Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

To była czysta przyjemność. Palaye Royale zawładnęli B90 w Gdańsku

Będziemy do was wracać tak długo, jak będziemy zespołem – rzucił w pewnym momencie ze sceny Remington Leith, wokalista Palaye Royale. – Jesteśmy w domu – dodał później jego brat Sebastian Danzig. Amerykańska formacja w sobotę, 7 grudnia oddała całą siebie publiczności zgromadzonej w B90 i pokazała, że tak, jak potrafi szanować muzyczną przeszłość, tak samo chętnie wykorzystuje nowoczesne rozwiązania, aby występ – nawet w tak małej przestrzeni – miał stadionowy rozmach.
Palaye Royale, B90, Gdańsk
Palaye Royale w B90 w Gdańsku

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Jak wspominałem w zapowiedzi koncertu, Palaye Royale poznałem przypadkiem, jakieś dwa lata temu. Nie pamiętam już nawet, co to była za piosenka, ale z miejsca zakochałem się w tym zespole. Nie do tego stopnia, aby młócić jego płyty w zapętleniu, ale z przyjemnością do nich wracam. Formacja z Las Vegas po prostu ma ten pierwiastek wyjątkowości, który zarezerwowany jest wyłącznie dla nielicznych w tej branży.

Pomyśleć, że gdyby nie pandemia, pewnie by się rozpadli. To w końcu bracia, a jak mówi stare porzekadło – z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Założyli zespół jako bardzo młodzi nastolatkowie, w 2008 roku. Okres dorastania, buntu, nagłego sukcesu, kiedy koncertujesz z takimi nazwami, jak Korn czy Marylin Manson, nie pomaga w studzeniu rozgrzanych głów. Zdarzały się nawet bójki między nimi.

Palaye Royale zawładnęli B90 w Gdańsku. Zobacz zdjęcia!

Palaye Royale, B90, Gdańsk

Ostatecznie jednak znaleźli wspólny język, co zaowocowało rewelacyjną płytą „Fever Dream”. Mocno odbiegającą od wcześniejszych dokonań, w których dominowała spora dawka artystycznej frustracji czy buntu względem świata. Jedno się jednak nie zmieniło – kładzenie nacisku na image.

Palaye Royale to nierzadko teatralny performance, gdzie każdy detal jest dopracowany. Muzycznie czerpią zewsząd – od wodewilu, opery, muzyki klasycznej, przez The Rolling Stones, stary, dobry, taneczny indie-rock, aż po Radiohead, ale wizerunkowo zawsze byli jacyś tacy punkowo-gotyccy. Mogliśmy to zobaczyć w Gdańsku.

To był typowo amerykański koncert klubowy. Pamiętacie tą pierwszą dekadę XXI wieku, kiedy na YouTube pojawiały się nagrania ze Stanów? To ziarno? I występy różnych pop-punkowych wykonawców? Tak właśnie można było się poczuć w B90. Ten amerykański klimat jest niepodrabialny – od razu wiadomo, skąd jest zespół.

Ta energia, emocjonalność, ekspresja, sceniczna bezczelność. A przy tym pełne oddanie, luz, serce na dłoni. 

Palaye Royale przenieśli nas do jakiegoś podrzędnego klubiku w Nevadzie, gdzie młodzi ludzie zatracają się w circle pit albo wykrzykują swoje płuca przy kolejnych utworach.

Amerykanie przyjechali w ramach trasy promującej najnowszy album, „Death or Glory”, ale oczywiście nie zabrakło piosenek z wcześniejszego okresu działalności. Przez półtorej godziny podróżowaliśmy wraz z Palaye Royale przez całą ich dotychczasową twórczość, ale przede wszystkim przez wspaniały świat amerykańskiego punka, rocka, screamo i bóg wie czego jeszcze.

Remington Leith fantastycznie potrafi władać tłumem, który od pierwszej sekundy jest na jego skinienie. W pewnym momencie postanowił nawet „popływać” w pontonie na rękach widowni. Do tego zespół został kapitalnie oświetlony, miał imponującą jak na klubowe warunki scenografię i masę dodatków, jak pirotechnika czy wielkie balony wypuszczone w pewnym momencie na salę.

Ale przede wszystkim miał rewelacyjne zaplecze techniczne. Oświetlenie dobierane w czasie rzeczywistym, a nie z presetów oraz absolutnie fenomenalne nagłośnienie. Ten koncert brzmiał tak, jakby przeszedł przez studyjny mastering. Zespół ma kapitalnych fachowców, którzy wiedzą jak wszystko ustawić, a do tego kiedy skorzystać z wokalnych efektów czy tzw. backing vocals.

Rewelacja. Uczestniczenie w tym widowisku było czystą przyjemnością. Szkoda tylko że ten koncert nie był wyprzedany, bo takie zespoły na to zasługują. Myślę, że w niedługim czasie Palaye Royale będzie podbijać największe festiwalowe sceny, zdmuchując chociażby podobnego wizerunkowo Maneskina.

Panowie, zapraszamy ponownie. W końcu jeden z was ma nawet imię, które zobowiązuje do powrotu.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama