Jan Springer, choć w świecie radiojachtingu znany jest od lat, właśnie zaczyna pisać nowy rozdział swojej kariery – już na najwyższym europejskim poziomie.
– To są znakomici żeglarze. Wielu z nich wcześniej ścigało się w klasach olimpijskich albo w regatach oceanicznych. Dla mnie to zaszczyt być częścią tego środowiska – mówi Jan Springer, który właśnie wrócił z Rogoznicy ze srebrnym medalem Mistrzostw Europy klasy IOM, organizowanych pod patronatem World Sailing.
Springer nie tylko dotrzymał kroku byłym zawodowym skipperom i świetnym przed laty żeglarzom oceanicznym, ale i ich wyprzedził – w tym aktualnego mistrza świata, Chorwata Zvonko Jelacicia.
– To też pokazuje, jak trudne były te regaty. Zmienny wiatr, zafalowanie, częste zmiany lokalizacji – wszyscy byliśmy na granicy wytrzymałości – relacjonuje. Drugim byłym mistrzem świata, którego w Chorwacji pokonał Springer był Brytyjczyk Robert Walsh, zdobywca złota w 2014 roku.
Czym właściwie jest radiojachting?
Radiojachting to żeglarstwo w miniaturze – wyścigi jachtów sterowanych za pomocą fal radiowych, które zachowują proporcje i właściwości dużych jednostek. Modele klasy IOM (International One Meter) mają maksymalnie jeden metr długości, ale pod względem techniki i taktyki wymagają od zawodników tego samego, co regaty pełnowymiarowych jachtów.
Zawody odbywają się na wodzie, przy brzegu, a zawodnicy sterują łódkami za pomocą radia – z dystansu kontrolują kurs, żagle, manewry. Kluczowe są nie tylko umiejętności żeglarskie, ale też zmysł strategiczny, znajomość warunków i precyzja przygotowania sprzętu.
– To nie są zabawki, to pełnoprawne jednostki regatowe. Trzeba je zbudować, wyważyć, dopracować każdy detal. A potem jeszcze na wodzie podejmować decyzje jak w realnym wyścigu – podkreśla Springer.
Spokój na wodzie, konsekwencja na podium
Choć radiojachting może kojarzyć się z modelarstwem, Jan Springer przekonuje, że to przede wszystkim sport żeglarski.
– Czasem trzeba odpuścić jedno miejsce, by nie wchodzić w konflikt. Lepiej przypłynąć piąty niż zaryzykować ósme przez protest. Konsekwencja i chłodna głowa – to był mój klucz do sukcesu.
Nie oznacza to jednak, że sprzęt nie ma znaczenia. Wręcz przeciwnie.
– Zimą dopracowałem każdy szczegół. Na zawodach kontroluję wszystko – nawet przetartą linkę. Dzięki temu mogę skupić się na regatach, a nie na naprawach – mówi z uśmiechem.
Sport bez nagród, ale z duszą
Radiojachting to sport amatorski – bez wielkich pieniędzy, ale z ogromnym zaangażowaniem.
– Nie ma nagród finansowych, startujemy na własny koszt. Ale atmosfera w Rogoznicy była wyjątkowa. Czuliśmy, że tworzymy coś ważnego – wspomina Springer.
To właśnie duch sportowej rywalizacji i społeczność żeglarzy przyciągają go do tej dyscypliny. – Dla wielu z nas to więcej niż sport. To sposób na życie.
Z Kaszub na mistrzostwa świata
Choć tegoroczny sezon w Polsce rozpocznie się na początku maja we Włocławku, Jan Springer planuje swoje pierwsze starty dopiero w Parchowie na Kaszubach. – To piękny akwen i świetnie zorganizowane regaty – mówi. Na horyzoncie już teraz majaczy najważniejszy cel – mistrzostwa świata w Anglii w 2026 roku. Przygotowania już ruszyły.
Kim jest Jan Springer?
Ma 38 lat, pochodzi z Wągrowca, ale od lat związany jest z Trójmiastem. Ukończył Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa na Politechnice Gdańskiej, mieszka w Tuchomiu i pracuje w firmie produkującej centrale klimatyzacyjne w Gdyni. Pasjonat żeglarstwa w każdej postaci – od klasycznych Omeg po zdalnie sterowane jachty.
W wieku 12 lat został najmłodszym mistrzem świata w modelarstwie żaglowym. Dziś reprezentuje Jachtklub Morski Roda Gdynia i należy do ścisłej europejskiej czołówki w radiojachtingu klasy IOM.
Napisz komentarz
Komentarze