Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pierwszy dyrektor o nowym dyrektorze MIIWŚ: Pokazał, że jest wiernym żołnierzem PiS

W tym, że kilkaset tysięcy ludzi rocznie zwiedza wystawę stałą, a Muzeum II Wojny Światowej jest jednym z najbardziej popularnych muzeów historycznych w Polsce, nie ma żadnej zasługi panów Nawrockiego i Berendta, tylko tych ludzi, którzy stworzyli tę wystawę, i którzy w ogromnej większości już tam nie pracują – mówi pierwszy dyrektor muzeum, prof. Paweł Machcewicz.
(fot. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku) 

W lipcu, niemal równo rok po rezygnacji Karola Nawrockiego, minister kultury powołał nowego dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, dotychczasowego p.o. dyrektora, a wcześniej zastępcę dr. Nawrockiego – dr. hab. Grzegorza Berendta. Jak pan ocenia tę nominację?

Pan Berendt pokazał, że jest wiernym żołnierzem PiS robiącym wszystko to, czego się od niego oczekuje, mimo, że sam przy każdej okazji kreuje się na niezależnego, zdystansowanego uczonego. Był w ekipie Karola Nawrockiego, która dokonała wrogiego przejęcia muzeum. Współodpowiada za czystki personalne, w tym tak drastyczne, jak zwolnienie głównej księgowej za spotkanie z Januszem Marszalcem, moim byłym zastępcą, po godzinach pracy. Byli inwigilowani, fotografowani na ulicy, i to właśnie Nawrocki z Berendtem doprowadzili do zwolnienia księgowej, wykorzystując zdjęcia z tej bezprawnej inwigilacji. Grzegorz Berendt wykazał się całkowitą lojalnością stąd dziwi dlaczego rok musiał czekać na pełną nominację. Może uznano, że tak długie czekanie jeszcze bardziej zwiększy lojalność? A może były jeszcze jakieś tarcia w tej sprawie czy w Ministerstwie Kultury czy w PiS na Pomorzu? Nie mam na ten temat wiedzy.

Dyrektor Berendt w rozmowie z „Zawsze Pomorze” tłumaczył, że miał problem ze znalezieniem czasu na przygotowanie programu działań muzeum, będącego warunkiem rozpoczęcia procedury nominacyjnej. A pan jak ocenia bieżącą działalność muzeum?

ROZMOWĘ Z DYREKTOREM GRZEGORZEM BERENDTEM PRZECZYTASZ W ARTYKULE: Nowy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej: Podstawowa część wystawy głównej jest i pozostanie niezmieniona

Nie śledzę wewnętrznych przekształceń w muzeum, natomiast widzę, jakie są efekty działalności obecnej ekipy. Owszem, kilkaset tysięcy ludzi rocznie zwiedza wystawę stałą, jest to jedno z najbardziej popularnych muzeów historycznych w Polsce, ale nie ma w tym żadnej zasługi panów Nawrockiego i Berendta, tylko tych ludzi, którzy stworzyli tę wystawę, i którzy w ogromnej większości już tam nie pracują. Stworzyliśmy też serię wydawniczą, która cieszyła się dużą renomą. Tego praktycznie nie ma w tym momencie – żaden ważny tytuł nie został w ostatnich latach wydany, mimo że muzeum ma znacznie większe środki finansowe. W ogóle muzeum nie istnieje jako znaczący podmiot w dyskusjach dotyczących II wojny światowej. Nie istnieje na arenie międzynarodowej. A zamysł był taki, żeby to był polski głos w europejskiej i światowej dyskusji o II wojnie światowej. Dlatego oceniam, że panuje tam marazm i raczej działania kompromitujące, które prowadził głównie poprzednik pana Berendta. Mam tu na myśli na przykład promowanie historii poprzez walki bokserskie, czy pokazywanie na wystawie czasowej pasiaka z Auschwitz, który przedstawiano jako należący do ojca Maksymiliana Kolbego. Była to oczywista nieprawda i Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau publicznie protestowało.

(fot. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku) 

Pan został odwołany z funkcji dyrektora MIIWŚ ponad pięć lat temu, w kontrowersyjnych okolicznościach. Cała sprawa zaowocowała kilkoma procesami sądowymi. Na jakim są one obecnie etapie?

Były prowadzone dwa śledztwa prokuratorskie, w których próbowano wykazać, że dopuściłem się niegospodarności, nadużyć finansowych, wręcz korupcji. To była zemsta PiS za to, że udało mi się otworzyć muzeum dla publiczności [23 marca 2017 na dwa tygodnie przed swoim odwołaniem i mianowaniem na p.o. dyrektora Grzegorza Nawrockiego – red.]. Pierwsze z tych śledztw zostało umorzone. Co do drugiego, to byłem wielokrotnie przesłuchiwany, tak samo Janusz Marszalec i inni pracownicy muzeum, ale jaki jest stan obecny – nie wiem. Natomiast jeśli chodzi o inne kwestie prawne, to złożyłem skargę na polski rząd do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, w związku z tym, że w moim przekonaniu przy przejmowaniu muzeum zostało naruszone prawo, a ja sam zostałem pozbawiony prawa do sądu, ponieważ to wrogie przejęcie muzeum i likwidacja dotychczasowego muzeum odbyła się po wyroku Naczelnego Sadu Administracyjnego, który stwierdził, że sam spór prawny jest poza kompetencją sądów administracyjnych. Ciągle czekam na rozpatrzenie tej skargi, mimo że złożyłem ją w 2018. Ale ETPC jest obłożony taką liczbą skarg z Polski, że powstała długa kolejka.

PRZECZYTAJ TEŻ: Janusz Marszalec: To, co dzieje się w Muzeum II Wojny Światowej, to zaprzeczenie myśli, która nami kierowała

Najwięcej emocji wzbudził jednak proces w zakresie prawa autorskiego dotyczący zmian w wystawie.

Sytuacja od półtora roku jest taka, że my zasadniczo ten proces wygraliśmy w pierwszej instancji, czego dowodem jest choćby to, że sędzia nakazał muzeum pokrycie kosztów procesu. Oni się tego wypierają i twierdzą, że wygrali, ale jeśli ktoś wygrywa proces, to nie jest obarczany kosztami sądowymi. Sędzia uznała, że wystawa jest utworem chronionym prawami autorskimi, i że my czterej, jako powodowie: ja, Janusz Marszalec, Rafał Wnuk i Piotr M. Majewski, jesteśmy autorami scenariusza wystawy. W związku z tym sąd nakazał usunięcie jednej z tych zmian, czyli filmu „Niepokonani”, wyświetlanego na samym końcu ekspozycji. Nawiasem mówiąc jest to film wyprodukowany nie przez muzeum, ale przez Instytut Pamięci Narodowej. Natomiast w przypadku pozostałych zmian sędzia uznała, że one są niedostrzegalne dla przeciętnego zwiedzającego. Odwołaliśmy się od tego wyroku, bo chcemy, żeby wszystkie zmiany zostały usunięte, i żeby wystawa powróciła do pierwotnego kształtu. 27 września odbędzie się rozprawa w drugiej instancji przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie. A film „Niepokonani” jest wyświetlany w muzeum, bo wyrok jest nieprawomocny.

Prof. Paweł Machcewicz, były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej (fot. Anna Machcewicz)

Dyrektor Berendt zapewnia, że nie planuje nowych zmian w wystawie, choć twierdzi, że byłyby one konieczne, choćby ze względu na konieczność uwzględnienia wyników najnowszych badań historycznych.

Nie ma w moim przekonaniu żadnych nowych istotnych odkryć naukowych, które uzasadniałyby jakiekolwiek zmiany w wystawie. Chcę też podkreślić, że na stworzonej przez nas wystawie polskie doświadczenie z czasów wojny jest absolutnie centralne, o polskim bohaterstwie i martyrologii jest tam więcej, niż w jakimkolwiek innym istniejącym muzeum w Polsce. Nie ma więc żadnego powodu dodawać do wystawy pod tym fałszywym pretekstem nowych elementów, które niszczą jej spójność, a niekiedy zawierają nieprawdziwe informacje.

PRZECZYTAJ TEŻ: Kolejny krok w kierunku budowy cmentarza Żołnierzy Wojska Polskiego na Westerplatte

Jakiego typu informacje ma pan na myśli?

Kilkanaście lat temu w książce pod redakcją prof. Szaroty i prof. Materskiego o stratach ludzkich w czasie II wojny światowej, Grzegorz Berendt opublikował szkic naukowy, w którym napisał, że według najbardziej prawdopodobnych wyliczeń historyków i danych statystycznych, na ziemiach polskich okupację niemiecką przeżyło nie więcej, niż kilkadziesiąt tysięcy Żydów. Natomiast w muzeum, kiedy został jego wicedyrektorem, dodano nową instalację o rodzinie Ulmów i tam jest informacja, że uratowanych przez Polaków mogło zostać nawet ponad 100 tys. Żydów. W tamtym tekście sprzed kilkunastu lat pan Berendt napisał, że liczba 100 tys. pojawia się dopiero w 1968 roku, w ramach kampanii marcowej, żeby podkreślić zasługi Polaków. I potem, już nie jako historyk, ale wicedyrektor muzeum z nadania PiS, realizuje politykę historyczną, która w zakresie stosunków polsko-żydowskich przypomina to, co robili komuniści w latach 60. W tej samej instalacji o rodzinie Ulmów jest inna nieprawdziwa informacja, o tym, że rzekomo tylko w okupowanej Polsce groziła kara śmierci za pomoc Żydom. Historycy – i Grzegorz Berendt na pewno też – wiedzą, iż taka sama kara była też wprowadzona przez Niemców na okupowanych terenach ZSRR i Serbii. To jest interesujące, jak z rzetelnego historyka można się zamienić w kogoś, kto realizuje linię rządzącej partii.

Nie milkną też kontrowersje wokół planowanego przez władze muzeum odtworzenia części budynków dawnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.

Jeśli chodzi o to, co dzieje się na Westerplatte, trudno mi to oceniać, bo na razie mamy do czynienia jedynie z koncepcją. Przyznaję, że jestem wobec niej nastawiony krytycznie, podobnie jak wielu innych historyków i historyków sztuki. Dla mnie to jest pomysł na stworzenie historycznego „Disneylandu”, czyli odtworzenie budynków, które tam kiedyś istniały. Ja natomiast uważam, że walorem tego miejsca jest autentyczność, to w jakim stanie ono teraz jest. Jest zachowana wartownia numer jeden, niektóre inne budynki, koszary, które można zwiedzać, ale które pokazują zniszczenia wojenne. Dzięki temu zwiedzający ma poczucie, że obcuje z miejscem autentycznym, które się zmieniało przez dziesięciolecia. Natomiast odbudowa zniszczonych obiektów, to jest coś zupełnie sztucznego. Uważam że to jest bardzo zły pomysł.

Jest też spór prawny, bo sądy administracyjne uznały, że zabranie tego terenu miastu Gdańsk na podstawie specustawy dokonało się z naruszeniem prawa. Taki był wyrok jeszcze w zeszłym roku. I z tego co się orientuję, muzeum powinno wstrzymać prace, czego oczywiście nie zrobiło.

Dyrektor Berendt został ostatnio powołany na przewodniczącego Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej przy premierze, która nie funkcjonowała od czterech lat. Pan był w jej ostatnim składzie.

Pan Berendt jest dyżurnym historykiem PiS od spraw polsko-żydowskich i zasiada też w bardzo wielu radach. Na arenie międzynarodowej jest natomiast nieznany. Nic mi nie wiadomo, żeby publikował w jakichś innych językach poza polskim. Natomiast jeżeli chodzi o stosunki polsko-żydowskie, szczególnie w okresie powojennym, ma kilka publikacji, które są wartościowe. Oddzielam ten dorobek od jego działań w muzeum. U ważam jednak, że na czele tak ważnego ciała jak Międzynarodowa Rada Oświęcimska powinna stać osoba o dużym autorytecie naukowym i osobistej niezależności, a nie człowiek dyspozycyjny wobec rządzącej partii.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama