Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Morsy z Kościerzyny żegnają Radosława Flisikowskiego

W wypadku w Kaliskach Kościerskich zginął ceniony lekarz Radosław Flisikowski. - Uśmiechu Radka, ciepła, otwartości, serdeczności, wyrozumiałości nie zastąpi nic. Nie ma takiego drugiego człowieka, przyjaciela – przyznają Elwira Kwidzińska i Joanna Piankowska z Kościerskiego Klub Morsów „Forrest Gump”. Z trudem przychodzi im wspomnienie Radosława Flisikowskiego, który dla nich nie był panem doktorem, a wielkim przyjacielem.
Morsy z Kościerzyny żegnają Radosława Flisikowskiego

Autor: Facebook Kościerski Klub Morsów „Forrest Gump”

W czwartek, 26 października odbędzie się pogrzeb lekarza Radosława Flisikowskiego, który zginął tragicznie w niedzielę, 22 października, potrącony na przejściu dla pieszych.

Radosław Flisikowski miał wiele pasji, wśród nich bieganie i morsowanie. Jak przyznają Elwira Kwidzińska i Joanna Piankowska z Kościerskiego Klub Morsów „Forrest Gump” to on zachęcił sporą grupę osób do zimowych kąpieli, a Kościerski Klub Morsów „Forrest Gump” powstał, bo właśnie on go wymyślił.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wypadek w Kaliskach Kościerskich! Nie żyje znany lekarz

Wspomnienie Elwiry Kwidzińskiej i Joanny Piankowskiej

Napisać wspomnienie o kimś, z kim chwilkę temu wymienialiśmy się smsami, kto jeszcze niedawno biegał ramię w ramię, jest niezwykle trudno. Jak przestać płakać, kiedy serce pęka z żalu i tęsknoty?

Wiadomość o tragedii, która rozegrała się w niedzielny wieczór, rozeszła się niezwykle szybko. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedź jest naprawdę prosta - niemal wszyscy Radka znali. Było Go wszędzie pełno. Spędziliśmy z Nim mnóstwo wspaniałych chwil, głównie radosnych i wesołych, na morsowaniu, bieganiu, rowerze, tańcach, zabawie, ale też na poważnych rozmowach życiowych i zawodowych. Przy Nim czuliśmy się po prostu bezpiecznie. Wiedzieliśmy, że możemy na Nim polegać. Liczyć na Niego mogli wszyscy, którzy zwrócili się o pomoc. Nikogo nie zbywał. Nikt nie czuł się przy nim pominięty, mniej ważny. Obok żadnej prośby nie przechodził obojętnie.

Był zupełnie wyjątkowym lekarzem, specjalistą, profesjonalistą, ciągle doskonalącym swoje umiejętności i poszerzający wiedzę.

ZOBACZ TEŻ: Pożegnanie Radosława Flisikowskiego. Wspaniały człowiek, lekarz, społecznik

Leczył ciała, ale dobrem i ciepłem otulał ludzkie serca. Zawsze gotowy do wsparcia - ludzi, inicjatyw, pomysłów. Jeśli tylko mógł – był

Sam również wytrwały w dążeniu do realizacji swoich celów. Żył z pasją. Wszystko, co robił, przynosiło dobre owoce. Zapalony sportowiec – biegał, pływał, jeździł na rowerze i rolkach. Starty w mniejszych i większych imprezach sportowych dawały mu ogromną radość i satysfakcję. Cieszył się każdym poprawionym rezultatem, ale chyba jeszcze bardziej, każdą spotkaną na swojej sportowej drodze osobą. Właśnie przygotowywał się do kolejnego maratonu, na który już niedługo miał polecieć do Nowego Jorku. Tego biegu już nie ukończy… Wezwano Go na ważniejszą imprezę – Bal Wszystkich Świętych. Bilety na niego są bezcenne. Radek zasłużył na nie całym swoim życiem, rozdając dobro ludziom, z którymi los Go zetknął.

To on zachęcił naprawdę sporą grupę osób do zimowych kąpieli. Kościerski Klub Morsów „Forrest Gump” powstał, bo on go sobie wymyślił. Starał się łączyć różne aktywności – tak więc wielbiciele morsowania zaczęli biegać, chociażby podczas Biegu Morsa, który stał się już cykliczną i wyczekiwaną przez wszystkich imprezą.

Dzięki niemu powstała kościerska trasa Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, która swój początek i koniec miała w Osadzie Burego Misia. I tę wspólnotę wspierał, jak mógł.

Z wielu podejmowanych przez Niego przedsięwzięć pewnie nawet nie zdajemy sobie sprawy. Niesamowita za każdym razem była Jego wiara w to, że się uda, że warto próbować. Tym bardziej dotknęła nas ta strata. Radek był, choć wciąż tak trudno mówić o Nim w czasie przeszłym, dla wielu z nas człowiekiem inspirującym, motywującym do działania i aktywności fizycznej, zachęcającym do realizacji kolejnych pomysłów.

Dzięki Niemu wielu z nas odkryło nowe ścieżki, uwierzyło w możliwość zmiany swojego życia, podjęcia działań, wyzwań, o których wcześniej się nie śniło. Radek robił to tak subtelnie, że człowiekowi wydawało się, że sam w sobie znalazł tyle odwagi i siły.

To, co Radka wyróżniało, to Jego podejście do ludzi. Ktoś żegnając się napisał w poście, że rzadko spotyka się w życiu kogoś takiego, kto jest po prostu dobry… Dzielił się tym, co miał najcenniejszego – swoim czasem. Teraz widzimy, że miał go znacznie mniej, niż wielu z nas. Wykorzystał go maksymalnie.

Ile osób potrzeba by było, żeby go zastąpić… - Ale tak naprawdę, czy jest to możliwe?

Ze szczególną radością, dumą i odpowiedzialnością traktował też rolę męża i ojca. Był dla swojej żony Ani i córek, Izy, Ali i Uli, ogromnym wsparciem. Zawsze dopingował do sięgania wyżej, patrzenia szerzej, widzenia lepiej – sercem.

Jego uśmiechu, ciepła, otwartości, serdeczności, wyrozumiałości nie zastąpi nic. Nie ma takiego drugiego człowieka, przyjaciela. W naszych sercach wybudował sobie „pomnik trwalszy niż ze spiżu” i głęboko wierzymy, że „nie wszystek umrze”, bo na zawsze pozostanie w naszej wdzięcznej pamięci i wspomnieniach. Kontynuować też będziemy to, co Radek rozpoczął - uczestniczyć w spotkaniach, powołanego przez Niego, Kościerskiego Klubu Morsa, przemierzać trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Nie może nas zabraknąć.

Już w innym wymiarze spotkamy się na morsowaniu, zlotach, biegach i kawce, triathlonach, rolkach, szachach.

Radku, do zobaczenia…


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama