Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Uchodźca z Ukrainy przez miesiąc pracował ze złamaną nogą. Dziś walczy o sprawność

Wypadek przy pracy to dramat. Tym większy, jeśli jest się uchodźcą z państwa ogarniętego wojną, który nie zna języka, działania systemu opieki zdrowotnej w obcym kraju i nie umie sprawnie poruszać się w przepisach prawa pracy. Takim jak 51-letni Wadim, skazany na kalectwo.
Uchodźca z Ukrainy przez miesiąc pracował ze złamaną nogą. Dziś walczy o sprawność

Autor: Dorota Abramowicz | Zawsze Pomorze

51-letni Wadim z trudem wstaje. Noga, osiem miesięcy po niezaleczonym złamaniu, nie chce się prostować.

- Muszę pójść do pracy - mówi z naciskiem. - Utrzymują mnie żona i syn, ale trwa to zbyt długo.

Przyjechał do Gdańska 20 września ub. roku. Uciekł z rodziną z Majaczki, miejscowości w obwodzie chersońskim, zajętej przez wojska rosyjskie. Przed wojną był technikiem mechanikiem, uprawiał ziemię. Żona pracowała w służbie zdrowia, syn wydział elektryczny Uniwersytetu Morskiego im. Makarowa w Chersoniu. Córka, dziś 13-latka, chodziła do szkoły.

Z trudem mówi o tym, co przeszli po wejściu Rosjan. - Stałem pod lufami automatów - rzuca szybko. - Bili mnie. Nie wiedziałem, czy... A potem musiałem córkę wysłać do rosyjskiej szkoły. Postanowiliśmy uciekać. Przez tereny ukraińskie nie dało rady, więc najpierw wyjechaliśmy na Krym, stamtąd przez Rosję, Łotwę i Litwę do Polski. W Gdańsku mieszkali krajanie, namówili nas, byśmy tu zamieszkali.

Stałem pod lufami automatów. Bili mnie. Nie wiedziałem, czy... A potem musiałem córkę wysłać do rosyjskiej szkoły. Postanowiliśmy uciekać. Przez tereny ukraińskie nie dało rady, więc najpierw wyjechaliśmy na Krym, stamtąd przez Rosję, Łotwę i Litwę do Polski. W Gdańsku mieszkali krajanie, namówili nas, byśmy tu zamieszkali.

Wadim

Nadal nie mają gdzie wracać. Choć Chersoń ostatecznie udało się odbić w listopadzie ubiegłego roku, Majaczka leżąca na drugiej stronie Dniepru pozostała pod okupacją rosyjską.

Żona zatrudniła się w "Biedronce", syn w stoczni, córka poszła do polskiej szkoły. Wadim agencję pośrednictwa pracy Grosser znalazł w internecie. 2 listopada ub. r. podpisał umowę-zlecenie i został skierowany pracy w gdańskim porcie. - Jeździłem na Westerplatte, myłem kontenery -  wspomina.

Do wypadku doszło już pierwszego dnia. Niefortunnie zeskoczył z kontenera, uderzył kolanem w twarde podłoże. - Ból był duży, ale  nie poszedłem do lekarza - mówi. - Zwyczajnie nie wiedziałem, gdzie pomocy szukać. Poza tym trzeba mi było pracować.

Pani Danuta, wolontariuszka pomagająca uchodźcom z Ukrainy, próbuje zrozumieć jego postępowanie. - Nie chciałabym być na miejscu ludzi, którzy przez wojnę stracili wszystko, znaleźli się w obcym kraju, nie znając języka, obowiązujących tu przepisów i praw pracowniczych - uważa. - Wadim zwyczajnie bał się stracić pracę.

- Widziałem, że utykał - twierdzi Michał, kierownik zespołu, w którym pracował Wadim. - Byłem przekonany, że został ranny w Ukrainie. Dopiero po miesiącu, kiedy Wadim zadzwonił, że ma złamaną nogę, od jego współpracownika usłyszałem o tamtym upadku.

Wadim uchodźca z Ukrainy

Na początku grudnia, gdy ból uniemożliwiał chodzenie, właścicielka mieszkania wynajmowanego rodzinie Ukraińca zawiozła go do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Wadima z KOR odesłano, stwierdzając, że "nie ma zmian pourazowych". Ból jednak narastał, noga puchła i podczas kolejnej wizyty na SORze w Szpitalu im. Kopernika badania wykazały "przezstawowe wginiecieniowe złamanie powierzchni stawowej kłykcia bocznego kości udowej lewej". Założono gips.

Z gipsem chodził przez miesiąc, potem opatrunek pękł. Noga się zrosła, ale krzywo. Pozostał wystający kłykieć, który blokuje zginanie kolana. - Pojechałem prywatnie do doktora z UCK - mówi Wadim. - Powiedział, że kostka była początkowo pęknięta i wskutek chodzenia rozeszła się na boki.

Przeglądam dokumentację lekarską. Lekarze kilkakrotnie zwracają uwagę na utrudniony kontakt z pacjentem, związany z barierą językową. "Pacjent ze względu na trudności językowe bez zwolnienia" - czytamy wręcz w zaświadczeniu wydanym w przychodni przy ul. Kartuskiej.

Pracę i tak stracił. - Teoretycznie powinien przebywać na zwolnieniu lekarskim, a firma, w której został zatrudniony winna była sporządzić protokół powypadkowy - tłumaczy pani Danuta. - Jeśli nawet nie zgłosił tego zaraz po upadku, należy dołączyć do dokumentu zeznania świadków.

Teoretycznie powinien przebywać na zwolnieniu lekarskim, a firma, w której został zatrudniony winna była sporządzić protokół powypadkowy. Jeśli nawet nie zgłosił tego zaraz po upadku, należy dołączyć do dokumentu zeznania świadków.

Danuta / wolontariuszka

Przed trzema tygodniami przy pomocy prawnika dyżurującego w gdańskim Centrum Wspierania Imigrantów i Imigrantek Wadim wysłał do spółki Grosser wniosek o m.in. przesłanie protokołu powypadkowego. Odpowiedzi do dziś nie dostał.

Firma formalnie mieści się w gdańskim "Zieleniaku" przy ul. Wały Piastowskie 1/1006. Dzwonię, pytam o sprawę Wadima. Mężczyzna z ukraińskim akcentem obiecuje sprawdzić, czy gotowa jest już odpowiedź na jego pismo i oddzwonić. Nie oddzwania.

Wadim, zarejestrowany w czerwcu br. jako osoba bezrobotna bez prawa do zasiłku, żeby znów chodzić i pracować, musi przejść zabieg operacyjny. Potwierdza to wynik badania MRI, przeprowadzonego za ostatnie rodzinne oszczędności. Dostał nawet - prywatnie - skierowanie na operację w jednej z niepublicznych klinik w Gdańsku. Początkowo koszt zabiegu zaplanowanego na 24 lipca wyceniono na 8,5 tys. zł, teraz jest to już jednak prawie 12 tys. zł. - Nie mamy takich pieniędzy - mówi 51-latek.

Dlaczego nie korzysta z możliwości leczenia na NFZ? - Wcześniej o tym nie wiedziałem - przyznaje. - Potem usłyszałem, że to może potrwać bardzo długo. Zarejestrowałem się na wizytę u ortopedy, który musi potwierdzić diagnozę z prywatnej kliniki. Termin - październik. Uprzedzono mnie, że po tej wizycie trzeba czekać jeszcze rok, może dwa..

I kółko się zamyka.

Siedzi więc w wynajętym mieszkaniu w Gdańsku. Piętrowe łóżko, puste ściany, fotel.

- Czuję się niepotrzebny -mówi. - Jak ten "czemodan bez ruczki" (walizka bez rączki red.). Ot, nie poniesiesz, a i wyrzucić żal.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama