Ponoć inspiracją dla „Nie-zabawek” były zabawki, jakimi dawniej bawiły się dzieci. Czym pan bawił się w dzieciństwie?
Moje dzieciństwo to początek lat 70. Mieszkałem w małym miasteczku w Wielkopolsce, wszyscy tu się znali. Blisko był las, rzeka. Obrazy dzieciństwa wciąż mam przed oczami. Będąc małym chłopcem sam robiłem zabawki, tworzyłem jakieś pojazdy, łódeczki. W drodze do szkoły mijało się duży tartak. Z kolegami zakradaliśmy się tam po korę do rzeźbienia. To rzeźbienie zabawek było wtedy czymś normalnym. Było zabawą.
Tamte lata, choć przecież nie aż tak odlegle, to inne zabawki. Inny świat.
Pamiętam odpusty, które jako dziecko bardzo przeżywałem. Zrywałem się wcześnie rano pomagać ustawiać odpustowe budy, by jak najszybciej móc przyglądać się wystawianym tam zabawkom. Moje dzieciństwo to był czas prostych zabawek i nieskomplikowanej zabawy, skakało się w gumę, rzucało piłką, grało się w chowanego, w podchody, a wszystko odbywało się na podwórku, podwórko było całym naszym światem, latem - do późnego wieczora.
Rzeźbienie tych zabawek w korze z tartaku obudziło w panu artystę?
Kiedy zasiadłem do mojego projektu „Nie-zabawki” przypomniały mi się tamte czasy, tamte zabawy, wszystko co robiliśmy to były ogromne emocje, jak musiały być silne, skoro wracały do mnie po tylu latach, w kolejnych projektach.
Czym są nie-zabawki?
To niewielkie rzeźby, instalacje i artefakty wykonane ze starego, już niepotrzebnego materiału. Zabawki służą do zabawy, to jasne, tworząc nie-zabawki nie tyle chciałem zaprzeczyć dawnej zabawie, która może być pouczająca i ciekawa, ale zwrócić uwagę, że we współczesnym, konsumpcyjnym świecie kreowanym przez producentów, człowiek traktowany jest przedmiotowo. W nie-zabawkach zawarta jest niezgoda na takie traktowanie, człowiekiem nie można się bawić. Ten mój projekt to właśnie opowieść o człowieku, o tym, jaką krzywdę czasem wyrządzamy sobie i innym, ale też o tym, jak bawi się nami Los. Nie-zabawka to przede wszystkim przestroga: nie róbmy krzywdy.
Nie-zabawki, jak tłumaczy pan, to zabawki umieszczone w nowych, współczesnych kontekstach, poruszają ważne ludzkie sprawy.
Trud życia codziennego, relacje z bliskimi i dalekimi, miłość, a także samotność i śmierć. Nie-zabawki kontrastują z obecnym kolorowym światem, gdzie wszystko dzieje się za szybko i za głośno. Liczydła utworzyły miasto biurowców, to praca pt. „The City”. Ptaszki ludowe skontrastowałem z myśliwcem F-16: - „Przestrzeń powietrzna”. W „Ucieczce” łódka oraz poidło dla bydła stały się łodzią uciekinierów.
Pierwsza nie-zabawka?
Lalka. W założeniu - bardzo prosta. Bez oczu, bez twarzy, bez palców, tylko głowa, tułów i kończyny. Bardzo nieforemne elementy powiązane rzemieniem… Nie spodobała się, nikomu (śmiech)… Zresztą nie spodziewałem się wtedy, że to będzie początek większego cyklu. Chciałem po prostu ożywić kawałek drewna. Po jakimś czasie zrobiłem figurkę obrzędową. W Wielkopolsce jest zwyczaj zwany podkoziołkiem, to ludowa zabawa. Podczas tańców w karczmie stawiano przed muzykantami figurkę podkoziołka, w moim regionie miejsce koziołka zajmowała wystrugana z ziemniaków lub buraka figurka chłopca z męskimi atrybutami, symbol płodności. I ja wykonałem taką, była w niej siła, bo w przeciwieństwie do lalki - spodobała się. Użyłem jej w spektaklu teatralnym.
„Nie-zabawki” opowiadają o świecie dorosłych. Ktoś powiedział o nich, że jest to „traktat o losie człowieka”.
Bo w nich przejawia się los człowieka, mój los, pani los. W nich każdy odczytuje swoje życie. Każdy inaczej. Ten projekt z czasem ewoluował. Stawiał nowe pytania. Na wiele z nich wciąż nie mogę znaleźć odpowiedzi, te moje wątpliwości staram się przełożyć na rzeźbę, szukam, pytam: Jak powinniśmy żyć?
Na to chyba nie ma odpowiedzi. Odwieczny dylemat...
To pytanie gnębi mnie równie mocno jak artystów sprzed lat.
Może to dobrze, że nie ma odpowiedzi?
Czasem odpowiedzi są, ale tylko na pewien, określony czas. I dla jednego, wybranego człowieka.
Nie-zabawka pt. „Kondukt” w moim przypadku łączy dwa czasy. Dzieciństwa - z którego do dziś pamiętam kondukt pogrzebowy sunący ulicą małego miasteczka, budził strach, choć przecież nie wiedziałam wtedy, co to jest śmierć – i czas współczesny, dorosłości, gdy pożegnania, śmierć towarzyszy nam niezmiennie, jest częścią życia.
I u mnie ta rzeźba połączyła te dwa światy. Ten z dzieciństwa wiąże się z konkretną sytuacją. Inspiracją do powstania tej pracy był pogrzeb kilkunastoletniej córki naszej przyjaciółki. Wszyscy szliśmy w tym kondukcie… Nasz kondukt splótł się w mojej pamięci z innym, z czasu, gdy byłem dzieckiem. Nie wiem, czy tak dobrze go zapamiętałem, czy ktoś mi o nim tak sugestywnie opowiadał. Orszak żałobników szedł z kościoła. Była zima, ślisko, nagle konie wiozące trumnę, przewróciły się. Te sytuacje połączyły się po latach w jedną rzeźbę.
Nie-zabawki, przeciwnie do zabawek, wywołują smutek, czasem strach. Jak ta zatytułowana „Szpital”.
Co ciekawe, „Szpital” dotyka dorosłych. Rzeźba jest wspomnieniem czasu, kiedy chorował mój ojciec. Odwiedzałem go w szpitalu, obserwując poszczególne fazy choroby. Pierwsze rozmowy z lekarzem, niepokój, ale i chwile nadziei, że może jednak nie będzie tak źle. Pamiętam długie leczenie, szpitalną kaplicę, nawet palarnię pełną pacjentów, windę. U dorosłych rzeźba ta wywołuje smutek, ale dzieci bawią się nią jak domkiem dla lalek. Ideą nie-zabawek jest wykorzystanie elementu konkretnej zabawki dziecięcej. I ten domek dla lalek był tu punktem wyjścia.
Jednym z pana mistrzów był kaszubski artysta, Józef Chełmowski.
Mieszkając przez pewien czas w Bydgoszczy trafiłem do teatru Studio Czyczkowy. To teatr który powstał właśnie w Czyczkowach, obok Brus, gdzie żył i tworzył pan Józef. Tak poznałem tego niezwykłego twórcę, jego dom, obejście, jego poczucie humoru. Piękny człowiek. Najważniejsze, co zapamiętałem z rozmów z nim to to, że sztuka ludowa, nie jest czymś powierzchownym. Do czasu, gdy spotkałem pana Józefa na swojej drodze folklor kojarzył mi się z czymś cukierkowym, dopiero później zobaczyłem, jaka jest w tej sztuce głębia. Co ważne, Józef Chełmowski sztuką ludową mówił o współczesnym świecie. Na szafie trzymał prace, którymi opowiadał o ataku na szkołę w Biesłanie, czy o czarnoskórym prezydencie. Bo sztuka ludowa powinna opowiadać o współczesności, a nie tylko odtwarzać naturę. Odtwarzanie jest jednym z elementów. Sztuka pana Józefa podążała za czasem.
U pana jest podobnie. W pracy „Przestrzeń powietrzna” ptaszki ludowe skontrastował pan z myśliwcem F-16.
Pomału odchodzę od ludowości. Jestem gdzieś pomiędzy. Pomiędzy sztuką ludowa, którą uwielbiam, a opowieścią współczesną. Trudno mnie zakwalifikować.
Józef Chełmowski spytany kiedyś o plany rzeźbiarskie odparł: To drzewo podpowiada, kim chce być.
I ja staram się wyczuć moment i narzędzia odłożyć w odpowiedniej chwili, skończyć pracę, nie iść dalej. Nie zawsze robię tak, jak sobie zaplanowałem, ale podążam za tym, co pokazuje mi drewno w swojej strukturze, słoje drzewa. Wyznaję zasadę, że mniej znaczy więcej. Proste, jedno cięcie potrafi zdziałać wiele.
Powiedział pan kiedyś, że nie-zabawki są pana marzeniem o lepszym świecie.
Ja chciałbym być lepszy. Chciałbym, by mnie i moim bliskim lepiej się udało przeżyć świat, coś dobrego zrobić dla innych, dla siebie. Ale co by to miało być? – jeszcze tego nie wiem. Czasem to, co dzieje się wokół sprawia, że czuję się bezradny...
O swojej pracy „Ptasznik” powiedział pan kiedyś: „To praca o miłości. O tym, że nie potrafimy jej przyjąć i łatwo ją niszczymy. Próbujemy zostawić ją tylko dla siebie i nie pozwalamy ptaszkowi odlecieć, trzymając go silnie w dłoniach. Jednak, gdy go zatrzymujemy, on nie jest w stanie żyć”.
Tak, to rzeźba o niezdolności nas ludzi do prawdziwej miłości. Próbujemy ją zatrzymać dla siebie, ale ona wtedy ginie.
A praca „Serce”?
Grzechotkę oraz pojemnik do przenoszenia królowej pszczół przeobraziłem w więzienie dla serca. Serce włożone w pojemnik, które toczy się przez świat...Samotność człowiecza.
Napisz komentarz
Komentarze