Trzecia rozprawa rozpoczęła się 11 kwietnia 2022 roku z około półgodzinnym opóźnieniem, w innej sądowej sali niż dwie wcześniejsze – nie wyposażonej w „akwarium”, czyli wydzieloną pancernym szkłem przestrzeń dla oskarżonego. 29-letni Stefan W. miał mętny wzrok i milczał podobnie jak na 2 wcześniejszych terminach. Trójka z zaplanowanych na ten dzień pięciu świadków zeznawać miała „zdalnie” dzięki połączeniu z Sądem Okręgowym w Łodzi.
CZYTAJ TEŻ: Przed sądem zabójca Pawła Adamowicza zamilkł. Co mówił w śledztwie?
- Cały dzień jechaliśmy z zespołem Blue Cafe, rozstawiliśmy sprzęt, pojechaliśmy na posiłek do restauracji, mieliśmy czas wolny do 18, z powrotem byliśmy już pod sceną – wymieniał zdarzenia poprzedzające tragedię dzisiejszy 44-latek pracujący jako kierownik w firmie, który wówczas szykował i stroił instrumenty na występ. - Po raz pierwszy zobaczyłem oskarżonego. Ja go zobaczyłem za sceną. Wiele ludzi się przewijało. Nie wzbudzał żadnych wątpliwości czy powinien tam być, czy nie. To było miejsce, gdzie mogły wejść tylko osoby z identyfikatorami. Poruszał się swobodnie. Nie widziałem u niego identyfikatora, ale to była zima więc mógł być pod kurtką – dodał.
Wspominał, że po ok. 50-minutowym koncercie grupy, na Światełko do nieba na scenie pojawiło się więcej osób – gości zaproszonych przez organizatora. Wtedy, jak mówił, zobaczył oskarżonego przebiegającego przez scenę, a później nóż w jego lewej ręce. Gdy świadek mówił, jak obezwładniany przez ochroniarzy Stefan W. odłożył ostrze, a on odrzucił nóż, siedzący na ławie oskarżonych 29-latek nagle przerwał jego zeznania zrywając naramiennik z munduru jednego z dwóch policjantów pomiędzy którymi siedział.
Sędzia upomniała oskarżonego i zagroziła, że jeśli podobne zachowania z jego strony się powtórzą, zastosowane zostaną wobec niego środki bezpieczeństwa.
Następnie powrócono do świadka, który opowiedział o półgodzinnej akcji reanimacyjnej.
Sędzia upomniała oskarżonego i zagroziła, że jeśli podobne zachowania z jego strony się powtórzą, zastosowane zostaną wobec niego środki bezpieczeństwa.
Następnie powrócono do świadka, który opowiedział o półgodzinnej akcji reanimacyjnej, a dopytywany przez prawników reprezentujących oskarżycieli posiłkowych - rodzinę Adamowiczów wskazywał na niedostateczną ochronę sceny.
- Ja nie byłem identyfikowany przez ochronę na backstage-u [za sceną]. Jedyny moment identyfikacji mnie i zespołu to był czas wyjścia na obiad i powrót – mówił 44-latek, który przyznał, że był zaskoczony tym, że obezwładniany Stefan W. nie stawiał oporu. W odczytanych protokołach ze śledztwa mówił, że przed koncertem WOŚP odbył przeszkolenie z pierwszej pomocy, a 13 stycznia 2019 roku nożem rozciął sweter prezydenta przygotowując go do akcji ratunkowej. W tamtych, pierwotnych zeznaniach twierdził, że przed atakiem nie widział napastnika, jednak – jak wyjaśnił teraz, po ponad 3 latach – mówi już nie na gorąco, ale przez to, po zastanowieniu, bardziej adekwatnie do tego jak faktycznie zapamiętał sytuację.
- Możliwe, że napastnik trzymał nóż w prawej ręce – mówił dopytywany przez prokurator Agnieszkę Nickel-Rogowską.
Menedżerka zespołu
52-latka, menedżerka zespołu Blue Cafe relacjonowała udział formacji w gdańskim finale Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Nie była jednak w stanie powiedzieć na pewno, czy jego występ miał miejsce przed Światełkiem do nieba i zbrodnią, czy nastąpić miał dopiero później.
- Były bardzo piękne sztuczne ognie. Ciężko to nazwać, ale taki piękny złoty deszcz – mówiła o momencie tuż przed zabójstwem. - Dokładnie w tym samym momencie wtargnął człowiek na scenę z plecakiem, sportowo ubrany, który był na tle tych wystrzałów i ja widziałam taką czarną postać w kontrze i generalnie mieliśmy wrażenie - nie wiem czy wszyscy, ale część członków zespołu - że to jest jakiś fan, który wtargnął na scenę. Zdarzały się takie sytuacje, że ochrona czegoś nie dopilnowała i podczas naszych występów, że ktoś wtargnął na scenę – dodała.
Później mówiła o tym jak widziała dzisiejszego 29-latka z mikrofonem, który później nie stawiał oporu przy zatrzymaniu oraz o tym, że początkowo myślała, że Paweł Adamowicz miał zawał.
- Starałam się to zasłonić jakimiś chorągwiami, ponieważ scena była cały czas oświetlona – mówiła menedżerka, która określiła ochronę na gdańskim WOŚP, jako „wyjątkowo dobrą”. Blue Cafe miało być legitymowane przed wydaniem identyfikatorów. - Na mnie, jako menedżerce zrobiło to wrażenie, że jest taka fajna ochrona – zaznaczyła, choć zwróciła uwagę, że środków bezpieczeństwa zabrakło w miejscu, gdzie wszedł oskarżony. - Ten człowiek miał plecak, co było dziwne - zaznaczyła.
Wcześniej, w śledztwie powiedziała prokuratorowi, że uczestnicy imprezy sprawdzani byli pod kątem ewentualnych ostrych narzędzi.
Kierowca muzyków
- Jestem jednym z autorów filmów, które sąd ma u siebie – powiedział na wstępie trzeci z zeznających w Łodzi do kamery świadków, 49-letni rencista pracujący jako kierowca. Tego wieczora nagrywał Światełko do nieba i niechcący zarejestrował przy okazji Stefana W. jak wchodzi na scenę, a później trzyma uniesione ręce w jednej z dłoni trzymając nóż. - My się odsunęliśmy, wszyscy artyści, od środka sceny. Dzieci machały światełkami – mówił.
Jak relacjonował, zespół przerwał grany właśnie utwór „Zapamiętaj”, bo w ręce 29-latka, w której spodziewał się mikrofonu, zobaczył nóż. Mówił, że chwycił jeden ze statywów, którego chciał użyć w przypadku konieczności samoobrony, a później uczestnictwo w akcji ratunkowej i torowaniu karetce drogi do prezydenta. Czas akcji z udziałem defibrylatora szacował na 40 minut.
- Myślę, że ochrona była ok. Tylko zawiódł jeden człowiek, który powinien stać przy schodach, bo tak zawsze jest – ocenił i nazwał całą sytuację „wielką traumą”. W zeznaniach ze stycznia 2019 roku opowiadał o tym, że oskarżony trzymał w jednej ręce nóż a w drugiej mikrofon, ale w kwietniu 2022 r. już nie pamiętał o tym. - On mógł tam zrobić rzeź, a zrobił to, co zrobił i jakby się poddał – powiedział przed sądem wspominając obezwładnienie Stefana W.
Dźwiękowiec
Osobiście przed sądem stawił się 40-letni realizator dźwięku.
- To były bardzo długie 2 dni intensywne, bardzo dużo pracowaliśmy. Generalnie zbliżaliśmy się już do końca samej imprezy – wspominał finał WOŚP, który spędzał za konsoletą. - Samego zdarzenia – momentu ataku nie widziałem, ale po upływie kilku sekund widziałem jak porusza się człowiek po scenie z nożem w ręku, wyrywa mikrofon i zaczyna przemawiać – dodał. Jak wspominał, widział 29-latka, który trzymał nóż i był niedaleko dzieci. - Pociągnąłem człowieka w swoja stronę, ale bez większych problemów osoba się poddała i praktycznie sama położyła na scenie. Nóż wyrzuciła od siebie, ale nadal znajdował się na scenie. Poprosiłem, zawezwałem ochronę, żeby stawiła się na scenę i podjęła jakiekolwiek czynności – zaznaczył.
Później to on przez mikrofon wezwać miał służby medyczne i poprosić o wyłącznie głównego światła. Był też świadkiem akcji reanimacyjnej. Dopytywany o to, jak dokonał zatrzymania Stefana W. powiedział: - Ja nic do niego nie mówiłem, po prostu pociągnąłem. Nie jest to pierwsze zdarzenie, że na scenę wpadają przedziwni ludzie.
Komentarze
Występująca w roli obrońcy, mec. Joanna Sadowska w substytucji adwokata Marcina Kminkowskiego nie chciała rozmawiać z mediami.
- Jest to kontynuacja tej samej linii, czyli wpisywanie się w niepoczytalność. Chodzi o to, że trzeba coś zademonstrować, co by miało o tym świadczyć – ocenił w rozmowie z dziennikarzami po rozprawie adwokat Henryk Ćwiąkalski, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych – rodziny Adamowiczów. - Stąd też nagle zerwanie pagonu policjantowi i rzucenie go na salę, i to w momencie w którym była mowa, że został odrzucony nóż, no więc to, jak widać on te momenty bardzo dobrze kojarzy. Moment odrzucenia noża miał tu być zademonstrowany w podobny sposób, tylko oczywiście nie noża, a zerwanego pagonu – dodał i zastrzegł, że spodziewa się, że Stefan W. złami się i zabierze głos na którejś z rozpraw.
- Oskarżeni zachowują się w różny sposób i to zachowanie wpisuje się jakby w całe spektrum zachowań osób, które są oskarżone, które znajdują się w takim charakterze na sali. Ja jednakowoż odnoszę wrażenie, że pan oskarżony uczestniczy w jakichś sposób w rozprawie, słucha, co mówią świadkowie, jego mowa ciała świadczy o tym, że bierze udział w rozprawie – komentowała z kolei oskarżycielka, prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska, która zachowanie 29-latka od pierwszej rozprawy określa jako „taktykę procesową”. Zaznaczyła jednak, że nie będzie czynić dalszych dywagacji na temat powodów określonych reakcji mężczyzny, który ma zostać przebadany przez psychiatrów.
Napisz komentarz
Komentarze