Wypada od razu zastrzec, że w polskim społeczeństwie przyjęło się określać braci Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, Krzyżakami przez duże K, choć nikomu nie przeszkadzali joannici czy templariusze małą literą. Dla naszych potrzeb ustalmy, że krzyżak to nie narodowość i również małą literę stosować będziemy. Postrzeganie w naszym kraju rycerzy w białych płaszczach z czarnym krzyżem utrwaliło się według powieści Henryka Sienkiewicza, mimo że historycy dziś wiele fragmentów słynnej książki kwestionują. A że do tego doszedł jeszcze słynny film w reżyserii Aleksandra Forda, tzw. czarna legenda zakonu krzyżackiego stała się powszechnie znana i akceptowana. Dopiero od kilku dekad zaczyna się jej przeciwstawiać rzetelne i udokumentowane badania historyków, gdzie spod „ciemnych sprawek” krzyżaków wyglądają pewne osiągnięcia i dobre uczynki.
CZYTAJ TEŻ: Gwiazda nie rodzi się cicho. Przez miliony lat wchodzi na scenę z hukiem i błyskiem
Zwłaszcza Muzeum Zamkowe w Malborku wykonuje tu konsekwentną pracę, czego przykładem pionierska wystawa „Nigra crux mala crux. Czarna i biała legenda zakonu krzyżackiego”. Widać tu systematyczne działanie naukowców pod kierunkiem dr hab. Janusza Trupindy, dyrektora placówki. W ramach muzeum pracuje Dział Edukacji, proponujący wiele zajęć dydaktycznych, pokazujących szczegółowo czasy średniowieczne. Jak opowiadają zamkowi edukatorzy, do cieszących się największą popularnością należą spotkania dotyczące życia codziennego brata-rycerza zakonnego. Jak wyglądał jego rozkład dnia, gdzie przebywał, gdzie jadł, spał, modlił się?
Od tego już tylko jeden mały krok do pytania, jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w typowym zamku krzyżackim? No, może nie do końca typowym, ponieważ weźmiemy pod uwagę zamek stołeczny, ogromny ceglany kompleks na wysokim malborskim brzegu Nogatu, rozciągający się na powierzchni ponad 20 hektarów. W XIV wieku niejedno miasto zajmowało mniejszy obszar.
Post mógł trwać nawet półtora miesiąca
Wszelkie porównania do dzisiejszej świątecznej celebry domowej są pozbawione sensu. Od razu skwitować trzeba – nie ma choinek, światełek, ozdób świątecznych. Zapomnijmy o upominkach, nie ma co wypatrywać Mikołaja z saniami. Nikt nie śpiewa kolęd, na skomponowanie „Cichej nocy” poczekamy jeszcze kilkaset lat. Nie ma nawet wystawnego posiłku! Acz nie można też powiedzieć, że był to dzień krzyżaka jak każdy inny, o nie. Boże Narodzenie było dniem szczególnym i długo trwały przygotowania do nadejścia Dzieciątka Bożego. Poprzedzał je okres adwentu, jak dziś związany z postem, lecz dla braci rycerskich post ten trwał znacznie dłużej.
Początki zakonu krzyżackiego sięgają wypraw krzyżowych, roku 1190, oblężenia twierdzy Akka. Historia to znana i szeroko opisywana, lecz niewielu zainteresowanych dostrzega, co kształtowało życie i działanie rycerzy. To zakonna reguła, połączona z religijną liturgią, o wiele bardziej złożoną niż dzisiejszy katechizm wiary katolickiej. Po latach ukształtowały się też statuty zakonu. Początki wspomniana reguła bierze od kanoników Grobu Pańskiego (tzw. bożogrobców), potem wiele przejmuje od zakonu dominikanów. Jak określa Janusz Trupinda, założenie takiego zakonu rycerskiego było pewnym eksperymentem, na który pokuszono się w trakcie krucjat do Ziemi Świętej, niestety z góry skazanym na niepowodzenie. Bo jak pogodzić rycerza, człowieka wyszkolonego do boju, z konieczności energicznego i żywiołowego, z zakonnikiem? Mnichem obowiązanym do postępowania według ściśle określonej reguły? Potwierdzenie tej opinii dają sami krzyżacy, przecież działający do dziś, lecz absolutnie dalecy od wszelkiej wojaczki.
Znów przenosimy się w czasie do XIV wieku, kiedy główny dom zakonu jest już w Malborku, przeniesiony tu z Wenecji w roku 1308. Czy nadchodzące Boże Narodzenie było wtedy w ogóle widoczne? Jak najbardziej! Przygotowania do tego niezwykle ważnego dla braci momentu, uwidocznionego w liturgii oraz regule, trwały znacznie dłużej niż my to dziś czynimy. Okres adwentowego postu rozpoczynał się już od ostatniej niedzieli przed świętym Marcinem, czyli w zależności od roku mógł to być nawet początek listopada! Wychodzi na to, że bracia zakonni mogli pościć nawet półtora miesiąca. Post oznacza wstrzymanie się od pewnych pokarmów, czasem nawet wszystkich poza wodą.
Z czego rezygnowali krzyżacy? Zacznijmy od wyjaśnienia, czym się na co dzień żywili. Trzy razy w tygodniu, w niedziele, wtorki oraz czwartki mogli spożywać mięso. Chyba że przypadał akurat post, wtedy ograniczano się do niedziel. W menu dominowały produkty zbożowe, warzywa, rośliny strączkowe, chętnie spożywano ryby. Posiłki jadano dwa w ciągu dnia. Główny przypadał około południa. Raz dziennie najadano się do syta, przed snem wypijano jeszcze piwo lub miód. Zwłaszcza piwo było znacznie bardziej kaloryczne niż warzone przez dzisiejsze browary, gęste i bardzo odżywcze.
Pewnie trudno będzie porównać powyższy jadłospis z widokiem uczty w Wielkim Refektarzu malborskiego zamku, pokazanej na filmowym ekranie w „Krzyżakach” - gdzie wino leje się strumieniami, tłuszcz z mięsiwa ścieka po brodach, pod stołami leżą zaś ci, których zmogło ...przejedzenie. Jak podkreślał wielokrotnie cytowany już Janusz Trupinda, taka była czarna legenda zakonu, którą po roku 1945 starannie budowano. Tymczasem krzyżacy nie zasiadali do żadnej wigilijnej wieczerzy. Tego dnia jadali podobnie jak każdego dnia, tylko bardziej postne potrawy. Natomiast w Boże Narodzenie mogli spożyć dwa posiłki, także z potrawami mięsnymi.
ZOBACZ TAKŻE: Boże Narodzenie 2024. Jaka jest szansa na białe święta?
Duża część doby poświęcona modlitwie i psalmom
Znacznie wyraźniej święta Bożego Narodzenia widoczne były od strony duchowej, religijnej, liturgicznej. Raz jeszcze powtórzyć trzeba, że bracia zakonni podporządkowani byli ścisłym zasadom liturgicznym. Obowiązani byli uczestniczyć w siedmiu spotkaniach modlitewnych. Pierwsze, zwane matutiną (kiedy poprzedzało święta, zwane też wigilią), rozpoczynało się jeszcze przed świtem, czyli mówiąc wprost – w nocy. Drugie spotkanie to laudesy, nazywane też jutrznią. Kolejne – tercja, seksta, nona, nieszpory i kompleta, po którym udawano się na spoczynek. Były to spotkania dla braci świeckich, odprawiano też msze święte dla kleryków.
Bracia udawali się do kościoła lub kaplicy, zwoływani dźwiękiem dzwonów. Godziny spotkań nie były stałe, zmieniały się w zależności od pory roku. Warto uruchomić wyobraźnię, szczególnie kiedy mamy za sobą zwiedzanie malborskiego zamku i ujrzeć barczyste postacie rycerzy idących krużgankami w świetle pochodni. Wchodzących do zamkowego kościoła – notabene kościołów i kaplic na terenie malborskiej warowni było wiele, ich liczba dochodziła do siedmiu. Najważniejszy był oczywiście kościół na obecnym Zamku Wysokim. Wnętrze oświetlały zapalone świece. Spotkanie modlitewne prowadzili kapłani, czytający psalmy i śpiewający chorały. Bracia nie uczestniczyli w tej liturgii bardzo czynnie. Zresztą większość spośród nich była niepiśmienna, nie znała dominującej w psalmach i czytaniach łaciny. W tym języku najczęściej potrafili tylko odmówić najważniejsze modlitwy, czyli „Pater noster…” i „Ave Maria, gratia plena…”.
Świąteczny czas był wewnątrz kościołów widoczny, mimo pewnej surowości reguły. Świątynie były bardziej niż dnia powszedniego udekorowane, dbano o świąteczny wygląd ołtarzy, zapalano więcej świec. Szczególna była także liturgia nabożeństw i spotkań modlitewnych. Bardziej okazała i urozmaicona – pierwsze spotkanie poranne, czyli matutina, według Janusza Trupindy mogło trwać w dzień Bożego Narodzenia nawet dwie godziny. Śpiewano pieśni liturgiczne, dalekie od kolęd. Oczywiście nikt z braci nie śmiał zasnąć…
Krzyżaków nie było wcale wielu
Powróćmy jeszcze do okresu adwentu, poprzedzającego Boże Narodzenie. Nasuwa się oczywiste pytanie, czy z tak wieloma wymogami reguły oraz liturgii dało się pogodzić drugą stronę życia braci zakonnych, którą było wojowanie? A jeśli w tym czasie trwała akurat wojna? Jak z obowiązków liturgicznych wywiązywali się bracia, na których spoczywały też inne obowiązki na rzecz konwentu? Tutaj ponownie warto odwołać się do wiedzy Janusza Trupindy, za którego kadencji wydano zresztą drukiem regułę zakonu krzyżackiego, każdy może do niej zajrzeć, choć lektura to niełatwa. Jak to zwykle bywa, życie wymusiło pewne dostosowanie do siebie wszystkich spraw. Braci zakonnych było niewielu – jak mówi J. Trupinda, na początku XV wieku ich liczbę można szacować na 600 ludzi. A przecież władali i zarządzali dużym organizmem państwowym, rozciągającym się od Pomorza po Inflanty, czyli dzisiejszą Estonię. Podporządkowane im były całe rzesze knechtów, zaciężnych, niewolnych, którymi trzeba było pokierować. Reguła dopuszczała więc pewne formy odstępstwa lub innego wypełnienia liturgii, np. przy braku możliwości udziału w spotkaniu modlitewnym odmówienie pewnej liczby „Pater noster…”, co można było uczynić nawet w końskiej kulbace, podczas pochodu.
Wszystkie powyższe informacje zwięźle podsumowuje Klaus Militzer, niemiecki badacz w książce „Historia zakonu krzyżackiego”: Z trzech najważniejszych ślubów, tzw. „rad ewangelicznych”, wynikały również przykazania domagające się prowadzenia prostego życia, prostoty ubioru, a nawet łoża, spania we wspólnej sali, zwanej dormitorium. Wywodził się z tego również fakt, że bracia nie mogli mieć żadnych zamykanych szaf ani kufrów. Przecież, skoro ślubowali ubóstwo, to nie mogli rozporządzać własnością, którą musieliby zabezpieczać przed współbraćmi. Wyjątki dopuszczano w odniesieniu do piastujących urzędy i posłańców. Posiłki miały być proste, a nie przygotowywane z użyciem wchodzących w modę obcych przypraw.
CZYTAJ TEŻ: Boże Narodzenie 2024. Tyle na święta wyda polska rodzina
Rozkład dnia brata zakonnego był ściśle uregulowany. Znaczną część dnia zabierała służba Boża. Członek zakonu budzony był przed świtem, aby mógł odprawić matutinum lub wigilię. Potem, wraz z nastaniem dnia, celebrowano Mszę Świętą. Następnie co trzy godziny odmawiano modlitwy, a jako ostatnią — wieczorem w czasie nieszporów. Dzień kończyła kompleta, po czym bracia kładli się spać. Przebieg zwykłego dnia określony był Mszą Świętą i podzielony modlitwami brewiarzowymi. Tak więc brat zakonny aż do siedmiu godzin zajęty był działaniami związanymi ze służbą Bożą. Pozostały czas miał zarezerwowany na czynności związane z zarządzaniem, na ćwiczenia wojskowe oraz pracę w domu i na polu. Przedstawiony przebieg dnia w klasztorze dotyczył tylko czasów pokoju. Podczas wojny, lub w czasie wyprawy wojennej, mogły zburzyć go wymogi wojskowe; wówczas modlitwy trzeba było przesuwać, a potem nadganiać je wieczorem.”
Współcześnie, zaraz po świętach Bożego Narodzenia zaczynamy przygotowania do mniej lub bardziej uroczystego powitania Nowego Roku. W krzyżackim kalendarzu 1 stycznia również był uważany za dzień świąteczny. W trakcie soboru w Efezie w roku 431 dzień ten nazwano świętem Maryi Matki Bożej.
Napisz komentarz
Komentarze