Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Gdańsk jest najbardziej wileńskim miastem na świecie, zaraz po Wilnie...

W każdym „wileńskim gdańszczaninie” jest cząstka poety, a więc jest nas całkiem sporo. W naszym festiwalu weźmie udział Beata Poźniak, amerykańska aktorka pochodząca z Gdańska, ale o wileńskich korzeniach, też poetka – mówi Tomasz Snarski, adwokat, poeta, dyrektor festiwalu Wilno w Gdańsku
Tomasz Snarski, dyrektor festiwalu Wilno w Gdańsku, adwokat i poeta
Tomasz Snarski, dyrektor festiwalu Wilno w Gdańsku, adwokat i poeta

Autor: Materiały prywatne

Patrzy pan na Wilno oczami poety?

Przede wszystkim spoglądam na Wilno „oczami serca”. Oczywiście, ujęcie poetyckie, refleksja nad Wilnem, mają dla mnie duże znaczenie, jednakże najważniejsze pozostają relacje międzyludzkie: przyjaźnie i wspólne działania. Na przykład jestem wolontariuszem wileńskiego hospicjum, współpracuję
z wileńskimi organizacjami literackimi oraz społecznymi. Odwiedzam Wilno kilkanaście razy w roku, a myślę o nim niemal codziennie. Stolica Litwy jest obecna w moim życiu nie tylko poprzez rodzinne korzenie czy literaturę, ale poprzez bieżące sprawy. Mogę powiedzieć, że w moim życiu trwa takie Wilno w Gdańsku na okrągło.

Wilno jest jak wiersz?

Wilno, tak jak poezję, możemy interpretować na wiele sposobów. To miasto wielokulturowe, a jego genius loci dalece wykracza poza konkretne miejsce na mapie. Sam ostatnio w jednym ze swoich wierszy napisałem: „Jedna droga wielu to Wilno”. Miasto nad Wilią pozostaje wyjątkowym źródłem poetyckich inspiracji. W pełni aktualne pozostaje stwierdzenie, że Wilno to miasto poezji i samych poetów. Warto dodać, że stolica Litwy może poszczycić się statusem miasta literatury UNESCO. Dlatego podczas naszego festiwalu Wilno w Gdańsku szczególnie silnie zaakcentujemy obecność współczesnych pisarzy litewskich, a także porozmawiamy o Wilnie i Gdańsku jako o miastach literatury. Cieszę się, że także dzięki festiwalowi rozwijają się kontakty pomiędzy polskimi a litewskimi twórcami.

Tegoroczna edycja festiwalu odbywa się w Roku Romantyzmu Polskiego, a skoro romantyzm to i jego świątynia, wileńska Cela Konrada. Dziś jest tam ponoć pokój hotelowy… To ważne miejsce dla Pana?

W Wilnie najważniejszym dla mnie miejscem pozostaje wileńskie hospicjum; to mój „wileński dom”. Natomiast zawsze podczas Międzynarodowego Festiwalu Poezji Maj nad Wilią, w którym od lat uczestniczę, udajemy się pod Celę Konrada, by tam recytować wiersze. To rzeczywiście miejsce szczególne i dobrze, że o nim pamiętamy. Cieszę się, że udało nam się w Roku Romantyzmu Polskiego zaprosić do Gdańska na nasz festiwal Ludwika Janiona, w rozmowie z którym przypomnimy postać jego ciotki, profesor Marii Janion i wileńskie elementy jej życiorysu. Czyż można sobie wyobrazić lepsze połączenie romantyzmu, Wilna i Gdańska niż przypomnienie właśnie teraz jej życia i dorobku?

Wilno, to miejsce, gdzie wszystko jest możliwe – to pana słowa. Tak chyba też, biorąc choćby pod uwagę lata 80., można powiedzieć o Gdańsku?

Wilno i Gdańsk łączy naprawdę wiele. Wspomniałem już o wielokulturowości. Do tego trzeba dodać gdańską solidarność i wileńskie miłosierdzie. Od kilku lat podczas naszych festiwalowych debat nawiązujemy do łączących nasze miasta idei. Staramy się pokazać, że korzenie humanizmu europejskiego mają charakter nie tylko śródziemnomorski, ale i bałtycki. Współpraca Wilna i Gdańska to nie tylko formalne relacje miast partnerskich, ale także, a może przede wszystkim, wspólna troska o wartości. W tym roku szczególnie poświęcimy uwagę refleksji nad pokojem i wolnością, chociażby podczas sobotniej rozmowy z udziałem m. in. Wicemarszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza, zresztą gdańszczanina o wileńskich korzeniach.

Powiedział pan też: Wierzymy, że festiwale kultury takie jak Wilno w Gdańsku mogą łączyć, przynosić pokój, a to jest coś czego właśnie w kontekście także wojny w Ukrainie potrzebujemy jak powietrza...

Istotne jest pokazanie właściwej perspektywy i stworzenie miejsca spotkania. Warto dodać, że podczas naszego festiwalu będzie też bezpośrednio zaakcentowany wątek ukraiński. W niedzielę na przykład odbędzie się spotkanie z pochodzącym z Wilna Maciejem Mieczkowskim, który wydał zbiór reportaży ze swojego kilkuletniego pobytu w Ukrainie. Spojrzymy zatem na Ukrainę z perspektywy wileńskiej. Ponadto do Gdańska przybędzie, podobnie jak w latach ubiegłych, siostra Michaela Rak z wileńskiego hospicjum, wraz z wolontariuszami. Gdańsk jest w tym roku Europejską Stolicą Wolontariatu, toteż tym bardziej cenna jest wymiana doświadczeń i zwrócenie uwagi na społeczne zaangażowanie na rzecz najbardziej potrzebujących. Dzięki temu pokażemy, że świat, w którym zwycięża dobro i współpraca, jest po prostu możliwy.

Za którym Wilnem pan tęskni? Za tym swoim, czy pana przodków?

Każde jest wartościowe i sądzę, że należy je raczej łączyć niż przeciwstawiać. Na styku tego, co pomiędzy, można szukać najbardziej wartościowych treści. Dlatego też Wilno w Gdańsku z jednej strony zawsze odwołuje się do tradycji, a jednocześnie pokazuje najlepszych współczesnych twórców litewskich. Myślę, że ta różnorodność to siła naszego festiwalu. Pokazujemy nieoczywiste przestrzenie pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, za pomocą różnych dziedzin i z udziałem różnych pokoleń.

Tęsknota do Wilna… Kiedy pana dopada?

Dopada często, ale mam na to swoje sposoby.

Co wtedy? Po prostu rzuca pan wszystko i jedzie pan?

Na szczęście zawszę mogę porozmawiać z moją babcią Basią, która z Wilna pochodzi. Gdy tak sobie wspominamy, czuję się nieco, jakbym był nad Wilią, chociaż rzecz dzieje się na gdańskim Przymorzu. Poza tym często dzwonię do przyjaciół z Litwy. Czasem wystarczy, że chociaż na chwilę połączę się z siostrą Michaelą czy wymienię wiadomościami i od razu dzień staje się bardziej pogodny.

Chyba jednak lubi pan tęsknić, skoro jeszcze nie zamieszkał pan tam na stałe? Były takie plany?

Ależ mimo całej miłości do Wilna nie wyobrażam sobie mojego życia poza Gdańskiem! W Gdańsku się urodziłem, wychowałem i tu żyję. To moje miejsce na Ziemi, które do tego jest najbardziej wileńskim miastem na świecie, zaraz po Wilnie oczywiście. Dzięki ludziom, którzy mają wileńskie korzenie i którzy wnoszą wciąż do naszego miasta wileńskie serca, mamy tak naprawdę wspólnotę Wilna w Gdańsku na co dzień. Natomiast sama tęsknota za fizyczną przestrzenią ukochanego Wilna, za jego pięknem i klimatem pozostaje dla mnie wyzwaniem, w jaki sposób być blisko, chociaż dzieli nas kilkaset kilometrów. I to jest bardzo twórcze.

 

 

Podczas Wilna w Gdańsku goście z Litwy oraz nasi gdańscy poeci zaprezentują swoją twórczość również jako swoisty manifest opowiedzenia się po stronie pokoju. Chcemy pokazać, że w świecie zdominowanym przez agresję i konflikt pozostaje miejsce dla wspólnego działania, w tym o charakterze twórczym.

Z tej tęsknoty zrodził się w panu poeta?

Poezja i w ogóle literatura często powstaje z tęsknoty. Czy Litwa zagościłaby w Inwokacji, gdyby nie emigracyjna tułaczka Mickiewicza? Czy bez wygnania powstałaby Miłoszowska „Dolina Issy”? Czy Aleksander Jurewicz napisałby „Lidę” a Romuald Mieczkowski „Były sobie Fabianiszki”? Przy czym moja tęsknota za Wilnem jest nieco inna. Myśląc o Wilnie, wracam także do pamięci międzypokoleniowej przekazanej mi przez babcię, w pewnym sensie rekonstruuję w sobie tęsknotę moich przodków, tworząc zarazem własną historię. Nawiasem mówiąc, ostatnio coraz częściej wracam do krainy mojego dzieciństwa, do gdańskiej dzielnicy Letnica. Właśnie pracuję nad cyklem „Opowieści z gdańskiej Letnicy”, powracając do miejsc, których już tak naprawdę nie ma, starając się pojąć własną tożsamość, nazwijmy to „wileńskiego gdańszczanina”.

Z roku na rok coraz mniej w Gdańsku tych, co przybyli z Wilna po wojnie. Wnukom, dzieciom, przekazali w spadku tęsknotę do swego miasta, które musieli opuścić?

Dlatego otwieramy się na młode pokolenia. W tym roku wystąpi u nas jeden z najlepszych współczesnych litewskich zespołów, uczestnik konkursu Eurowizji, zespół The Roop. Zaprezentujemy też spektakl Teatru Miniatura, którego historia wiąże się z wileńskim Teatrem Łątek. Ufam, że w ten sposób ocalimy pamięć o Wilnie dla przyszłych pokoleń, a w naszym festiwalu wezmą udział całe rodziny, od babć i dziadków po wnuki. Wówczas dziedzictwo wileńskiej tożsamości nie tylko zostanie zachowane, ale ma szansę się rozwijać.

Wielu jest w Gdańsku takich jak pan? Poetów-piewców Wilna?

Myślę, że w każdym „wileńskim gdańszczaninie” jest cząstka poety, zatem jest nas całkiem sporo. Chociażby w tej edycji festiwalu weźmie udział Beata Poźniak, amerykańska aktorka pochodząca z Gdańska, ale o wileńskich korzeniach, która także jest poetką. Ponadto coraz więcej młodych odkrywa swoje wileńskie korzenie oraz mówi o nich otwarcie. Myślę zatem, że to tylko kwestia czasu, nim pojawi się ktoś kolejny, z młodego pokolenia. Na koniec dodam, że Gdańsk jest najlepszym miastem na świecie między innymi dlatego, że jest Wilno w Gdańsku.

Poezja, która przynosi pokój”, to tytuł pana eseju. Poezja jest potrzebna do życia miastom?

Tym esejem zainicjowałem cykl spotkań mających na celu refleksję nad tym, co świat poezji, a szerzej literatury i kultury, może uczynić, by przeciwstawić się wojnie i przemocy. Chodzi tu o ukazanie różnych możliwości oddziaływania poezji zaangażowanej moralnie. Jeśli obcowanie z poezją otwiera nas na innego, pozwala wykroczyć poza opłotki własnego egoizmu, to istnieje szansa, że poezja rzeczywiście przynosi pokój, ucząc nas człowieczeństwa. Podczas Wilna w Gdańsku goście z Litwy oraz nasi gdańscy poeci zaprezentują swoją twórczość również jako swoisty manifest opowiedzenia się po stronie pokoju. Chcemy pokazać, że w świecie zdominowanym przez agresję i konflikt pozostaje miejsce dla wspólnego działania, w tym o charakterze twórczym. A poetyckie słowa mogą być „werblami”, które wybrzmią głośniej niż wojskowi werbliści, stając się głosem sumienia i dając nam przestrzeń nadziei.

 

Festiwal Wilno w Gdańsku: 2-4 września 2022

Program festiwalu TUTAJ


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama