Pod koniec października 16-letni Filip z Wielkopolski, wcześniej nękany przez rówieśników, popełnił samobójstwo. Na wieść o tej tragedii wezwał Pan nauczycieli kierowanej przez siebie szkoły, by porozmawiali o niej z uczniami.
Muszę przyznać, że wieść o samobójstwie prześladowanego chłopca zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Skopiowałem artykuł o tej tragedii dla rodziców. Poprosiłem, by na lekcjach wychowawczych nauczyciele poprowadzili pogadanki, czym może się hejt skończyć. W klasach starszych, czyli 4-8 wprowadziłem możliwość podparcia się również artykułem, który jednak u maluszków mógłby wywołać dodatkowy i niepotrzebny stres. Osobiście, równolegle do działań wychowawców, też byłem w każdej z klas 7. i 8., gdyż to w tych grupach problem jest największy.
Napisał pan: „Hejt ma miejsce w naszej szkole, więc nie będziemy mówili o historii z innych miejsc na świecie. Hejt w internecie i ten na korytarzach”. Skąd pan o tym wie?
Nasi nauczyciele trzymają rękę na pulsie i monitorują przestrzeń wirtualną, szczególnie te miejsca, gdzie pojawia się nazwa Morska Szkoła Podstawowa. Są to konta funkcjonujące poza naszym przyzwoleniem i naszą wiedzą, tzw. spottety instagramowe, bardzo trudne do wykrycia uczestników, a jeszcze trudniej administratora.
Jeśli dzieciak ma poczucie anonimowości i bezkarności, a do tego rodzic nie interesuje się nowymi technologiami i nie orientuje się, jak działa taka strona, trudno powstrzymać młodego hejtera. Świadomość, że jest się zupełnie anonimowym daje duże poczucie bezkarności. Im bardziej anonimowy jest uczeń, tym więcej pojawia się nienawistnych wpisów i więcej dzieci bierze w tym udział
Dlaczego?
Mówimy o stronach, profilach, fanpage'ach, na których anonimowo publikuje się obserwacje lub przemyślenia na temat najbliższego otoczenia. Nasi uczniowie mają zakaz używania w szkole telefonów, więc ten kanał informacyjny żyje aktywnie swoim życiem, kiedy nie ma już ich w szkole. Zauważyliśmy, że młodzi ludzie, korzystający z takiego profilu, używają bardzo często wulgaryzmów, a hejt ściele się tam gęsto. W każdej klasie można by było znaleźć kilka aktywnych na spottetach osób.
Czy reagujecie na mowę nienawiści?
Oczywiście, że reagujemy. Natomiast jako szkoła mamy ograniczone możliwości. Trudno po nitce do kłębka dotrzeć, kto jest autorem obraźliwych wpisów.
PRZECZYTAJ TAKŻE Gdy wszystko czuje się bardziej. Jak pomóc dziecku w depresji?
Jak więc to zrobić?
Dość duża praca jest po stronie rodziców. Jeśli dzieciak ma poczucie anonimowości i bezkarności, a do tego rodzic nie interesuje się nowymi technologiami i nie orientuje się, jak działa taka strona, trudno powstrzymać młodego hejtera. Świadomość, że jest się zupełnie anonimowym daje duże poczucie bezkarności. Im bardziej anonimowy jest uczeń, tym więcej pojawia się nienawistnych wpisów i więcej dzieci bierze w tym udział. Dlatego też, organizując w naszej szkole kampanię „Stop Hejtowi”, staramy się dotrzeć do rodziców. Próbujemy im uświadomić, że nadzór nad tym, co robi dziecko w sieci, nie jest przejawem braku zaufania, ale wyrazem największej miłości, jaką można dać. Poza tym trzeba wiedzieć, że mowa nienawiści robi krzywdę nie tylko osobie atakowanej, która może ulec załamaniu nerwowemu. To także uderza w tego, który hejtuje, nie mając przy tym świadomości, że udowodnienie mu takiego zachowania może sprawić ogromne komplikacje na progu życia.
Rodzice, którzy nie znają się na nowych technologiach, są praktycznie bezradni.
Rzeczywiście, świadomość rodziców jest bardzo niska. Niektórzy nawet nie wiedzą, czym jest hejt. W takiej sytuacji dorośli mogą liczyć na naszą pomoc. Mamy w szkole świetnie znającego się na nowych technologiach pedagoga, pana Jakuba Marcfelda. Mówi rodzicom, na co powinni zwracać uwagę. Informujemy ich o kontach, które odwiedzają dzieci, wskazujemy, jak dotrzeć do specjalistów, którzy za niewielkie pieniądze zainstalują program do obserwowania tego, co robi dziecko w sieci. Jednak bez zaangażowania rodziców, którzy – co wiemy – są zabiegani, nie mają czasu, są zmęczeni, nie rozwiążemy problemu.
Znamy przypadki negatywnej aktywności w sieci już w klasach 1-3, ale jest to niewielki procent uczniów. Im wyższa klasa, tym gorzej. Od 6., 7., 8. klasy staje się to bardzo powszechne. A właściwie w pewnym momencie nawet modne. Młody człowiek, który wejdzie na spotetty, nawet jeśli nie napisze nic obraźliwego pod adresem kolegi czy nauczyciela, staje się przez czytanie inwektyw uczestnikiem tego procederu
W realnej rzeczywistości dzieci są także prześladowane?
Drugą przestrzenią hejtu są korytarze szkolne, a z tym możemy już sobie radzić. Wyraźnie widać, że skala tego typu zjawisk w szkole jest od lat taka sama. Natomiast to, co dzieje się w ostatnich miesiącach w sieci, zaczyna już przerażać.
Dlaczego, pana zdaniem, wzrósł poziom anonimowej agresji wśród młodych ludzi?
Wpłynęło na to kilka czynników. Wśród nich wojna na Ukrainie, która zaczyna oddziaływać także na nas. Rodziny do dziś zmagają się ze skutkami pandemii, izolacji, a teraz jeszcze dopadł je czynnik ekonomiczny. Paradoksalnie, przy każdej podwyżce stóp procentowych widzimy coraz większą nerwowość rodziców, która udziela się także dzieciakom. My, jako dorośli, pod wpływem gigantycznych wyzwań, stresorów nie mamy świadomości, że dzieci to widzą. One zaś doskonale zdają sobie sprawę, że w domu na przykład brakuje środków na życie. Dojrzali ludzie z tymi problemami jakoś sobie radzą, ale młodzi, obarczani frustracjami dorosłych, już nie. Zestresowany rodzic nie ma czasu na rozmowę z dzieckiem, na spokojne wychowanie. Dlatego apelujemy do rodziców nie tylko o kontrolę, ale także o budowanie więzi. To może zapobiec ucieczce dziecka w wirtualną rzeczywistość.
W jakim wieku dzieci zaczynają wchodzić na anonimowe portale?
Różnie to bywa. Znamy przypadki negatywnej aktywności w sieci już w klasach 1-3, ale jest to niewielki procent uczniów. Im wyższa klasa, tym gorzej. Od 6., 7., 8. klasy staje się to bardzo powszechne. A właściwie w pewnym momencie nawet modne. Młody człowiek, który wejdzie na spotetty, nawet jeśli nie napisze nic obraźliwego pod adresem kolegi czy nauczyciela, staje się przez czytanie inwektyw uczestnikiem tego procederu. I o tym otwarcie mówimy.
Czy jesteście w stanie zidentyfikować dzieci, które są ofiarami hejtu w szkole i w internecie?
Działamy na różne sposoby. Przypominam pedagogom oraz pozostałym pracownikom szkoły, by zwracali uwagę na zmianę zachowań dziecka i reagowali natychmiast. Wszyscy muszą być czujni. Na szczęście wyłapujemy dużo takich przypadków. Rozmowy z dzieckiem prowadzi pedagog, psycholog, wychowawca, ale także sprzątaczka, której nierzadko jako pierwszej uczeń zwierza się, że jest obrażany. Kiedy taka informacja dotrze do nas, uczeń otaczany jest pomocą psychologiczno-pedagogiczną, zawiadamiamy też rodziców, którzy przeważnie nas słuchają i dają sobie pomóc w wyprowadzaniu dziecka z kryzysu. W takiej sytuacji rodzina ma najwięcej do zrobienia.
PRZECZYTAJ TAKŻE Plaga prób samobójczych wśród dzieci
Nie ponieśliście ani razu klęski?
Nie, ale w zależności od okoliczności trwa to czasami dłużej. Na problemy rówieśnicze nakładają się bowiem kłopoty środowiskowe. Czasem jest to rozpad rodziny, czasem, wywołane czynnikami ekonomicznymi gorsze wywiązywanie się dorosłych z ról opiekuńczo-wychowawczych. Uchwycenie takich spraw jest dla nas priorytetem. Wolimy dmuchać na zimne, niż popełnić błąd lub przeoczenie.
Czy przy okazji namierzacie prześladowców?
Kilka takich „trafień” już mieliśmy. Czasem wystarczy krótka rozmowa, zamknięcie forum, by rozwiązać problem. Jednak w ostatnich miesiącach, po tym jak uczniowie zaczęli korzystać z anonimowych kont, stało się to trudne nawet dla policji. Jeśli już nie możemy dojść do autorów hejterskich wpisów, to stawiamy na profilaktykę. Mówimy głośno, by trzymać się z daleka od tego, co jest okrutne względem drugiego człowieka. To hejter jest słaby, zakompleksiony, a nie osoba przez niego atakowana w sieci.
Słuchają was?
Zdajemy sobie sprawę, że czasem potrzebna jest osoba z zewnątrz, która powie coś takiego uczniom. Dyrektorowi uwierzy co piąty uczeń, nauczycielowi też co piąty. A co z pozostałymi? Staramy się więc zapraszać do szkoły autorytety. W ubiegłym tygodniu odwiedził nas Deleu, czyli Luiz Carlos Santos – brazylijski i polski piłkarz występujący na pozycji prawego obrońcy, były zawodnik Lechii Gdańsk. Z zapartym tchem słuchało go 300 uczniów, kiedy mówił, że gdy 12 lat temu przyjechał do Polski, też był hejtowany ze względu na kolor skóry. I o tym, że po pewnym czasie nawet ci, którzy traktowali go z dezaprobatą, zaczęli okazywać mu szacunek. Po kolejnych takich akcjach widzimy, jak zmienia się aktywność na hejterskich kontach. I jest to nasz mały sukces.
Napisz komentarz
Komentarze