Lena Góra na dużym ekranie. Do kin wchodzi „Roving Woman”
Kariera Leny Góry, sopocianki z urodzenia, nabiera międzynarodowego przyspieszenia. Już w kwietniu zobaczymy na dużym ekranie film z jej udziałem pt. „Roving Woman”. Gra w nim główną rolę. Partneruje jej nominowany do Oscara John Hawkes („Do szpiku kości”). W filmie gościnnie pojawia się też Chris Hanley, amerykański producent takich kultowych produkcji, jak m.in.: „American Psycho” czy „Spring Breakers”.
Lena Góra, o czym pisaliśmy niedawno, na podbój świata wyruszyła z Sopotu. Najpierw był Londyn, potem Nowy Jork i wreszcie Hollywood. Do Polski wróciła dla „Króla”, głośnego serialu dla Canal+, w którym zagrała jedną z bohaterek. Teraz aktorka i autorka scenariuszy pojawia się w filmie, którego producentem wykonawczym jest legendarny już reżyser Wim Wenders („Niebo nad Berlinem”).
„Roving Woman”. O czym jest film?
„Roving Woman” to kino niezależne, za którym się podąża. Sara po burzliwej awanturze z chłopakiem traci dom i środki do życia. Zdesperowana, kradnie samochód, który staje się jej jedynym schronieniem. Odkrywając jego zawartość, zakochuje się we właścicielu pojazdu i postanawia go odnaleźć. Wyrusza w podróż przez amerykańskie pustkowia, która pozwoli jej przewartościować życiowe pragnienia i priorytety.
Film jest luźno inspirowany historią tajemniczego zniknięcia artystki Connie Converse w latach 70. To pełnometrażowy debiut fabularny Michała Chmielewskiego, który jest także współautorem scenariusza razem z Leną Górą.
Lena Góra o filmie mówi tak:
– Ja i Michał uznaliśmy, że w historii Connie Converse najbardziej fascynujący jest ten niezarejestrowany nigdzie czas, który spędziła w drodze. Czas, który nie jest częścią jej historii, bo ta kończy się w dniu jej zniknięcia. W naszym filmie podążamy za główną bohaterką Sarą, jej lękami, samotnością, ale i dowcipem, wolnością czy mistycyzmem tego, co ją spotyka w drodze”.
W rozmowie z Zawsze Pomorze Lena Góra, pytana o rodzinny Sopot, odpowiada:
– Sopot to smak dzieciństwa i dojrzewania. Niedawno znalazłam dzienniki, które prowadziłam jeszcze jako uczennica sopockiej szkoły koszykarskiej. Oglądałam je z sentymentem, myśląc, że nie byłabym tym, kim jestem, bez Sopotu, bez tamtejszej enklawy artystów, wernisaży ojca, SPAtiFu czy Sfinksa, w których już jako dziecko bywałam z rodzicami, bez plaży i wody Bałtyku. Woda mnie zresztą zawsze przywoływała, a jak byłam mała, to myślałam, że jestem syrenką. Pewnie dlatego też wylądowałam w Kalifornii.
Kiedyś w internetowym kwestionariuszu napisała, że chciałaby, aby zaadoptował ją Wim Wenders. Marzenie w jakimś sensie się spełniło. Wenders zaadoptował ją filmowo, stając się producentem wykonawczym „Roving Woman”.
Film wchodzi do kin 21 kwietnia.
Napisz komentarz
Komentarze