Gratuluję nominacji na dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, ale czemu to tyle trwało? Był pan pełniącym obowiązki niemal równo rok.
Stało się tak za moją sprawą. Warunkiem wszczęcia procedury nominacyjnej jest przygotowanie programu. To nie jest praca, którą można wykonać w kilka godzin. Potrzeba na to znacznie więcej czasu, a znalezienie go nie było proste. Jednak pragnąc kontynuować misję w muzeum zmobilizowałem się i przygotowałem ten dokument. Gdy już przedłożyłem program, w relatywnie krótkim czasie procedura została zakończona.
To proszę w takim razie opowiedzieć coś o tej koncepcji.
Mamy dwa zadania główne, które realizujemy. Pierwsze to zapewnienie bieżącej pracy tej dużej instytucji kultury, która prowadzi bardzo intensywną działalność około wystawową i wystawienniczą. Gościmy setki, a w sezonie nawet po kilka tysięcy zwiedzających dziennie. Prezentujemy też wystawy czasowe. I przyjmujemy gości. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich trzech tygodni mieliśmy wizyty z Ukrainy, Meksyku, Niemiec, Izraela, a w ub. tygodniu odwiedzili nas dziennikarze z Uzbekistanu, którzy przygotowują dwa materiały o Polsce: jeden o charakterze turystycznym, drugi – historycznym. W związku z sezonem urlopowym realizujemy też półkolonie w trzech turnusach. Lada moment będzie premiera dużej ustawy poświęcony klubowi sportowemu Gedania. Drugie zadanie to kontynuacja inwestycji na Westerplatte. W tej chwili trwają prace budowlane na nowym cmentarzu wojennym. Zgodnie z umową podpisaną z firmą budowlaną – w ciągu pięciu miesięcy ten nowy cmentarz będzie gotowy.
O NOMINACJI PROF. GRZEGORZA BERENDTA PRZECZYTASZ W ARTYKULE: Grzegorz Berendt kieruje Muzeum II Wojny Światowej już nie jako p.o., ale jako dyrektor
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Na 1 września nie zdążycie.
Nie, na 1 września na pewno nie, ale też niczego takiego nie obiecywałem od momentu, kiedy zorientowałem się, że jest to niemożliwe z powodu stanu zaawansowania prac. Myśleliśmy o 12 listopada, ale to może kolidować z uroczystościami warszawskimi, a chcielibyśmy, żeby w inauguracji cmentarza i pochówku żołnierzy, których szczątki odkryto podczas prac archeologicznych, i którzy w większości są zidentyfikowani, oraz mjr. Henryka Sucharskiego uczestniczyli znaczący goście. Trwają też prace związane z przygotowaniem ekspozycji archeologicznej w budynku dawnej elektrowni Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Przygotowujemy się do konkursu architektonicznego na zagospodarowanie całości tego obszaru, w tym na projekt pawilonu, który pomieści wystawę poświęconą kampanii polskiej 1939 roku. Będzie on zupełnie nowy w formie i zostanie umiejscowiony w pobliżu dzisiejszego Pomnika Obrońców Wybrzeża. A do tego jeszcze poproszono nas, abyśmy wsparli inicjatywę utworzenia Muzeum Mostów Tczewskich.
Wracając do Westerplatte. Wielu historyków kwestionuje sens rekonstrukcji budynków zniszczonych we wrześniu 1939.
Elementy, które są przewidziane do rekonstrukcji, zostały określone jeszcze w czasach dyrektorowania Karola Nawrockiego. Przewidujemy odtworzenie czerwonego muru, budynku zawiadowcy stacji, magazynu nr 1 – największego, bo około dwustumetrowego, poza tym magazynu nr 8 oraz mniejszych magazynów nr 10, 11 i 12. Uczytelnimy pozostałości wartowni nr 5 oraz fundamenty Willi Oficerskiej. Przygotowany do udostępnienia zwiedzającym ma być też zachowany fort. Poza tym nie przewidujemy rekonstrukcji innych budynków dawnej Składnicy, tyle że w przestrzeni będą zaznaczone miejsca, gdzie te budynki się znajdowały. W odtworzonych budynkach umieszczona będzie ekspozycja przedstawiająca dzieje półwyspu przed 1 września 1939, bitwę, kapitulację, pochówki, zasługi żołnierzy służby medycznej WST. Natomiast w elektrowni archeolodzy pokażą około 200 obiektów, uznanych przez nich za najciekawsze, będących owocem ośmiu sezonów wykopaliskowych. Dodam jeszcze, że te zrekonstruowane budynki, tylko zewnętrznie będą przypominały obiekty, które tam stały przed 1 września 1939, natomiast, wewnątrz będą zastosowane całkowicie nowe rozwiązanie, tak, by spełniały funkcje muzealne.
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Czy pańskie plany rozwoju muzeum przewidują jakieś zmiany w wystawie stałej? Bo wokół tych, które miały miejsce za czasów dyrektora Nawrockiego jest dużo kontrowersji.
W przypadku wystawy stałej jesteśmy w trakcie procesu sądowego więc żadnych prac nie prowadzimy. Chociaż prowadzone być powinny, ponieważ nauka postępuje. Mamy na przykład nowe ustalenia dotyczące Kampanii Polskiej, dobry doktorat dotyczący zbrodni wojennych dokonanych przez agresorów niemieckich na polskich jeńcach. Dowodzi on, że dzisiejszy opis zbrodni w Ciepielowej nie ma wiele wspólnego, w wymiarze statystycznym, z tym coś się stało 8-9 września na terenie Kielecczyzny. Tak więc traktujący o tym napis trzeba po prostu zmienić, bo on nie przystaje do wyników badań. Osobiście uważam też za istotne uzupełnienie sekcji, która mówi o polityce żywnościowej okupantów niemieckich, jako jednym ze środków uciemiężenia podbitej ludności na terenie okupowanej Polski. Tym bardziej, że można to zrobić w sposób bardzo prosty. Jeżeli na przykład w sali poświęconej oblężeniu Leningradu i tragedii mieszkańców tego miasta, których większość zginęła z powodu głodu, jest pokazana porcja chleba, którą im wydawano, to dlaczego w podobny sposób nie mamy wyeksponować tego, co statystyczny mieszkaniec Generalnego Gubernatorstwa mógł dostać na przydział kartkowy? To przemawia.
No tak, ale wymiana filmu kończącego wystawę nie była wymuszona zmianą stanu wiedzy. Chodziło o zmianę wymowy przesłania całej wystawy.
Stary film został usunięty decyzją mojego poprzednika.
Ale na mocy decyzji sądu, co prawda jeszcze nieprawomocnej, ma zostać przywrócony.
Ja zapamiętałem, że to orzeczenie jest inaczej sformułowane, ale nie pamiętam, niestety, w tej chwili jak.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kontrowersyjna nominacja. Paweł Warot dyrektorem gdańskiego oddziału IPN
Gdańskie muzeum powstawało z zamysłem przekazania pewnego uniwersalnego doświadczenia, związanego z tym koszmarem, jakim była wojna. Natomiast ekipa dyrektora Nawrockiego…
Czyli także ja.
Tak, do której pan również należał. Więc ta ekipa stara się bardzo mocno uwypuklić martyrologię narodu polskiego.
Uważam, że to jest wręcz naszym obowiązkiem, jako pracowników instytucji kultury w Polsce, aby uświadamiać naszym rodakom i gościom z zagranicy skalę tragedii, która spadła na 35 milionów naszych obywateli w latach 1939-1945. Nikt za nas tego nie zrobi. Wraz upływem czasu, odchodzeniem pokolenia świadków tamtych tragicznych wydarzeń, pojawiają się nowe roczniki, które nie mają tej wiedzy, która dla nas wydawała się wręcz oczywista. W związku z tym trzeba im uświadamiać skalę tej tragedii i takie rozłożenie akcentów jest, w moim przekonaniu, jak najbardziej zasadne i absolutnie nie zamierzam w tej dziedzinie niczego zmieniać. Tym bardziej, że podstawowa część wystawy głównej jest i pozostanie niezmieniona. Natomiast, jak powiedziałem, wprowadzenie jakichś aktualizacji zgodnie ze stanem nauki, czy uzupełnień tam, gdzie przestrzeń na to pozwala, nie zakłóca narracji, byłoby wskazane.
PRZECZYTAJ ROZMOWĘ Z BYŁYM ZASTĘPCĄ DYREKTORA MUZEUM II WOJNY ŚWIATOWEJ DR. JANUSZEM MARSZALCEM: Janusz Marszalec: To, co dzieje się w Muzeum II Wojny Światowej, to zaprzeczenie myśli, która nami kierowała
W przypadku wystawy stałej jesteśmy w trakcie procesu sądowego więc żadnych prac nie prowadzimy. Chociaż prowadzone być powinny, ponieważ nauka postępuje.
prof. Grzegorz Berendt
A jak wygląda aktualny stan wiedzy na temat liczby obywateli polskich narodowości żydowskiej, którzy uratowali się z Holocaustu? Na wystawie pojawiła się informacja, że to było ponad 100 000.
Mamy tutaj informację pokazującą przedział: od kilkudziesięciu tysięcy, co jest liczbą dziś powszechnie przyjmowaną, do ponad 100 000, co było liczbą prezentowaną przez badaczy zajmujących się tą tematyką kilkadziesiąt lat temu, takich jak Filip Friedman czy Szymon Datner.
Jest pan członkiem wielu organizacji i instytucji zajmujących się badaniem stosunków polsko-żydowskich. Jak w tej chwili przebiega współpraca historyków Polski i Izraela w kontekście nowelizacji ustawy o IPN z 2018 roku?
Współpraca jest kontynuowana. Historycy polscy jeżdżą do Izraela, prowadzą badania. Historycy izraelscy goszczą w Polsce. Chociażby w minioną sobotę mieliśmy okazję pokazywać naszą wystawę grupie 48 przewodników z Izraela, którzy mają licencje na oprowadzanie grup po Polsce. To była inicjatywa Jacka Bendykowskiego z Fundacji Gdańskiej, któremu zależało na tym, żeby poszerzyć przestrzeń pokazywaną Izraelczykom co najmniej o Trójmiasto. Ta grupa spędziła cały dzień w Gdańsku, byli w ECS, ale też kilka godzin spędzili u nas. Na koniec wysłuchali wykładu dotyczącego dziejów Żydów gdańskich i – mam wrażenie – wyjechali z dobrymi wrażeniami. Tak więc od strony wymiany kulturalnej i naukowej nie widać żadnych zagrożeń czy też załamań.
PRZECZYTAJ TEŻ: Prawda o Sadowym i smoleński mit. Film o Annie Walentynowicz
Mówiło się raczej o tym, że ta nowelizacja zagrozi wolności badań naukowych, przez wprowadzenie przepisów o karaniu za głoszenie pewnych tez.
Tamta ustawa nie przewidywała żadnej penalizacji za ujawnianie faktów historycznych. Przyglądałem się tej sprawie dokładnie od samego początku. Byłem też włączony do polskiej ekipy, która pojechała do Izraela w 2018 roku. Żaden ślad nie wskazywał, że badacze, czy też świadkowie mówiący prawdziwie o faktach będą represjonowani, czy karani. A to, że są osoby, które zaczęły prezentować treść tej ustawy właśnie w taki sposób, to jest zupełnie inne zagadnienie.
Od 1 kwietnia tego roku jest pan również przewodniczącym Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej przy premierze. Tyle, że od zakończenia poprzedniej kadencji w 2018 roku ta rada nie funkcjonuje.
Tamta kadencja skończyła się w 2018 roku. Ja zostałem powołany 1 kwietnia. Od tego czasu wytypowałem członków nowego składu rady, zyskałem akceptację tych osób i ten nowy skład został zatwierdzony przez premiera. We wtorek 26 lipca [rozmowa odbyła się 22 lipca – red.] odbędzie się pierwsze posiedzenie tej kadencji rady.
(fot. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku)
To nie tłumaczy czteroletniej przerwy w jej funkcjonowaniu.
To pytanie nie do mnie. Ja jedynie odpowiedziałem na zaproszenie pana premiera. Przyjąłem ten obowiązek, uznając, że takie międzynarodowe ciało doradcze, w którego skład wchodzą reprezentanci instytucji zajmujących utrwalaniem pamięci o ofiarach niemieckiego narodowego socjalizmu, jest potrzebne. Nie znam powodów, dla których, niestety, nie funkcjonowało ono przez cztery lata.
Z tego, co pan mówi, widać, że rzeczywiście jest pan człowiekiem niezwykle zapracowanym. W dodatku wciąż ma pan etat na Uniwersytecie Gdańskim. Znajduje pan jeszcze czas na badania historyczne?
Na badania i gromadzenie materiałów – tak. Ostatnio nawet udało mi się doprowadzić do opublikowania książki. Teraz przygotowuję kolejną, dotyczącą Zagłady na terenach dzisiejszej zachodniej Białorusi. Natomiast oczywiście odbywa się to kosztem tego czasu, który inni – w sobotę i w niedzielę, czy wieczorami – mogą poświęcić na czystą rekreację czy rozrywkę. To są koszty podejmowania tylu obowiązków. Ale przy dobrej organizacji pracy i mobilizacji sił można tym obowiązkom podołać.
Napisz komentarz
Komentarze