Codziennie na portalu „Lekarze – oferty pracy" pojawia się 10-15 nowych ofert dla lekarzy rodzinnych, sporo jest propozycji dla specjalistów w SOR-ach, pediatrów, internistów, chirurgów.
– Od zaraz zatrudnimy lekarzy radiologów, lekarzy medycyny ratunkowej oraz innych specjalności na oddział medycyny ratunkowej, głównie do szpitala w Wejherowie – mówi Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka Szpitali Pomorskich. – Ponadto lekarzy internistów i chirurgów ogólnych, a także lekarza poz. Łącznie co najmniej 20 osób. Warunki pracy negocjujemy z każdym indywidualnie. Jesteśmy otwarci na rozmowy.
– Jest ciężko – przyznaje prezes spółki prowadzącej dwie przychodnie poza Trójmiastem. – Problemem nie są nawet stawki, lekarze są zwyczajnie przepracowani. Jest ich tak mało, że trzeba rozmawiać o kulturze i komforcie pracy, zespole, zapleczu socjalnym, nowoczesnym sprzęcie. Ale o czym tu mówimy, skoro w całym kraju brakuje 70 tysięcy lekarzy? To jakby wyludnił się Tczew z przyległościami. Jestem pewien, że zamykanie małych, wiejskich przychodni to tylko kwestia czasu.
Prawo wykonywania zawodu ma 13,5 tysiąca lekarzy i lekarzy dentystów z Pomorza.
– Liczba lekarzy dentystów jest wystarczająca, ale już lekarzy jest znaczny niedobór. Z tego powodu polski lekarz pracuje na kilka etatów - przyznaje dr Dariusz Kutella, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku. – Największy problem ze znalezieniem kadry mają szpitale powiatowe, małe ośrodki, przychodnie. W przeciwieństwie do Trójmiasta, gdzie chociażby do pracy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym jest więcej chętnych niż miejsc.
Według Mapy Potrzeb Zdrowotnych na lata 2022-2026, opracowanej przez Ministerstwo Zdrowia w naszym województwie na 10 tys. mieszkańców przypada około 36 lekarzy. Z tego co piąty jest na emeryturze.
– Średni wiek lekarza specjalisty w Polsce to 50-60 lat – podkreśla szef OIL w Gdańsku. – Nic więc dziwnego, że tylu lekarzy na emeryturach jest aktywnych zawodowo. I gdyby odeszli emeryci – system opieki zdrowotnej w Polsce czeka zapaść. Przy czym uważam, że wiek nie jest ograniczeniem, tylko sprawność organizmu.
Życie zaczyna się po siedemdziesiątce?
Sprawność jest bardzo potrzebna. Niektórzy lekarze pracują nawet 400 godzin w miesiącu. Policzmy – to ponad 13 godzin dziennie. Codziennie.
Doktor P., lat 70, odszedł przed wakacjami ze szpitala, w którym przepracował ponad cztery dekady.
– Zarabiałem 120 zł za godzinę brutto na kontrakcie, pełniłem sześć dyżurów miesięcznie – mówi lekarz. – Błyskawicznie otrzymałem nową ofertę pracy już nie w szpitalu, na etat. Zarobki nieco niższe, ale po ośmiu godzinach ściągam fartuch, mam wszystkie benefity, urlop, premię, wczasy pod gruszą.
Doktor Z. z Trójmiasta także z chwilą osiągnięcia wieku emerytalnego zdecydował się odejść ze szpitala.
– Najważniejsza jest kwestia dyżurów i konieczność stania wielu godzin w sali operacyjnej – mówi. – Nie jestem już najmłodszy, a po covidzie - przyplątały się powikłania. Uznałem, że od pieniędzy są ważniejsze w życiu rzeczy. Zresztą co do pieniędzy zapewne nie będę narzekać, wieść o mojej decyzji się rozeszła i przychodzą już propozycje pracy.
Kryzys kadrowy w szpitalach pogłębiany jest dodatkowo przez brak odpowiednich rozwiązań prawnych.
– Środowisko lekarskie bezskutecznie walczyło o wprowadzenie systemu no fault, czyli możliwości wynagradzania pacjentom wystąpienia u nich niepożądanych zdarzeń medycznych bez orzekania o winie lekarza – mówi dr Kutella. – Pojawiła się skierowana do społeczeństwa narracja, że lekarze chcą uniknąć odpowiedzialności za ewentualne powikłania. Skutek jest taki, że restrykcje skupiają się na lekarzu, zamiast pomóc osobie, która doznała niepowodzeń.
Ustawy dotyczące odpowiedzialności lekarza doprowadziły m.in do sytuacji, w której ginekolodzy nie chcą pracować w szpitalu, wybierając przychodnie. Wielu z nich przestraszyło się grożących im oskarżeń o nieumyślne spowodowanie śmierci pacjentek. Przez restrykcyjne prawo lekarze nie podejmują ryzyka walki o pacjenta, wiedząc, że potem może wkroczyć prokurator.
– Można to porównać do wkładania patyka w szprychy – twierdzi z goryczą prezes OIL w Gdańsku.
O ile lekarze odchodzący ze szpitali trafiają głównie do poradni i gabinetów prywatnych, to pracujący w podstawowej opiece zdrowotnej nawet po przekroczeniu wieku emerytalnego zostają w swoich przychodniach.
– Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że nie mamy żadnego emeryta i wspieramy się rezydentami – mówi Jan Tumasz, szef przychodni Aksamitna w Gdańsku, przewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia. – Są jednak przychodnie, np. we Wrzeszczu, gdzie emeryci stanowią trzon zespołu. Najmłodszy lekarz ma 45 lat, reszta jest w wieku emerytalnym.
Do Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia trafiły już informacje o trzech podmiotach ( jednego z Miastka i dwóch w okolicach powiatu słupskiego), które z końcem tego roku zamykają działalność. Teoretycznie pacjenci mogą szukać miejsc w innych poz, ale gwarancji, że zostaną przyjęci, nikt im nie da.
– Jeśli pacjent pochodzi z sąsiedniej gminy, to NFZ za niego nie zapłaci – mówi dr Andrzej Zapaśnik, ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie, prezes Przychodni BaltiMed. – W Lubuskiem już takie rzeczy się dzieją. W miejscowości Trzcianne na Podlasiu zmarł kolega, który miał pod opieką 2 tysiące pacjentów. I kto teraz ma im wypisać recepty?
Porozumienie Zielonogórskie podaje też przykład Rozmierza z Opolszczyzny. Po śmierci 81-letnia lekarki, do końca opiekującej się swoimi pacjentami, 1300 osób pozostało bez lekarza rodzinnego. Położona 10 km dalej poradnia w Izbicku nie pomoże chorym z Rozmierzy, tam lekarz-emeryt ma pod opieką 1350 osób.
Wiemy, że nic nie wiemy?
Kiedy pytam ilu lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej brakuje na Pomorzu, moi rozmówcy rozkładają ręce.
– Wiemy np., że Pomorze jest w lepszej sytuacji niż województwa podkarpackie czy lubuskie, świętokrzyskie, ale brak konkretnych danych – uważa dr Zapaśnik. – Niestety, ani resort zdrowia, ani NFZ nie przeprowadziły analizy stanu osobowego podstawowej opieki zdrowotnej. Nie wiemy, jaka struktura wiekowa lekarzy, pielęgniarek w poz. Nie wiemy też, ilu pacjentów mają pod swoją opieką lekarze poz. Średnio to 1700 osób, lecz są tacy, którzy na listach mają więcej, niż 2,5 tys. pacjentów, przekraczając czerwona linię bezpieczeństwa. Ilu lekarzy przyjmuje więcej, niż 30 osób dziennie?
Tego typu mapy potrzebne są nie w skali ogólnokrajowej, ale na poziomie powiatów i gmin, by przewidzieć ryzyko. Jeśli na 10 lekarzy w gminie pięcioro to emeryci, można spodziewać się prędzej lub później kryzysu.
– To problem nabrzmiały i nietknięty – dodaje ekspert Porozumienia. – Ministerstwo wie, gdzie są przychodnie, ilu mają pracowników, ale to nie wystarczy. Obawiam się, że zbudzimy się z ręką w nocniku, próbując przewidzieć przyszłość w oparciu o dane, których nie mamy.
Szczegółowych danych o brakach kadrowych na Pomorzu nie ma też pomorski lekarz wojewódzki.
– Takich informacji nie zbieramy – mówi dr Jerzy Karpiński. – Za to odnotowujemy zmniejszone zainteresowanie kilkoma specjalnościami - rehabilitacją, medycyną ratunkową, chorobami zakaźnymi, chirurgią ogólną, patomorfologią, toksykologią, transfuzjologią. Z kolei dużo osób wyraża chęć robienia specjalizacji z dermatologii i radiologii.
Z danych Ministerstwa Zdrowia jeszcze wiemy że w całym kraju do 2026 r. na emeryturę przejdzie 4 774 lekarzy chorób wewnętrznych, a specjalizację ukończy tylko 2 679 lekarzy. I że przeciętny polski internista ma 59 lat. O dwa lata starszy jest przeciętny pediatra. Za pięć lat zabraknie nam prawie 800 lekarzy tej specjalności.
I co dalej?
Proste na pozór rozwiązanie – zwiększenie naboru na studia medyczne – nie da szybkich efektów. Od wejścia przyszłego medyka do uczelni do momentu uzyskania przezeń specjalizacji upływa od 9 do 13 lat.
Także nadzieja, że lekarze ze Wschodu zastąpią w pełni polskich medyków jest nieco złudna.
– W ostatnim czasie wydaliśmy prawa wykonywania zawodu lekarza 140 obcokrajowcom – mówi dr Dariusz Kutella. – Część z lekarzy z zagranicy otrzymała zatrudnienie jako pomocnik lekarza, pielęgniarki, pomoc medyczna. Problemem są kłopoty z językiem polskim. Ostatnio wraz z przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego ustalaliśmy, jak wesprzeć obcokrajowców w nauce języka.
Można też zastanowić się, jak przyciągnąć absolwentów medycyny do deficytowych specjalności. I tu kłania się ekonomia.
– Rynek pracy został zdemolowany przez covid, który tak wywindował stawki, głównie w szpitalach, że lekarze się przyzwyczaili i żądają dalej tych samych pieniędzy – tłumaczy jeden z moich rozmówców. – Dziś nawet rezydenci potrafią zażądać 150 zł brutto za godzinę pracy.To nierealne, ale w sytuacji braku lekarza, pracodawca staje pod ścianą.
Tak wysokich kwot (niekiedy przekraczających 200 zł za godzinę pracy) nie może zażądać pediatra czy internista z przychodni, gdzie tzw. stawka kapitacyjna została ustalona przez NFZ na 171 zł na jednego zapisanego pacjenta.Rocznie.
– Rozwiązaniem byłyby wysokopłatne staże w deficytowych specjalnościach – mówi dr Jerzy Karpiński. – Student kończący medycynę, który chciałby np. zostać internistą, psychiatrą dziecięcym, pediatrą otrzymywałby np. 20 tys. złotych miesięcznie, pod warunkiem, że podejmie potem na 10 lat pracę w ramach NFZ na Pomorzu. Pozwoli mu to na założenie rodziny, kupienie samochodu, wynajęciu mieszkania. Takie rozwiązania znane są w wielu krajach zachodnich.
W podobnym kierunku idzie projekt prof. Marcina Gruchały, rektora GUMed. W przyszłym roku akademickim z części miejsc przeznaczonych dla obcokrajowców w ramach English Dyvision GUMed zostałaby przeznaczona dla osób, które zdały na medycynę, ale zabrakło im punktów, by podjąć darmowe studia. Oni też będą mogli studiować za darmo pod warunkiem podpisania kontraktu, że przez określony czas zgodzą się pracować w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.
Wracają również pomysły znane nam z dawnych lat, gdy małe miasteczka lub wsie kusiły lekarzy innymi dobrami.
– Na pewno dodatkową zachętą dla młodego lekarza z rodziną byłoby mieszkanie komunalne – mówi Paweł, student medycyny. – Myślę, że kilka takich lekarskich mieszkań w Trójmieście rozwiązałoby problem braku np. psychiatrów dziecięcych.
Póki jednak te i wiele innych pomysłów nie zostaną zrealizowane, pozostaje nam dostosowanie do obecnej sytuacji. I dbanie o zdrowie, oczywiście.
Napisz komentarz
Komentarze