Córka Lecha Bądkowskiego - wtedy ledwie pięcioletnia - dobrze pamięta tamten dzień. Ojciec przywiózł jej prezent. Ale zamiast spodziewanych słodyczy, wyciągnął z teczki ...maszynopis.
- Powiedział, że to bajka, którą napisał dla mnie. Jej bohaterka nosiła moje imię – wspomina Sławina Kosmulska. - Czytał mi ją, a ja co chwilę zaglądałam ojcu przez ramię, szukałam obrazków… Trudno jednak o ilustracje na kartach maszynopisu. Byłam rozczarowana…
Tak wyglądało jej pierwsze spotkanie z „Zaklętą królewianką”, tym samym z twórczością taty.
- Dziadkowie martwili się, że nie byłam zachwycona. Ojciec, jak i ja, też musiał być rozczarowany… Chyba spodziewał się innej reakcji z mojej strony. Ale dopiero po latach potrafiłam docenić jego wspaniały gest. To, co zostało w pamięci, to też kwestia imienia, które nadał bohaterce swojej opowieści. Wszyscy zwracali się do mnie Sławinko, a tu, ta dostojna Sławina... Mroziło mnie to... Sławino - zawsze tak do mnie mówił. Chyba nigdy nie użył zdrobnień.
Sławina Kosmulska
Legendy i miłości
„Zaklętą królewiankę” Lech Bądkowski napisał, gdy był kierownikiem literackim gdańskiego Teatru Miniatura.
- W latach 50. został pozbawiony prawa wykonywania zawodu dziennikarza. Z powodów politycznych zwolniono go z „Dziennika Bałtyckiego”, w innych redakcjach - z tej samej przyczyny - również nie zagrzał długo miejsca - mówi córka autora. - Ponieważ jednak w środowisku artystycznym Wybrzeża czuł się głęboko zakorzeniony, z ludźmi z tej grupy się przyjaźnił, więc w tym trudnym dla siebie czasie przyjął propozycję pracy w teatrze dla dzieci. To krótka, jedynie dwuletnia przystań. Dla niego, dziennikarza z krwi i kości, nie było to miejsce, gdzie mógłby zostać na dłużej. Miał ogromne ambicje polityczne, na pewno nie wyobrażał sobie, by wiązać swoje życie zawodowe z tą sceną.
Czas Lecha Bądkowskiego w Teatrze Miniatura to okres jego legendarnych twórców: reżyserki Natalii Gołębskiej i scenografa Ali Bunscha. To oni po raz pierwszy wystawili „Zaklętą królewiankę” na scenie. Premiera odbyła się 17 lipca 1959 roku. Z przedstawienia sprzed 65 lat zachowało się ledwie kilka zdjęć i program teatralny. W spektaklu wystąpili słynni aktorzy Miniatury: Józefina Unczur, Henryk Zalesiński, Aleksander Skowroński. W roli Sławiny – Zofia Oleszek, późniejsza, wieloletnia dyrektor słupskiego Teatru Lalki „Tęcza”, uznana, nagradzana reżyserka i publicystka. W roli Pastuszka Drzóna, 19 - letni Ryszard Jaśniewicz, to jego ostatnia rola w Teatrze Miniatura, za chwilę zostanie studentem krakowskiej szkoły teatralnej, potem aktorem m.in. Teatru Wybrzeże czy dyrektorem Słupskiego Teatru Dramatycznego.
Po latach tak wspominał tamten spektakl: „Mimo blisko dwustu zagranych ról to będzie dla mnie zawsze premiera pierwsza z najpierwszych! Pierwsze prawdziwe kroki na scenie. Może dlatego tak utkwiły w sercu, bo stawiałem je wpatrzony w moją pierwszą miłość? Może teraz zagrałbym Drzóna inaczej, ale nie wiem, czy miałbym w sobie tę szczeniacką prostotę, która zrodziła się z tego, że jeszcze niewiele umiałem. Prosta była wtedy dewiza mojego teatru, jak ta piękna, nieszczęsna miłość, która we mnie zakwitła za kulisami”.
Ślub tych dwojga odbył się w piątą rocznicę premiery „Zaklętej królewianki”.
Lalki i wolność
Zachowała się popremierowa recenzja z „Dziennika Bałtyckiego”:
»Bardzo dobrze, że na wybrzeżowej scenie teatralnej dla młodzieży, w Teatrze Lalki i Aktora „Miniatura“, tak pomyślano repertuar, iż obok bajek i klechd z literatury światowej znajdują się dość często pozycje narodowe, a ostatnio pokazano widowisko Lecha Bądkowskiego „Zaklęta królewianka“, które oparto na kaszubskich opowieściach ludowych. Baśnie o zapadłym zamku i uwięzionej w nim królewiance stanowią zapewne dalekie echo rzeczywistych wypadków dziejowych: wojen, najazdów czy buntów uciskanej ludności. Autor „Zaklętej królewianki“ na tym tle, w pięknej literacko formie krótkich obrazków powiązanych jednak w trzy akty, pokazuje młodej widowni tragiczną chwilę zapaści zamku - symbolu wolności, opanowania go przez złe moce złowróżebnej pani i służącego jej komtura, zmagania rycerzy o uwolnienie z zamkowej niewoli zaklętej królewianki Sławiny i - tu autor poszedł dalej niż mówią legendy - jak czar zaklęcia przezwycięża pastuszek Drzón, który przenosi królewiankę przez zaczarowaną rzekę, niewolę podbitych. Zwycięstwo pastuszka - ludu nie jest łatwe. To dopiero początek zmagań. Walka o wyzwolenie spod władzy złych mocy jest wewnętrzną walką każdego, człowieka i… nie kończy się nigdy”.
Nowością w przedstawieniu, jak pisze recenzent, jest niemal zupełne wyeliminowanie lalek: „Tylko kilka razy ukazuje się, z daleka, lalka królewianki. Ale aktorzy, grający, jak to się określa, na żywym planie, potraktowani są właśnie jak lalki - tak są ubrani, tak się ruszają, tak wygłaszają swe role. Niewątpliwie ciekawy to eksperyment”.
Dziennikarz chwali realizację:
„Gołębska i Bunsch zainscenizowali ją („Zaklętą królewiankę” – red.) z dużą starannością i wielką inwencją. Złą panią, komtura, rycerzy walczących o wolność królewianki pokazano jako postacie z ponurych baśni o legendarnych bojach mocarnych wojów; kontrastują z nimi trzej lekarze, potraktowani zdecydowanie groteskowo, zwłaszcza przez wydłużenie ponad miarę przy pomocy masek twarzy umieszczonych wysoko ponad tułowiem; Sławinę i Drzóna ustawiono znów inaczej: jako piękną parę - wdzięczną pannę i dorodnego chłopca. Wszystko to na tle realistycznie pokazywanego zamku i horyzontalnych zasłon, imitujących morze, raz spokojne, to znów falujące”.
„Zaklęta królewianka” w nowej odsłonie
Pierwsza, książkowa edycja „Zaklętej królewianki” ukazała się w 1959 roku, opublikowało ją Wydawnictwo Morskie. Inne wydanie z tamtego czasu to oryginalna pozycja Wojewódzkiego Domu Twórczości Ludowej w Gdańsku. Edycja przeznaczona na scenę, z rozpisaniem na role, nutami do muzyki z gdańskiego przedstawienia, a nawet z reżyserskimi uwagami samej Natalii Gołębskiej.
W blisko 70 lat od powstania utworu, w grudniu 2024 roku, gdyńskie wydawnictwo Region opublikowało kolejne wydanie bajki Lecha Bądkowskiego.
„Przez wiele lat „Zaklęta królewianka” nie wracała na scenę, doczekała się natomiast nowych wydań książkowych. W 2009 roku została przetłumaczona na język kaszubski przez Hannę Makurat i opublikowana w zbiorze „Dramaty” wydanym przez Oficynę Czëc” – pisze we wstępie Andrzej Busler, prezes Kaszubskiego Forum Kultury w Gdyni, inicjator wydania. „W 2014 roku dzieło Bądkowskiego ukazało się w postaci słuchowiska radiowego i audiobooka, przygotowanych przez gdyński oddział Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego oraz Radio Gdańsk”.
Twórcą adaptacji utworu był właśnie Andrzej Busler, a reżyserem Jacek Puchalski. Przekładu na język kaszubski podjęła się wówczas Tatiana Slowi.
- Pamięć Lecha Bądkowskiego kultywujemy i co jakiś czas jego szeroką spuściznę literacką staramy się przypominać – mówi Jarosław Ellwart, szef wydawnictwa Region. - Lech Bądkowski postrzegany jest zwykle przez pryzmat swojej działalności politycznej oraz ideowego spojrzenia na budowanie samorządności, obywatelskości. Ale jego twórczość to przecież też inna, literacka odsłona. Jest autorem kilkunastu książek, które dziś w zasadzie nie są już dostępne, bo nakłady, choć w latach 60. i 70. były pokaźne, wyczerpały się, i już dawno zniknęły z półek księgarskich, a bywa i bibliotecznych. Ale książki Lecha Bądkowskiego dla dzieci, twórczość, która była ledwie epizodem w jego życiu, jak na ironię, ma szansę zaistnieć na nowo, odrodzić się. Szczególnie ważne wydaje się być dziś jego spojrzenie na wartość jaką jest kaszubska kultura, a zwłaszcza bliski mu kaszubski język. Zależało mu, by kaszubszczyznę upowszechniać, i to nie na Kaszubach, ale zwłaszcza poza nimi. Pomysł „Zaklętej królewianki” oparty jest na motywach największego kaszubskiego dzieła, czyli wielkiej kaszubskiej epopei Aleksandra Majkowskiego „Życie i przygody Remusa”, którą to Lech Bądkowski przełożył z kaszubskiego. My zrobiliśmy teraz ruch w odwrotną stronę - „Zaklętą królewiankę” przetłumaczyliśmy na kaszubski. Autorem przekładu jest 23-letni Mateusz Klebba, student Wydziału Prawa Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego w Gdyni.
„Zaklęta królewianka” w nowej odsłonie, czyli w dwóch wersjach językowych: polskiej i kaszubskiej powstała – jak tłumaczą jej wydawcy - z myślą o najmłodszych, a także o szkołach, w których nauczany jest język kaszubski, jako pomoc i inspiracja dla nauczycieli czy pedagogów.
Pomni rozczarowania pięcioletniej Sławiny, twórcy bogato zilustrowali książkę. Autorem rycin jest Marian Busler, okładkę zaprojektowała artystka - plastyczka Małgorzata Bądkowska – bliska krewna autora „Zaklętej królewianki”.
Teatr cudów
Wydawcy mają nadzieję, że przyjdzie czas i na powrót słynnej bajki do teatru. Może znów zobaczymy na scenie tę, jak pisał recenzent, piękną parę - wdzięczną pannę i dorodnego chłopca. A wszystko to na tle realistycznie pokazywanego zamku i horyzontalnych zasłon, imitujących morze, raz spokojne, to znów falujące... I po kaszubsku.
Napisz komentarz
Komentarze