Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Do gdańskiej opery statkiem, a z foyer widok na stocznię i miasto

Już w 1946 roku mówiło się, że budowa nowej opery to może być świetny pretekst, by więzienie z centrum Gdańska w końcu wyprowadzić. Możemy tylko żałować, że koncepcja upadła – mówi Klaudiusz Grabowski z Muzeum Gdańska
Opera Bałtycka w Gdańsku

Autor: zbiory D. Olędzkiej

Znów mówi się o budowie nowej siedziby gdańskiej opery. Idea, od lat, powraca. Jeszcze nie ma koncepcji architektonicznej, ale pomysłów na projekt budynku gdańskiej opery było już sporo, te pierwsze pojawiły się zaraz po wojnie.

Trudno się dziwić. Opera to prestiżowy budynek. Jej rozmach tak architektoniczny, jak i artystyczny to wizytówka miasta. Po 1945 roku Gdańsk miał być jednym z najważniejszych miast w Polsce, morską stolicą PRL. Lokowano tu znaczące instytucje kultury, powołano do życia stały zespół operowy, pierwszy w dziejach miasta. Trzeba było znaleźć mu odpowiednią siedzibę. Gdańsk był zniszczony. Kulturę tworzono, dosłownie, na zgliszczach. Nikt zatem nie protestował, gdy okazało się, że opera, filharmonia i gdańska scena Teatru Wybrzeże musiały pomieścić się w jednym budynku przy Alei Zwycięstwa we Wrzeszczu. Trzy duże instytucje gnieździły się tam do czasu, gdy w 1967 roku na Targu Węglowym zainaugurował działalność odbudowany gmach teatru. Filharmonia rezydowała na Zwycięstwa jeszcze dłużej, bo aż do 2007 roku, wtedy to udało się ją przenieść do budynku po dawnej elektrowni na Ołowiance. We Wrzeszczu pozostała tylko opera. I tkwi tam do tej pory.

(fot. Zbiory K. Grabowskiego)

Powojenne projekty budynku opery i dziś zadziwiają rozmachem.

Jednak zanim się pojawiły, próbowano przebudować przedwojenny obiekt na Alei Zwycięstwa. Już w 1947 roku architekt Władysław Czerny rzucił pomysł, by powstał tam Teatr Wielki. Okazały gmach miał zostać zbudowany w stylu przedwojennego art deco. Koncepcja upadła, podobnie jak i drugie podejście do przebudowy, tym razem w monumentalnym stylu socrealistycznym, od którego odstąpiono, bo pilnie trzeba było przeprowadzić remont wnętrza obiektu.

W 1973 roku ogłoszono konkurs na budowę nowej opery. Zanim jednak projekty powstały, szukano najbardziej atrakcyjnej lokalizacji. Na Wybrzeże zjechali znani architekci. Realny wydawał się Plac Zebrań Ludowych czy też Wyspa Spichrzów. Były też inne, trzeba przyznać, dość śmiałe idee, profesor Jerzy Hryniewiecki proponował wzniesienie opery na końcu planowanej drogi biegnącej z nowego lotniska na Zaspę, gdzie zamierzano postawić nowoczesną dzielnicę mieszkaniową. Opera miała stanąć na usypanym, ponad 200 - metrowym cyplu wychodzącym z wody Zatoki Gdańskiej. Podobny pomysł rzucił Daniel Olędzki, według jego koncepcji cypel z operą miał zostać usytuowany na wysokości Jelitkowa u ujścia Potoku Oliwskiego. Taka koncepcja byłaby z pewnością dogodniejsza dla mieszkańców Gdyni, Sopotu, ale i turystów z Półwyspu Helskiego. Obok cypla funkcjonowałaby przystań dla płynących do opery na statkach melomanów. 

(fot. Zbiory K. Grabowskiego)

Pełna awangarda. Nawet na dzisiejsze czasy.

Wychodząca z wody opera z pewnością stałaby się wizytówką Gdańska. Jak słynna opera w Sydney, która zaczęto budować w 1959 roku.

Ukończony w 1973 roku gmach z czasem został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest też finalistą konkursu na Siedem Nowych Cudów Świata.

Tak samo ambitne były wtedy oczekiwania i władz, i gdańszczan, wszyscy chcieli, by w Gdańsku, jak w Sydney, równie okazały budynek powstał. Kiedy przysłuchuję się współczesnym dyskusjom na temat, jak Gdańsk powinien dziś wyglądać, widzę jak bardzo te opinie są podobne dawniejszym sądom. Nowy budynek opery miał – jak i dziś - stać się symbolem miasta, jego odrodzenia i nowoczesności. Spodziewano się awangardowej bryły. Ostatecznie zdecydowano się na lokalizację na Placu Zebrań Ludowych. Wybrano ten teren, gdyż z Wroniej Góry zamykającej przestrzeń był piękny widok na miasto, na port, na stocznię. I to wszystko bywalcy opery mogliby podziwiać z foyer. Dodatkowo, obiekt planowano wznieść na wysokich kolumnach przez co bryła gmachu wydawała się monumentalna. Opera miała stać się centrum dużej dzielnicy kulturalnej ze szkołą baletową, biblioteką miejską, akademikami dla studentów baletówki, centrum handlowym z kawiarniami, hotelem na 600 osób i parkingiem. Niestety, na tak rozbuchany, ambitny projekt nie wystarczyło pieniędzy. Wtedy to zdecydowano się na kolejną przebudowę obiektu po dawnej ujeżdżalni. Ale zanim to nastąpiło, były jeszcze propozycje innych lokalizacji. 

Opera Bałtycka 1993 (fot. Zbiory K. Grabowskiego)

Na przykład?

Brano pod uwagę choćby teren położony przy ulicy 3 Maja u stóp Góry Gradowej. Lokalizacja w centrum miasta wydawała się idealna, jednak przeszkodą było znajdujące się tu więzienie. Wspomniany Władysław Czerny już w 1946 roku głosił, że więzienie w centrum miasta jest anomalią. Nie udało się nic z tym zrobić. Padały jedynie sugestie, że budowa nowej opery to może być świetny pretekst, by to wiezienie z centrum w końcu wyprowadzić, a w to miejsce postawić obiekt kultury. Możemy tylko żałować, że koncepcja upadła. Co ciekawe, plan budowy opery na Placu Zebrań Ludowych nie wypalił też dlatego, że wiązałoby się to z ogromną wycinką drzew, a na to zgody nie było. Wymagałoby to też likwidacji pobliskiego, zamkniętego wtedy Cmentarza Garnizonowego. Zostałaby jedynie radziecka nekropolia - mauzoleum. Zieleń cmentarna miała stać się częścią parku otaczającego operę.

Koniec końców zdecydowano się na przebudowę obiektu przy Alei Zwycięstwa.

Budynek powstał w 1915 roku jako maneż do konnych pokazów i aukcji koni. Aby hala mogła być wykorzystywana w bardziej wszechstronny sposób, została tu umieszczona scena, przed którą mogło zasiąść – wliczając boczne loże - ponad 5 tysięcy widzów! Tak pomyślane wnętrze sprawiło, że często odbywały się tu koncerty, odczyty czy wystawy. Z czasem przekształcono to miejsce w obiekt kultury. Po wojnie obiekt stał się halą sportową, gdzie odbywały się walki bokserskie. Także tam, w 1948 roku, miał miejsce słynny proces Alberta Forstera. Po jego zakończeniu, mury na dobre przejęła kultura. Wtedy doszło do pierwszej przebudowy. Druga - z lat 70. - była tak ogromna, że podzielono ją na trzy etapy. Niestety, zgodnie z projektem Olędzkiego, ukończono tylko pierwszy. Postawiono skrzydło boczne i foyer, na więcej nie wystarczyło środków. Niestety, to wybrakowanie widać dziś gołym okiem… Tylna część Opery Bałtyckiej jest dziś zlepkiem nieczytelnych form, ale foyer od strony Alei Zwycięstwa i dziś robi wrażenie. Gdyby projekt Olędzkiego udało się zrealizować w pełni, budynek byłby spójny, monumentalny, jestem przekonany odpowiadający randze obiektu. Do tego z godnym zapleczem teatralnym, jego brak jest od lat bolączką opery. Kolejna przebudowa miała zostać zrealizowana akurat w czasie największej zapaści PRL. Pomysły upadły razem z ustrojem.

Nie wiadomo, co stanie się z budynkiem przy Alei Zwycięstwa, jeśli opera rzeczywiście przeniesie się w inne miejsce. A to kawał historii Gdańska.

Forma, choć mało wygodna i wysłużona jest ciekawa i godna zachowania. Miejmy nadzieję, że ktoś, kto być może kiedyś przejmie budynek, podtrzyma tradycję tej przestrzeni. Z czasem pewnie, jak inne obiekty modernistyczne, i ten stanie się zabytkiem. Foyer ma już pół wieku! I zapewne zostanie docenione. To jeden z najciekawszych obiektów we Wrzeszczu z tamtego czasu, z tą miękką linią ceglanych przypór, z mocnym okapem. Powinno się chronić ten gmach. Ale i myśleć o nowym. Budynek opery to prestiż dla dynamicznie rozwijającego się miasta, a takim na pewno jest dziś Gdańsk. W XIX wieku, gdy takie obiekty powstawały w innych miastach, Gdańsk tkwił w okresie zapaści, nikt nie myślał, by stawiać tu operę. Po 1945 roku kultura stała się niemalże priorytetem, nic dziwnego, jej poziom zawsze stanowi o kondycji miasta, państwa, społeczeństwa.

Dawne projekty można byłoby i dziś brać pod uwagę?

Niektóre rozwiązania były bardzo nowoczesne, choć na pewno nie spełniałyby obecnych wymagań. Brak udogodnień dla niepełnosprawnych, a i widoczność sceny nie była najlepsza...

Choć pewnie akustyka przewyższałaby dzisiejszą. Nie było potrzeby używania mikroportów.

Myśląc o nowej operze, wspaniale byłoby zachować ciągłość, tradycję architektury Gdańska i nawiązać do przeszłości miejsca, w którym stanie, a zatem – jeśli będą to tereny postoczniowe - wpisać go w tkankę stoczni. Właśnie wróciłem z Hamburga, gdzie w miejscu dawnego portu niedawno zbudowano filharmonię. Budynek, trzeba przyznać, robi wrażenie. Stawiano go wiele lat. Futurystyczną formą nawiązuje do fal morskich czy żaglowca. Ciekawie wpisuje się w przestrzeń. Co ważne, cały Hamburg jest spójny architektonicznie, czego niestety czasem brakuje w Gdańsku. Aby filharmonia w Hamburgu zaistniała, ogromne pieniądze przeznaczono z budżetu państwa, ale dokładali się prywatni inwestorzy, a nawet – z dobrowolnych składek - mieszkańcy Hamburga.

Ciekawe, czy gdańszczanie dołożyliby się na budowę nowej opery?

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Małgorzata Przegienda 05.08.2024 11:33
Stara Opera powinna pozostać na przedstawienia kameralne a nowa służyć jako wizytówka Gdańska na wiele miejsc służąc społeczeństwu całej Polski . Jej prestiż i piękno powinny zachwycić Europę .

Zgred 04.08.2024 13:54
Taksówki po zatoce nie funkcjonują, a tu mrzonka .. do opery statkiem. Opera musi być w centrum, blisko i wygodnie. Inaczej nikt nie przyjdzie, a czasu artystów na codzienne, jakieś koszmarne dojazdy po prostu szkoda. Nieudolność władz widać i to coraz większą. Ale z Galerią Forum jakoś kłopotu nie mieli, to było i jest (?) też idealne miejsce

Kompensata 24.07.2024 00:18
Kogo dzisiaj określa się mianem „ gdańszczanina”?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama