Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Newsletter Zawsze Pomorze
Reklama
Reklama

Inżynier Tadeusz Wenda - pozytywista o duszy romantyka

Hanna Wenda-Uszyńska jest podobna do swego sławnego dziadka. Znad okularów patrzą na mnie przenikliwie ciemne oczy Tadeusza Wendy - inżyniera, który najpierw wybrał lokalizację, a następnie kierował budową gdyńskiego portu
Hanna Wenda-Uszyńska
Hanna Wenda-Uszyńska, wnuczka Tadeusza Wendy, wspomina, że zachowała odręcznie zapisany list dziadka z października 1931 r., wysłanego w 20. rocznicę ślubu, na którym przykleiła płatki kwiatów

Autor: Dorota Abramowicz | Zawsze Pomorze

Zachowało się odręcznie zapisane przemówienie, jakie dziadek wygłosił około 1930 roku - mówi wnuczka twórcy portu w Gdyni. - Wyraźnie widać, że był człowiekiem, który wymagał od siebie i od innych oddania dla Polski.

„Początki budowy były bardzo ciężkie i  tylko szczupłe grono ludzi popierało tę pracę. Myśl budowy portu na własnym wybrzeżu wydawała się niepotrzebnym zbytkiem wobec egzystencji Gdańska. (...) Samo życie wskazało konieczność i  pożytek budowy portu Gdyni. Groźby polityczne o  odebraniu nam Pomorza stały się mrzonką wobec tego, co Polska tu dziś zrobiła i  co jeszcze wykona. Nie usunie nas stąd żadna siła, jeżeli będziemy nadal pracowali zgodnie i usilnie.”

CZYTAJ TEŻ: Gdynia świętuje 161. rocznicę urodzin Tadeusza Wendy

Tadeusz Wenda był absolwentem Instytutu Korpusu Inżynierów Komunikacji w  Petersburgu. Wcześniej budował port w  Windawie (Łotwa) oraz nadzorował przebudowę portu w  Rewlu (Estonia). Do Gdyni pierwszy raz przyjechał wiosną 1920 r. na zlecenie wiceadmirała Kazimierza Porębskiego z  Ministerstwa Spraw Wojskowych, by znaleźć miejsce na budowę portu wojennego. Już kilka miesięcy później w  raporcie napisał „... najdogodniejszym miejscem do budowy portu wojennego (jak również w razie potrzeby handlowego) jest Gdynia, a właściwie nizina między Gdynią a Oksywą, położoną w odległości 16 km od Nowego Portu w Gdańsku”.

Raport zaakceptowano. Jesienią 1920 r. rząd postanowił o budowie według projektu inż. Tadeusza Wendy „Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków”.

„Byłaś mi moją upragnioną...” 

- Był pozytywistą o  duszy romantyka - Hanna Wenda-Uszyńska sięga po kolejne kartki zapisane starannym pismem. – Nie poznałam osobiście dziadka, który zmarł przed moimi narodzinami, ale wiele słyszałam o nim od ojca. Na nasze spotkanie wzięłam jego listy, żeby powiedzieć o nim jako nie tylko o  inżynierze oddanym Polsce i  Gdyni, ale o  ojcu, mężu... Trzeba pamiętać, że dziadek mieszkał w  Gdyni 17 lat. A żona i dzieci były w Warszawie. Przyjeżdżał do nich wtedy, kiedy mógł, a latem to oni zjawiali się w Gdyni. Dziadek pisał też listy. Widać z nich jak bardzo opiekował się tą żoną, jak bardzo ją i dzieci kochał.

Na liście z  października 1931 r., wysłanym w 20. rocznicę ślubu, pani Halina przykleiła płatki kwiatów.

(fot. Dorota Abramowicz | Zawsze Pomorze)

„Najukochańsza Haluś! (...), postanowiłem na dzień dzisiejszy napisać kilka słów złączonych ze wspomnieniami najmilszych i nigdy w pamięci nie zatartych chwil naszych zaślubień. Był to Dzień, w którym urzeczywistniły się najgorętsze moje pragnienia i  marzenia o  Tobie. Od pierwszej chwili naszego poznania byłaś mi moją upragnioną, najmilszą i najdroższą i pewnie serduszko Twoje zaszeptało ci o  tym już zaraz. Od tej chwili marzenia moje o tobie już mnie nie opuszczało i  w  duszy i  w  myślach moich byłaś już moją (...) Dziś jest właśnie rocznica zaślubień, ale czy z  uczuć naszych dużo liści i  kwiatów już opadło? Twierdzę, że nie. A dowodem tego jest Twój list ostatni, który dziś otrzymałem. Przeżyliśmy już długi czas, ale to jakby jedna chwila, a uczucia nasze pozostały tak samo silne, jak dnia zaślubień. Oczekuję cię Haluś w Gdyni, aby z całą siłą uczuć i rozkoszy uściskać cię i całować, tak jak ongiś po raz pierwszy w karecie po ślubie. Przyjeżdżaj najdroższa, zdrowa i wesoła do mnie, tak jak jechałaś wtedy po weselu do domu. Twój kochający Tadzik.”

Gdyńskie wakacje 

Żona Tadeusza, Halina z domu Zawidzka, była od niego o 25 młodsza. Pobrali się w 1911 r., mieli troje dzieci - Marię, Janusza i  Jurka (ojca pani Hanny), który urodził się, gdy Tadeusz Wenda miał 61 lat.

Halina z  dziećmi mieszkała w  domu, wybudowanym na warszawskiej Pradze przez dziadka inżyniera, Gracjana Wendę. Kamienicę zasiedlało jeszcze sześć sióstr Tadeusza ze swoimi rodzinami. Inż. Wenda, jako jedyny brat i osoba najlepiej sytuowana, czuł się odpowiedzialny za siostry. Wspierał je finansowo, pomagał w kształceniu siostrzenic.

Lato to czas bycia razem. Do gdyńskich mieszkań (najpierw rogu ulic 10 Lutego i  Świętojańskiej, potem obecnej ul. Waszyngtona) podczas wakacji wprowadzała się cała rodzina z boną Jurka i babcią. Przyjeżdżał po nich na dworzec samochodem służbowym Franciszek, zawoził bagaże i Halinę z Jurkiem do mieszkania, reszta wędrowała tam na piechotę.

- Ojciec opowiadał, że gdyńskie wakacje były najszczęśliwszym okresem w  jego życiu - uśmiecha się pani Hanna. - Pływali po porcie, chodzili na plażę, wyjeżdżali na Kaszuby.

Wenda zaprzyjaźnił się z  Marianem Mokwą. Do dziś w  mieszkaniu wnuczki inżyniera wisi jego obraz, przedstawiający gdyński port.

Niesprawiedliwość 

W 1932 r. Wendę zdegradowano na naczelnika Urzędu Morskiego, w 1937 r. odesłano go na emeryturę. Wrogowie wykorzystali... propagandowe artykuły w prasie niemieckiej o budowie portu w Gdyni.

Kolejnym ciosem była śmierć w 1938 r., po usunięciu wyrostka robaczkowego, najstarszego syna, Janusza. - Był wybitnie uzdolniony - opowiada pani Hanna. - Dziadek bardzo to przeżył, podupadł na zdrowiu.

Tadeusz Wenda zmarł w 1948 r.

- Ojciec zawsze powtarzał, że oddanie dziadka dla portu i Gdyni było niesamowite - mówi pani Hanna. - Poświęcił temu miastu 17 lat, kosztem bycia z rodziną. To chyba jest patriotyzm, prawda?

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama