdopodobnie w Warszawie. Może ktoś nas wreszcie zauważy.

Podczas akcji na przekopie Mierzei pojawili się rybacy z całego wybrzeża wschodniego i środkowego: Kuźnicy, Jastarni, Swarzewa, Łeby. Planowali wstępnie pojechać też z podobnym protestem na wybrzeże zachodnie, gdzie problemy rybaków są takie same. Jednak zdanie zmienili, ponieważ nikt się nimi nie zainteresował. Z opozycji także.

Czy wkrótce nie będzie czego łowić na Bałtyku?

Kupując przetwory rybne warto spojrzeć na listę składników. Znajdująca się w nich ryba coraz częściej pochodzi z Morza Północnego lub Atlantyku. Na Morzu Bałtyckim obowiązuje już zakaz połowu dorsza, łososia i węgorza z powodu tzw. przełowienia. Tak masowo poławiano te ryby, że ich populacja nie nadążała się odtworzyć, młody narybek nie miał szans dorosnąć i dojść do odpowiednich rozmiarów oraz wagi. Coraz większe zagrożenie istnieje także dla stad śledzia i szprota, które są masowo poławiane przez tzw. jednostki paszowe, przetwarzające złowione ryby na mączkę.

W tej sytuacji polscy rybacy przybrzeżni opracowali 14 postulatów. Pierwszy postulat mówi: Rybołówstwo małoskalowe to dobro narodowe. Kolejne zawierają żądania uruchomienia wypłat odszkodowań wynikających z obowiązującego zakazu połowu dorsza, łososia i węgorza. Z tego samego powodu zawieszenie wpłat na ZUS i wprowadzenie programu oddłużeniowego. Jeden z postulatów mówi: Zaprzestanie niszczenia rybołówstwa przybrzeżnego przez przemysł paszowy. Inne mówią o odszkodowaniach dla rybaków w związku z rozwojem energetyki wiatrowej na Morzu Bałtyckim, Zalewie Szczecińskim i Zalewie Wiślanym. Sprzeciwiają się też wyścigom łodzi motorowych na zalewie.

Piszą do premiera, prokuratora i unijnego komisarza

Ludzie w rządzie na pewno nie mogą powiedzieć, że o naszych problemach nie wiedzą. Pisaliśmy do nich od dawna, zwracamy się do każdego. O protestach też ich powiadomiliśmy. Gdyby byli naprawdę zainteresowani, to by do nas przyjechali i rozmawiali. Na spotkania w Ministerstwie Rolnictwa zapraszają prezesów spółek, którzy naszymi sprawami kompletnie się nie przejmują – wyjaśniają Teresa Ruksztełło i Henryk Pozorski.

Rybacy blokowali przejścia dla pieszych na przekopie Mierzei Wiślanej, podobny protest zamierzają zorganizować w Warszawie

Rybacy napisali nawet do wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego. W liście otwartym z 8 października czytamy m.in.: „Minister Telus wprost przyznawał, że praktycznie nie są mu znane żadne dokumenty dotyczące funduszy unijnych i działań wobec rybołówstwa, zaprogramowanych przez urzędników Departamentu Rybołówstwa i kierującego nimi wiceministra Krzysztofa Cieciórę. Uznaliśmy zatem, że skoro minister Robert Telus jest celowo utrzymywany w niewiedzy w zakresie działań dotyczących precyzyjnie zaplanowanej likwidacji polskiego rybołówstwa pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, to tym bardziej Pan Premier może nic o tym nie wiedzieć.”

Na Bałtyku wprowadzono przed kilkoma laty zakazy połowów z powodu przełowienia niektórych gatunków i powoli zaczynają się one odradzać. Lecz nasze rybołówstwo przybrzeżne łowiło selektywnie już od dawna, my nie odpowiadamy za spustoszenia dokonywane przez jednostki łowiące masowo, na paszę.

Teresa i Henryk Ruksztełło / właściciele łodzi rybackiej z Nowej Pasłęki

Rybacy złożyli w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i niedopełnieniu obowiązków służbowych przez wiceministra Krzysztofa Cieciórę. Miał doprowadzić do tego, że polski sektor rybołówstwa i akwakultury nie otrzymał na najbliższe lata pomocy finansowej od Komisji Europejskiej. Napisali też do Virginijusa Sinkeviciusa, unijnego komisarza ds. środowiska, oceanów i rybołówstwa. Chcieli zasygnalizować swoje postulaty przed unijnym szczytem ministrów ds. rolnictwa i rybołówstwa. Niestety brak wiadomości, by na tym unijnym zgromadzeniu ktokolwiek wypowiedział się nt. polskiego rybactwa przybrzeżnego. Ustalono tzw. kwoty połowowe dla Bałtyku.

Jeżeli ktoś mieszkający z dala od wybrzeża myśli, że jego te sprawy nic a nic nie dotyczą, jest w błędzie – mówią Teresa i Henryk Ruksztełło. Na Bałtyku wprowadzono przed kilkoma laty zakazy połowów z powodu przełowienia niektórych gatunków i powoli zaczynają się one odradzać. Lecz nasze rybołówstwo przybrzeżne łowiło selektywnie już od dawna, my nie odpowiadamy za spustoszenia dokonywane przez jednostki łowiące masowo, na paszę. Dlaczego nie zamknąć akwenów na pewien czas, dając odszkodowania rybakom, by przyroda mogła się odrodzić? Nie chcemy dopuścić do skasowania polskiego rybactwa, chcemy przetrwać do odnowienia zasobów naszego morza. Bo w przeciwnym wypadku nasi konsumenci będą skazani na to, co im się dostarczy z daleka.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama