Wraz początkiem roku szkolnego zaczynają się kłopoty. Więcej uczniów i uczennic potrzebuje pomocy psychologów, zapełniają się dziecięco-młodzieżowe oddziały psychiatryczne. Czy to znaczy, że szkoła jest opresyjna?
Słysząc takie pytanie, lubię używać odpowiedzi Schrödingera, który posługiwał się słynnym przykładem: kot, zgodnie z prawami mechaniki kwantowej, może być jednocześnie zarówno żywy, jak i martwy. Używając tego metaforycznie: czy szkoła jest opresyjna? I tak, i nie. Z jednej strony szkoła, rozumiana jako system edukacji, jest opresyjna. I to na wielu poziomach. Szkoła jest po prostu takim modelem, w którym obowiązują zasady hierarchii, dominacji - wszystko, co jest esencją i emanacją patriarchatu. Dopóki ten model nie ulegnie zmianie, system szkolny będzie opresyjny. Ale z drugiej strony szkoła to też jest po prostu jakaś konkretna placówka. Tutaj już mamy zupełnie inną odpowiedź, ponieważ w gruncie rzeczy różne placówki funkcjonują bardzo różnorodnie. Są wśród nich takie, które - mając świadomość, że są częścią systemu - robią wszystko, aby minimalizować ową opresyjność.
Zna pan takie szkoły?
Oczywiście! Dla mnie bardzo dobrym przykładem jest Szkoła w Chmurze, w której sam uczę, będąca strukturyzowaną formą edukacji domowej. Obowiązuje w niej chociażby zasada realizowania tego, czego wymaga prawo oświatowe, a ono jest bardzo dobrze skonstruowane i minimalistyczne.
Proszę to dokładniej wytłumaczyć.
Weźmy słynny przykład: mało kto wie, że nauczyciele i nauczycielki mają obowiązek wystawienia tylko jednej oceny cyfrowej w ciągu roku. Jeżeli prawo mówi, że wystarczy jedna ocena cyfrowa - a jest to ocena końcoworoczna - to znaczy, że nie trzeba stawiać więcej ocen, tzw. ocen cząstkowych. Niestety, w polskich szkołach z reguły jest tak, że oceny cząstkowe są - i bywają w ciągu roku absurdalnie mnożone. Mówiąc krótko, stosuje się zasady, których w żaden sposób nie wymaga prawo oświatowe.
Dlaczego akurat we wrześniu nasilają się problemy emocjonalne i afektywne wśród młodych?
Oczywiście sprawa jest złożona, natomiast ja często zwracam uwagę na taki zupełnie podstawowy, dla wielu niewidoczny - bo oczywisty - aspekt. Nie można bowiem zapomnieć, że powrót do szkoły dla wielu uczniów i uczennic jest czymś analogicznym do powrotu z urlopu u dorosłych. Tylko że u młodych ludzi, których układ nerwowy się rozwija, często może to być doświadczenie trudniejsze niż u osoby dorosłej. Ale to nie tylko kwestia rozwijającego się układu nerwowego. Dla osób introwertycznych, rozlokowanych na całym spektrum neuroróżnorodności - powrót do szkoły może być wręcz wstrząsem. To trochę tak, jakby osobie cierpiącej na migrenę kazać wejść na dyskotekę. Bez względu na wszystko, co możemy mówić o opresyjności szkoły, i absolutnie tego nie anulując, nie zapominajmy o tym właśnie aspekcie: początek roku szkolnego jest naprawdę powrotem do licznych obowiązków po długim urlopie. A przecież sami dorośli często szukają po wakacjach porad, jak nie przeżyć załamania na widok biura i wymagającego szefa! Oczywiście wiele zależy właśnie od tego, do jakiego szefa wracamy - i tu możemy już nomen omen wrócić do tego, co mówiłem na początku wywiadu, czyli do tego, jak funkcjonują konkretne placówki.
Pisząc o zaburzeniach emocjonalnych i afektywnych uczniów i uczennic, spotykam się z komentarzami osób starszych, negujących problem. Słyszę: "ludzie zawsze mieli problemy i nie chodzili do psychologów" czy "u nas było jeszcze gorzej, można było linijką po rękach dostać, baliśmy się nauczycieli, a jednak wyrośliśmy na normalnych ludzi". Co pan by na to odpowiedział?
Tego typu komunikaty - zanim zaczniemy dyskutować, czy są czy nie są prawdziwe z perspektywy logicznej - przede wszystkim są bardzo niedobre, zwłaszcza w trudnych momentach życia. A nigdy nie wiemy, czy ktoś, kto takie słowa słyszy, w takim momencie nie jest. Taki komunikat - wypowiadany ex cathedra, protekcjonalny, umniejszający emocje - na pewno nie wspiera i de factobagatelizuje doświadczenie emocjonalne młodych ludzi. Tymczasem bagatelizowanie przeżyć jakiegokolwiek żywego istnienia jest jedną z najgorszych rzeczy, jaką możemy zrobić. Kiedy to już ustaliliśmy, przejdźmy do logiki tych wypowiedzi. W tekście "zawsze tak było" kryje się fundamentalny błąd logiczny zwany argumentum ad traditionem. To jest odwoływanie się do uzasadnienia, że jeśli coś istnieje od zawsze, to nie ma sensu tego obecnie zmieniać. Gdy słyszę coś takiego, przypominam, że kiedyś w ogóle nie robiono gastroskopii. Potem zaczęto ją robić metalowym prętem. Wątpię, żeby ktokolwiek z wygłaszających takie komunikaty powiedział "dobra, skoro kiedyś robiono gastro metalowym prętem, to wybieram tę opcję". Idźmy dalej. Bicie po rękach? To argumentacja z serii "a mógł zabić". Dalej: przemoc fizyczna to tylko połowa całego obrazka, bo jest też przemoc psychiczna. Trudniejsza, gdyż nie poddaje się obdukcji. Dziś na szczęście rośnie świadomość, jak wykrywać przemoc psychiczną, której doświadczają zarówno dorośli, jak i dzieci. W reakcji na ujawnianie przemocy psychicznej można usłyszeć "przesadzasz, nie wymyślaj" - warto wiedzieć, że taka reakcja jest formą manipulacji zwanej gaslightingiem, czyli podważaniem czyjejś zdolności do adekwatnej oceny rzeczywistości. I także jest formą przemocy.
Mówi się też, że dzisiejsi uczniowie i uczennice to pokolenie płatków śniegu, przekonane o własnej wyjątkowości, ale zbyt delikatne i nieprzystosowane do życia.
Popatrzmy. Oto stoi przed nami młody człowiek, świadomy roli życia psychicznego, który wie, że potrzebuje pomocy, gdy widzi u siebie symptomy depresyjne. Takiego dziecka nie kojarzę z płatkiem śniegu, tylko z kimś, kto potrafi zwrócić o pomoc, osobą pełną świadomości i odwagi. To bohater(ka). Szczerze? To krzyczący w pracy szef, niepotrafiący sobie poradzić z emocjami, obciążający tym swoich pracowników ("dziś lepiej nie idź do szefa, bo jest w złym humorze") dużo bardziej mi się kojarzy z płatkiem śniegu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ratujmy nasze dzieci. Statystyka ważniejsza od dobra dziecka?
Jakie, wobec tego, jest dzisiejsze młode pokolenie?
W socjologii istnieje takie pojęcie jak efekt kohorty, czyli tzw. efekt pokolenia. Nie można porównać pokolenia obecnych piętnastolatków z piętnastolatkami z lat 80. XX wieku. Jako ludzkość przeszliśmy w ostatniej dekadzie dynamikę zmian nieporównywalną do jakiejkolwiek innej serii zmian z przeszłości. Mówię o pandemii, wojnie w Ukrainie, rozroście nowych technologii, polaryzacji społecznej wynikającej z algorytmicznych machin zwanych social mediami i wielu innych. To wszystko wyzwoliło falę, ba, wręcz tsunami. Rzeczywistość zmieniła się niewyobrażalnie i wymaga nowych narzędzi. Nic dziwnego, że coraz więcej ludzi potrzebuje teraz pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Powiem więcej: jako psycholog nieustannie doświadczam tego, jak rozwija się nauka, którą jest psychologia. Psychologia w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku a psychologia teraz to są lata świetlne. Pojawiły się nowe ujęcia oraz optyki w klasyfikacjach chorób i zaburzeń. Coraz częściej słyszę o tym, że w kolejnej edycji ICD pojawi się np. binge-watching, czyli kompulsywne oglądanie kilkunastu odcinków seriali za jednym posiedzeniem. Wyobraża sobie Pani podobny problem w czasach, gdy raz w tygodniu nadawano "Dynastię"?
Co mogą obecnie zrobić rodzice, nauczyciele, organizatorzy oświaty, żeby szkoła stała się - mimo wspomnianych przez pana uwarunkowań - bardziej przyjazna uczniom i uczennicom?
Dziękuję za to pytanie, bo kluczowe jest to, co mówi "Modlitwa o pogodę ducha": na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale na wiele rzeczy wpływ mamy. Trzeba po prostu uczyć się je odróżniać. Serio, każde z nas ma przeróżne możliwości wpływu na rzeczywistość. Bardzo polecam stronę Życie Warte Jest Rozmowy, założoną przez suicydolożkę Halszkę Witkowską. Można tam znaleźć fantastyczny poradnik pierwszej pomocy emocjonalnej. Oczywiście nic nie zastąpi wizyty u specjalistów i specjalistek zdrowia psychicznego, ale podobnie jak w pomocy przedmedycznej możemy uratować człowieka, czekając na karetkę. Zawarte w tym poradniku słynne "4 Z" to rewelacyjna instrukcja udzielania pierwszej pomocy, żeby literalnie każda osoba krok po kroku mogła wesprzeć młodego (i nie tylko) człowieka w kryzysie. Polecam oczywiście także m.in. fantastyczny program Młode Głowy, którego jestem ekspertem.
Nierzadko rodzice i nauczyciele skarżą się, że są osamotnieni w walce o zdrowie psychiczne dziecka. Jak pokonać te trudności?
Podkreślam cały czas, że człowiek jest istotą, która sama prawie z niczym sobie nie poradzi. Potrzebujemy wioski. Wspólnoty. Możemy sobie realnie poradzić z wieloma problemami, gdy działamy razem, w zespole. Szkoły mają tę intuicję - kiedy pojawia się problem, tworzy się zespoły złożone z kilku osób. Gdy wraz z Martą Młyńską szkolimy rady pedagogiczne, nieustannie pomagamy im odkrywać, że żadne z nas nie dysponuje całościową wiedzą i umiejętnościami. Ale już grupa zaangażowanych osób to zupełnie inna bajka. Zakończę słowami Margaret Mead: "Nie wątp nigdy, czy garstka zaangażowanych i troskliwych osób może zmieniać świat, bo tak naprawdę właśnie im zawdzięczamy jakiekolwiek dotychczasowe zmiany."
Partner akcji
Napisz komentarz
Komentarze