Stanie za tym barem to też był teatr. Potwierdzał to jakiś czas temu jeden z bardzo znanych szefów tego miejsca Maciej Michalak. Zresztą, zanim stanął za barem, był przez chwilę aktorem Gdańskiego Studia Rapsodycznego. Grał, na przykład, w „Wiernej rzece” – a miał ledwie dwadzieścia parę lat – starego sługę Szczepana! Wystąpił też w Teatrze Wybrzeże w „Makbecie”, co prawda jako halabardnik, no ale u Hübnera!
Spatif postanowił wskrzesić w 1974 roku. Tuż po złotych czasach klubu w latach 60. lokal zamknięto. Na tyłach budynku była biblioteka. Kiedy przychodziło się z wódką wywołać tam ducha dawnych lat, bibliotekarz, pan Henio, wypożyczał przybyłym kieliszki. „Czytelnictwo” kwitło!
PRZECZYTAJ TEŻ: Teatr w Teatrze. Wróćmy do naszych amantów
W latach 70. w Spatifie znów na dobre kwitło też życie towarzyskie. Jak się chciało kogoś spotkać, przychodziło się tutaj. Obok był Teatr Kameralny. Aktorzy po spektaklu ruszali prosto do klubu.
Wtedy w Sopocie istniał trójkąt. Nie bermudzki, a sopocki: Dom Aktora, Spatif i Teatr Kameralny. Wędrując w tej przestrzeni, można było się zatracić, zniknąć, obudzić nad ranem w innym miejscu, w niewiadomym czasie. Nie ma już tych aktorów. Teatr przeniesiono. Duchy dawnego Spatifu… Gdzie są?
Rarytasem kulinarnym były wtedy bycze jądra. Panowie byli jądrami zachwyceni, gorzej z paniami... Ale wtedy do Spatifu niewiele osób przychodziło, żeby się najeść. Raczej, żeby się napić. Na stronie klubu czytamy, że w ciągu 50 lat istnienia tego miejsca wypito tu:
- 350 000 kieliszków krupniku,
- 2 500 000 kieliszków wódki,
- 10 000 000 kufli piwa.
Nie dziwi zatem, że z tych słynnych schodów spadło 14 000 gości.
PRZECZYTAJ TEŻ: Teatr w Teatrze. Aktorzy i grabarze
Z oczarowania tym miejscem, z roztargnienia, a może z zupełnie innych powodów, zostawiono tu też mnóstwo różnych rzeczy. Na przykład:
- 112 biustonoszy,
- 1 akt małżeński,
- 1 akt notarialny na dom w Górnym Sopocie,
- a nawet 4 granaty ręczne!
Napisz komentarz
Komentarze