W obsadzie spektaklu „Umrzeć ze śmiechu” jest kot o imieniu „Gruba Dupa”. Kot widnieje też na plakatach. Wystąpi w przedstawieniu?
Unikam angażowania zwierząt do teatru. To dla nich byłaby męczarnia. Kot pojawi się na scenie, ale sztuczny, przyniesiony w transporterku. A ten puszysty z plakatów, który łaskawie zgodził się nam pozować do zdjęć, to kot mojej córki. Co do zwierząt w teatrze…
Swego czasu w jednym z pana przedstawień w Teatrze Wybrzeże miał wystąpić zaskroniec, miał, bo nagle dostał zapalenia płuc…
W tamtym czasach można było sobie pozwolić na takie atrakcje w teatrze. Na Zachodzie angażowanie zwierząt na scenę w ogóle jest niemożliwe. Kiedy w Holandii chciałem „zatrudnić” do spektaklu żółwia, usłyszałem, że to niemożliwe, że byłaby duża afera ze strony obrońców praw zwierząt.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kolacja z Szymanowskim. Przed premierą w Operze Bałtyckiej
Kota, żywego, w przedstawieniu nie będzie, będą cztery panie i jeden pan.
To czarna komedia. Gatunek, który lubiłem zawsze. „Arszenik i stare koronki”, którą zrobiłem na gdyńskiej scenie ma do dziś swoją publiczność. Sztuka Paula Elliotta to znakomity tekst, premiera odbyła się na Broadwayu i to z wielkim sukcesem. Premierę gdyńską planowałem na luty, ale zamieniłem terminami z reżyserem Jackiem Bałą, który za chwilę zaczyna próby do „Czarodziejskiej Góry” Thomasa Manna, to będzie trójmiejska prapremiera. Myślę, że rozpoczęcie sezonu komedią, która nie jest jeszcze publiczności znana, bo utwór nie był tutaj ani wystawiany, ani drukowany, to dobry wybór. Ledwo pojawiły się afisze, a już sprzedaliśmy bilety na wszystkie październikowe i listopadowe przedstawienia. To dla nas, ludzi teatru czy tych piszących o teatrze, jest informacja jak wielki jest głód uśmiechu. Jestem przekonany, że ci którzy przyjdą do nas na komedię, będą chcieli zobaczyć też inne nasze przedstawienia. Dla mnie ta sztuka to niejako odpoczynek od mocnego repertuaru. Miniony sezon zakończyłem przecież „Pułapką” Różewicza. Praca przy „Umrzeć ze śmiechu” to była duża frajda.
Podobnie jak bohaterki sztuki wychodzimy z założenia, że lepiej „umrzeć ze śmiechu” niż żyć bez radości, zwłaszcza gdy czasy są bardziej czarne niż najczarniejsze komedie – tymi słowy zaprasza pan publiczność na swoje przedstawienie.
Przypominamy też starą prawdę, że nie ma co odkładać przyjemności „na jutro”, bo „jutro” może wcale nie nadejść. Tekst Elliotta to przede wszystkim wzruszająca, pełna ciepła historia o przyjaźni.
Na scenie kilka pokoleń aktorskich.
Sztuka nieduża, ale praca przebiegała trudniej niż się spodziewałem. Bo też zrobienie komedii to zadanie niełatwe. Zastanawiamy się, jakie będą reakcje widowni. Czy to, co nas bawi, będzie też bawiło publiczność. Realizując komedię, trzeba umieć przewidzieć reakcje widowni.
PRZECZYTAJ TEŻ: Może to lęk motywuje mnie do działania?
Czarny sen reżysera komedii to – wszystko idzie zgodnie z planem, tylko widownia się nie śmieje.
Mamy tremę, choć główne role grają znakomite aktorki: Beata Buczek- Żarnecka, Elżbieta Mrozińska i Monika Babicka. Dla młodych aktorów naszego teatru Krzysztofa Berendta i Martyny Matoliniec to też wyzwanie, sprawdzenie się w pozornie łatwym, ale jednak wymagającym repertuarze. Grali już u nas poważne role w wielkim repertuarze, ale dbam o to, by młodzi próbowali sprawdzić się w różnych, emocjonalnie i warsztatowo, rolach.
Komedia to zawsze jest spore wyzwanie aktorskie.
Tu aktorstwo powinno być wyraziste, ale bez karykaturalnej szarży, tego nikt nie lubi, zwłaszcza gdy rzecz się dzieje na małej scenie, gdzie widzów oddziela od aktorów ledwie kilka metrów. Tu w grze powinna być i nostalgia, i groteska. A widownia, która wybierając komedię jednak nastawia się na czystą rozrywkę, będzie pewnie prowokowała zachowania aktorów na scenie.
PRZECZYTAJ TEŻ: Dziady na stryszku, w oparach haszyszu
W lutym premiera „Czarodziejskiej Góry”. Reżyser mówi, że będzie to popkulturowy sen o nowym człowieku i jego miejscu w zmieniającym się, w oszałamiającym tempie, świecie.
Jacek Bała, który wystawił u nas świetny „Prawiek” według Olgi Tokarczuk ma rękę do wielkiej literatury. Zrobił też świetną adaptację tego tekstu. Dużo tu czarnego humoru samego Thomasa Manna, który w utwór ten jest wpisany. Jest i muzyczność, erotyka, gra niemal cały zespół teatru. Hansa Castorpa gra Maciej Wizner.
Przyszły sezon to, oczywiście, kolejna premiera na Scenie Letniej w Orłowie.
Już 27! Pokażemy prapremierę komedii muzycznej, zainspirowanej kultowym filmem Andrzeja Kondratiuka „Hydrozagadka”. Na scenę nad morzem przygotowują ją reżyser Rafał Szumski i satyryk Szymon Jachimek. Już nie mogę się doczekać!
Napisz komentarz
Komentarze