6 kwietnia Muzeum II Wojny Światowej obchodziło pięciolecie. Jest to o tyle zaskakujące, że muzeum powołano w 2008, a jego oficjalne otwarcie miało miejsce 23 marca 2017 r.
Muzeum II Wojny Światowej, które tworzyliśmy przeszło 8 lat, zostało otwarte w obecności kombatantów Armii Krajowej i byłych więźniów obozów koncentracyjnych 23 marca, natomiast 6 kwietnia, na rozkaz pana ministra kultury, przekształcono tę instytucję w naczelny organ polskiej polityki historycznej. Przykro mi, że p.o. dyrektora muzeum, profesor Grzegorz Berendt, podtrzymuje to kłamstwo fundacyjne. Ale może warto przypomnieć, że już wtedy, w kwietniu 2017, pierwszym ruchem nowej ekipy, pod kierownictwem Karola Nawrockiego, było zlikwidowanie monitora z prezentacją fotograficzną, opowiadającą o dziejach powstawania muzeum. Pokazywaliśmy tam m.in. wmurowanie kamienia węgielnego, początki budowy, operację osadzenie czołgu w podziemiach gmachu, otwarcie muzeum oraz jego obronę przed przejęciem przez ludzi mianowanych przez min. Glińskiego. To było pierwsze mocne ocenzurowanie naszej wystawy. Zresztą z tego powodu odszedłem wówczas z muzeum. Potem następowało stopniowe podgryzanie wystawy stałej, zaciemnianie akcentów i wreszcie brutalne ingerencje w narrację, zupełnie wypaczające nasz przekaz.
Zaciemnianie? Prof. Berendt w rocznicowym filmiku chwali się „podnoszeniem jakości wystawy głównej”.
Wytrawnemu akademikowi nie mogą przejść przez gardło adekwatne określenia: cenzura i polityczna ingerencja. Wystawa była zmieniana, bo – jak mówił dyr. Nawrocki w trakcie procesu, który wytoczyliśmy o naruszenie praw autorskich – stara ekipa dawała zwiedzającym zbyt dużą przestrzeń interpretacji historii. To dosłowny cytat. Łopatologiczna propaganda – to cecha tego nowego muzeum. Mówiono, że nie było tam bohaterów, że dopiero dzięki Nawrockiemu „bohaterowie wrócili do muzeum”. Jak się buduje na takim kłamstwie to efekt musi być fatalny. To pięciolecie oceniam jako zmarnowaną szansę instytucji, którą tworzyliśmy z myślą, żeby opowiadało nie tylko Polsce, ale i światu historię największego konfliktu XX wieku. Tymczasem ta historia, którą opowiada prof. Berendt, a wcześniej Karol Nawrocki, obija się po zaułkach polskich peryferii. Nie dociera tam, gdzie powinna docierać. Poza tym wykoślawia prawdę – przykład zawyżenie liczby Polaków udzielającej pomocy ukrywającym się Żydom. To opowieść wsobna, gdzie jest dużo fałszywej dumy z przeszłości. Dumy z oskarżonego o zbrodnie wojenne „żołnierza wyklętego” Romualda Rajsa „Burego”, którego uczynili bohaterem jednej ze swoich wystaw czasowych, nie mogę zupełnie zrozumieć.
MIIWŚ miało opowiedzieć uniwersalną historię, a tymczasem – poza wystawą stałą, przygotowaną jeszcze przez waszą ekipę – koncentruje się właściwie tylko na polskiej martyrologii.
Dlatego mówię, że to obok Instytutu Pamięci Narodowej sztandarowa tuba polskiej polityki historycznej. To zaprzeczenie myśli, która nami kierowała. Chodziło przecież o to, żeby stworzyć miejsce, które będzie opowiadało nie tylko o historii Polski, ale będzie silnym głosem całej Europy Środkowo-Wschodniej. Chcieliśmy tę opowieść przypomnieć i upowszechniać, podejmując dyskusję zarówno z wizją historyków Zachodu, jak i wizją moskiewską. Tak bardzo ten głos byłby potrzebny dzisiaj, w czasach napastliwej propagandy Putina! Tymczasem przekaz muzeum tak sformatowano, żeby zatrzeć te wszystkie uniwersalne wątki, które były dla nas ważne. Jednym z pierwszych ruchów Nawrockiego było usunięcie filmu, który kończył wystawę. Pokazywał on, że świat nie wyzbył się swoich żądz politycznych i agresji. Że ludzie kierowani przez szalonych, cynicznych polityków, są gotowi na przemoc. Ten film, gdzie znalazły się m.in. zdjęcia z kijowskiego Majdanu, czy bombardowanej przez Rosjan Syrii, nabiera szczególnego znaczenia dzisiaj, w dobie wojny toczącej się w Ukrainie. I ten film – ostrzeżenie o głębokiej wymowie antywojennej został usunięty, a w jego miejsce wsadzono „Niezwyciężonych” – ksenofobiczną animację będącą przykładem opowieści opartej na polskich kompleksach, polskiej źle pojmowanej dumie, na fałszu.
Zapadł przecież wyrok sądowy nakazujący usunięcie „Niezwyciężonych”.
Tak, ale wyrok nie jest prawomocny, więc film nadal jest pokazywany i nadal zatruwa zwiedzających. Spójrzmy zresztą na działalność naukową muzeum. Nasza ekipa mocno podkreślała, że ma ono być centrum wymiany myśli, miejscem spotkań naukowców. Tymczasem przez te pięć lat zorganizowano raptem dwie międzynarodowe konferencje. Z czego jedna miała służyć wypracowaniu najlepszych wzorców zagospodarowania Westerplatte. Skończyło się na planie odtwarzania z kartongipsu budynków z 1939 r. W ogóle w Muzeum nie wypracowano znaczących kontaktów międzynarodowych, nie podjęto współpracy naukowej z najważniejszym ośrodkami Zachodu i Wschodu (relacje z Kazachstanem czy Chinami to za mało, aby mówić o kształtowaniu pamięci świata). Charakterystyczne jest, że zlikwidowano w ogóle dział naukowy, łącząc go z edukacyjnym. W efekcie kadra naukowa jest tam bardzo nieliczna. Zupełnie nie jest wykorzystywany potencjał przestrzeni wystaw czasowych. Zwiedzający zapamiętają wystawę o „Burym”, ale czy zauważyli wielką wystawę martyrologiczną pod tytułem „Walka i cierpienie”, będącą próbą polemiki z przygotowaną przez naszą wystawą główną? Nie zauważyłem żadnych recenzji. Czy były wystawy z partnerami zagranicznymi? Przypominam sobie jedynie wystawę zrobioną z komunistycznymi Chinami.
Argumentu odkrycia szczątków bohaterskich obrońców nikt nie podważa. To duży sukces MIIWŚ. Chciałem tylko przypomnieć, że Muzeum Gdańska również przygotowało plan rewitalizacji i przebudowy Westerplatte, który zakładał działania wykopaliskowe i prace archeologiczne
dr Janusz Marszalec / były wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku
Muzeum zyskało za to drugą filię - Muzeum Westerplatte i Wojny 1939.
Działalność dotycząca Westerplatte to przykład, że to muzeum pod kierownictwem Nawrockiego rozwijało się w sposób siłowy. Przy pomocy państwa przejmują terytorium i dobra, które do nich nie należały. Przejęli Westerplatte i co z nim zrobili? Od kilku lat tylko się mówi o inwestycjach, ale ja żadnych efektów nie widzę.
Odkryto szczątki dziewięciu obrońców placówki, które przez 80 lat leżały tam zapomniane, bez grobów.
Argumentu odkrycia szczątków bohaterskich obrońców nikt nie podważa. To duży sukces MIIWŚ. Chciałem tylko przypomnieć, że Muzeum Gdańska również przygotowało plan rewitalizacji i przebudowy Westerplatte, który zakładał działania wykopaliskowe i prace archeologiczne. Oczywiście pierwszeństwo należy do Muzeum II Wojny Światowej. To nie unieważnia faktu, że przejęto cudzy teren w sposób nieuczciwy. Zwłaszcza, że z tym terenem nic się właściwie przez lata nie dzieje. To już pięć lat, a efektu nie widać. Przypomnę, że budowa ogromnego Muzeum II Wojny trwała osiem lat. Na Westerplatte postawiono dotąd jakiś pomniczek stulecia odzyskania niepodległości. Zrobiono to tylko po to, żeby uzyskać pozwolenie na budowę.
Jak pan tłumaczy to, że od lipca ub.r. muzeum formalnie nie ma dyrektora?
Trudno mi analizować ten wątek. Wiem jedynie, że instytucja tak duża, o takiej randze i takich aspiracjach, powinna mieć ustabilizowaną politykę kadrową. Natomiast widzimy dużą fluktuację. Muzeum traktowane jest jako trampolina do kariery ludzi związanych z panem Nawrockim.
Prof. Grzegorz Berendt, p.o. dyrektora MIIWŚ, nie odpowiedział na naszą prośbę o rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze