Partia Jarosława Kaczyńskiego grzmi na Barbarę Nowacką za jej przejęzyczenie się. Dokładnie za to, co powiedziała w Krakowie podczas konferencji z okazji 80. rocznicy wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Oto cytat z jej wypowiedzi: - Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a następnie stały się obozami masowej zagłady, gdzie ludność nie tylko polska, ale też należąca do różnych nacji, chociażby romska czy przede wszystkim ludność żydowska zostały zwożone i systematycznie eliminowane.
Barbara Nowacka i "polscy naziści"
PiS oczywiście uznało, że fragment o "polskich nazistach" to wyraz prawdziwych myśli Barbary Nowackiej, ujawniających ukrytą agendę Platformy Obywatelskiej. I tak to rozpowszechnia.
CZYTAJ TEŻ: Edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa. Barbara Nowacka zmieniła zdanie
"To ma być "przejęzyczenie"? Minister Nowacka czytała o „polskich nazistach” z kartki:" - napisała była premier Beata Szydło.
Z kolei jej partyjny kolega poseł Paweł Szrot tak komentował to przejęzyczenie: "Jeśli tak, to wyjątkowo freudowskie. Ta Pani ma po prostu w głowie zakodowane, że polscy naziści są wszędzie. Kiedy spotykaliśmy się przed debatami w TV, nie było z nią żadnych small talków, kontaktu, tylko zimny wzrok i lodowata wrogość".
Sama Nowacka odniosła się do wpadki i przeprosiła za nią. Na platformie X wyjaśniała: „Oczywiste jest, że obozy zbudowali Niemcy, a polskich nazistów nie było. I jest to prawda historyczna. Również o tym wielokrotnie mówiłam w trakcie wystąpienia na konferencji w Krakowie. Za oczywiste przejęzyczenie przepraszam.
Również premier Donald Tusk odniósł się do tej sprawy jak i do nawoływania przez PiS ministry do dymisji.
- Nie będę wyciągał jakichś dramatycznych konsekwencji z powodu przejęzyczenia. Gdyby politycy mieli dawać swoje głowy w związku z tym, że się przejęzyczyli, nie wiem czy kiedykolwiek byliby chętni do sprawowania jakiejkolwiek funkcji - stwierdził premier.
Podkreślił, że o dymisji nie ma mowy.
- W polityce ważne są intencje, czyny i działania, a nie przejęzyczenia. Musi się wreszcie skończyć ta polityczna wojna, w której używa się haniebnych argumentów, które są czerpane z naszej dramatycznej historii – podkreślił.
ZOBACZ TAKŻE: Katarzyna Kotula: Panie prezesie, czas na polityczną emeryturę
Zagraża dzieciom i młodzieży. PiS chce dymisji Katarzyny Kotuli
Z kolei wobec ministry Katarzyny Kotuli Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek o wotum nieufności za to, że… zagraża dzieciom i młodzieży” – jak uzasadniają.
Dziś składamy wniosek o wotum nieufności wobec minister Kotuli. Nie ma naszej zgody na wprowadzanie przepisów, które zezwolą na okaleczanie dzieci w imię lewackiej ideologii. Oczekujemy, że Rafał Trzaskowski jasno zadeklaruje, że nigdy nie podpisze ustawy w sprawie tzw. „uzgodnienia płci”! - informuje poseł Mariusz Błaszczak.
O co chodzi? Powodem ma być przygotowywany projekt ustawy o uzgadnianiu płci.
- W naszej ocenie minister Katarzyna Kotula zagraża dzieciom i młodzieży. W sposób skryty przygotowuje projekt ustawy o uzgadnianiu płci - twierdzi szef klubu Prawa i Sprawiedliwości. Jego zdaniem, ten projekt zostanie przedłożony Sejmowi dopiero wtedy, kiedy się skończy prezydencka kampania.
Ale jak podała "Rzeczpospolita" niedawno, rząd prawdopodobnie skieruje do Sejmu projekt o uzgodnieniu płci - chodzi o to, by osoby transpłciowe nie musiały pozywać własnych rodziców. I o rządowym projekcie poinformowała minister Kotula na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Równouprawnienia Społeczności LGBT+.
Ministra Kotula odpowiada jednak, że nie toczą się żadne prace w tej sprawie. I dodaje, że piS próbuje wywołać awanturę składając wniosek za ustawę, której nie ma.
Podobnie mówią politycy Nowej Lewicy. Np. Krzysztof Śmiszek zarzucił PiS, że wymyśla zarzuty w sprawie ministry ds. równości, żeby przykryć "kłopoty swojego kandydata na prezydenta" i mówi, że to awantura o ustawę Yeti, czyli taką, która nie istnieje.
Problem z wykształceniem Katarzyny Kotuli
Ale wniosek o wotum nieufności to nie jedyny problem Katarzyny Kotuli. Ostatnio podważono jej wiarygodność w sprawie wykształcenia. Okazuje się, że ministra nie ma tytułu magistra, choć na stronie internetowej Sejmu było podane, że jest magistrem.
"Katarzyna Kotula deklarowała, że w 2016 roku ukończyła studia magisterskie na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Takie informacje znajdowały się na sejmowej stronie jeszcze w sierpniu 2024 roku. W biogramie na stronie sejmowej mogliśmy przeczytać: "Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Anglistyki, Filologia Angielska - magister (2016)" – podał portal Strefa edukacji, dołączając screen strony sejmowej. Tymczasem, według informacji uzyskanej przez portal z uczelni, ministra nie złożyła i nie obroniła tam pracy magisterskiej.
Sama ministra po wyjściu na jaw sprawy przyznała, że posiada wykształcenie licencjackie i, że uczęszczała na studia drugiego stopnia na wydziale anglistyki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zaliczyła wszystkie wymagane egzaminy, ale nie złożyła pracy i nie podeszła do obrony pracy magisterskiej. Tłumacząc to zaznaczyła, że po zauważeniu błędu zwróciła się do Kancelarii Sejmu o korektę i ta korekta została wprowadzona.
Ale i w tej sprawie opozycja jest przekonana, że ministra mijała się z prawdą i powinna za to przeprosić.
Napisz komentarz
Komentarze