Andrzej Gołębiowski pochodził z Lubelszczyzny. Do Gdańska przyjechał w 1961, by podjąć studia na Wydziale Budowy okrętów Politechniki Gdańskiej. W tym czasie zaczął współpracę ze studenckim tygodnikiem „Politechnik”. W latach 1971-80 pracował w dziale ekonomiczno-morskim „Głosu Wybrzeża”, a w „karnawale Solidarności” w znanym z odważnych publikacji tygodniku „Czas”. Po wprowadzeniu stanu wojennego na krótko kierował działem ekonomicznym utworzonego w miejsce „Czasu” tygodnika „Wybrzeże”, a następnie – do końca dekady – związał się z prasą branżową. M.in. był zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Budownictwo Okrętowe”. Jednocześnie pod pseudonimami Lech Rufa i Ireneusz Dzik publikował w wydawnictwach podziemnych.
Był erudytą, był oczytany, znał się na wszystkich nowinkach technicznych i był nadal intelektualnie aktywny, choć nie udzielał się towarzysko. Jeśli chodzi o znajomość gospodarki morskiej to był on jednym z najlepiej zorientowanych dziennikarzy.
Janusz Wikowski / prezes oddziału gdańskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
W 1989 wraz z grupą Andrzeja Liberadzkiego i Jana Jakubowskiego współtworzył „Tygodnik Gdański”, gdzie był sekretarzem redakcji, a po zawieszeniu „Tygodnika” i przejściu większości zespołu do „Dziennika Bałtyckiego”, kierował tam działem analiz prasowych. Był też szefem Komisji Zakładowej Solidarności wydawnictwa Polskapress. Na emeryturę przeszedł w 2004 roku.
Janusz Wikowski, były redaktor naczelny „Dziennika Bałtyckiego”, prezes oddziału gdańskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich z Andrzejem Gołębiowskim przyjaźnił się od czasów „Politechnika”.
– Mieliśmy bardzo dobry kontakt do samego końca. Był erudytą, był oczytany, znał się na wszystkich nowinkach technicznych i był nadal intelektualnie aktywny, choć nie udzielał się towarzysko – wspomina red. Wikowski w rozmowie z zawszepomorze.pl. – Jeśli chodzi o znajomość gospodarki morskiej to był on jednym z najlepiej zorientowanych dziennikarzy. Miał wszystko „w małym palcu”. Dużo jeździł po świecie, korzystając z rejsów, które kiedyś były dostępne dla członków Klubu Publicystów Morskich. Jego konikiem były analizy prasowe. Na emeryturze wykładał dziennikarstwo. Był też krytycznym obserwatorem naszej rzeczywistości. Różniliśmy się poglądami, ale to nie wpływało na naszą przyjaźń. Andrzej był krytycznie nastawiony do przemian, które się dzieją w Polsce. Nie był z obozu władzy, a jeśli już, to z obozu czwartej władzy – prasy.
Andrzej Gołębiowski zostanie pochowany w swoim rodzinnym Chełmie na Lubelszczyźnie.
Napisz komentarz
Komentarze