Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Piotr Borawski: Na jarmarku nie tylko się handluje

Jarmark to nie jest sam handel. To także poznawanie historii, kultury, obyczajów i kulinariów nie tylko Gdańska, ale całego Pomorza – mówi Piotr Borawski – wiceprezydent Gdańska
Piotr Borawski

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Mijają wieki, a Jarmark św. Dominika w Gdańsku nadal trwa. Czym ta impreza jest dla miasta? Atrakcją turystyczną, sposobem zarabiana pieniędzy, czy może jeszcze coś innego się za nią kryje?

Myślę, że jest wszystkim po trochu. Jarmark św. Dominika spełnia wiele celów. Z jednej strony to atrakcja turystyczna w szczycie sezonu, na którą czeka wielu turystów, a także mieszkańców. To taka tradycja, bez której nie ma lata w Gdańsku. Zainteresowani są ciekawi, co nowego pojawiło się na jarmarku, co można kupić, a co sprzedać. Ale jestem też przekonany o tym, że jarmark ożywia nasze śródmieście, no i powoduje, że wielu przedsiębiorców może liczyć na dodatkowe przychody. Ale zwracam też uwagę na role nie tylko handlowe naszego jarmarku.

To znaczy?

Jarmark to nie jest sam handel. To także poznawanie historii, kultury, obyczajów i kulinariów nie tylko Gdańska, ale całego Pomorza. To strefa społeczna, którą staramy się rozwijać z roku na rok. No i jest jeszcze aspekt duchowy, bo jak sama nazwa wskazuje, to Jarmark św. Dominikana. Partycypują w nim dominikanie, zwracając uwagę także na jego aspekt duchowy.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wszystkie przystanki 763. Jarmarku św. Dominika

W czasach PRL-u jarmark był ogromną atrakcją. Można na nim było dostać to, czego nie było w sklepach. Do straganów ustawiały się długie kolejki. Dzisiaj półki uginają się od towaru. Czy mimo tego nadmiaru, jarmark przyciąga ludzi? Widać to w liczbach?

Przez trzy tygodnie przez jarmark przewija się ponad półtora miliona gości – turystów, ale też mieszkańców Pomorza. I to się nie zmienia w ostatnich latach. To prawda, że dziś można wszystko kupić czy zamówić w ciągu kilku minut. Internet stoi otworem, w sklepach jest wszystko. Ale tylko jarmark ma specyficzną aurę, urok. I towary z artystyczną duszą, wykonane przez artystów i rzemieślników. Takie towary, których nie znajdzie się w galeriach handlowych. Ale tu się nie tylko handluje. Jarmark to także bogata oferta kulinarna. Można posmakować wielu przysmaków, gastronomicznych nowości. Każdy z nas takie kulinarne ciekawostki lubi. Jeżdżąc w różne miejsca świata też szukamy w kuchni tego, co dla nas nieznane i egzotyczne. Kultywujemy też tradycje jarmarku z targiem staroci, nazywanym także perskim targiem. On również przyciąga tłumy sprzedających i kupujących.

Jarmark to nie jest sam handel. To także poznawanie historii, kultury, obyczajów i kulinariów nie tylko Gdańska, ale całego Pomorza. To strefa społeczna, którą staramy się rozwijać z roku na rok. No i jest jeszcze aspekt duchowy, bo jak sama nazwa wskazuje, to Jarmark św. Dominikana. Partycypują w nim dominikanie, zwracając uwagę także na jego aspekt duchowy.

Piotr Borawski / wiceprezydent Gdańska

A pan ma jakieś wspomnienia z jarmarku? Dla pana to także była i jest atrakcja?

Wspomnień jest wiele. Jeszcze jako dziecko chodziłem na jarmark z rodzicami, potem jako nastolatek z kolegami ze szkoły. Dla mnie jest on atrakcją do dziś. I nie ma roku, żebym chociaż na chwilę nie pojawił się na nim. Ale mnie jarmark kojarzy się głównie z ofertą kulturalną. Pamiętam, że chodziło się na różne koncerty, na których występowały gwiazdy muzyki. Ale cofając się w pamięci, to moje wspomnienia sięgają czasów dziecięcych, kiedy jako chłopiec zbierałem znaczki, monety, stare banknoty. Miałem klasery, które uzupełniałem. A jarmark był takim dla mnie sezamem, w którym można było znaleźć ciekawostki kolekcjonerskie.

Próbował pan jako nastolatek sprzedawać coś na jarmarku?

Nie, ale zawsze przy takim pytaniu, przywołuję w pamięci zdjęcie handlującego książkami na jarmarku 18-letniego Donalda Tuska. Dwa lata temu opublikowałem je w mediach społecznościowych. Sprzedając książki i jakieś domowe bibeloty, Donald Tusk dorabiał sobie w ten sposób do wakacji. Tak robiło wielu mieszkańców Gdańska. Mimo siermiężnych czasów PRL, na perskim rynku podczas Jarmarku Dominikańskiego obowiązywały zasady wolnego handlu. Jarmark był więc szkołą gospodarki rynkowej nie tylko dla 18-letniego Donalda Tuska, ale też dla wielu innych, młodych ludzi.

Jarmark św. Dominika spełnia wiele celów. Z jednej strony to atrakcja turystyczna w szczycie sezonu, na którą czeka wielu turystów, a także mieszkańców. To taka tradycja, bez której nie ma lata w Gdańsku. Zainteresowani są ciekawi, co nowego pojawiło się na jarmarku, co można kupić, a co sprzedać. Ale jestem też przekonany o tym, że jarmark ożywia nasze śródmieście, no i powoduje, że wielu przedsiębiorców może liczyć na dodatkowe przychody. Ale zwracam też uwagę na role nie tylko handlowe naszego jarmarku.

Piotr Borawski / wiceprezydent Gdańska

Myśli pan, że jarmark przetrwa kolejne kilkaset lat?

Jestem o tym przekonany. Oczywiście wiem, że musi się unowocześniać. Będziemy go wzbogacać o nowe, ciekawe dla zwiedzających elementy, związane z kulturą i kulinariami.

Mówiąc kolokwialnie jarmark nam się jeszcze „nie przejadł"?

Nawet w czasie pandemii nie zawiesiliśmy go. Zorganizowaliśmy jarmark z restrykcjami i w okrojonym kształcie. Bo chcieli tego mieszkańcy i turyści. Cieszę się, że ta tradycja trwa.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama