Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Trzeba skoku przez kontynent, by zobaczyć, jak ludzie są podobni

Lola Chen-Atlas na nasze spotkanie ubiera czerwony kaftan, żeby podkreślić czas adwentu i zbliżające się Boże Narodzenie. Dla Azjatki z Tajwanu to kolor radości, odstraszający wszelkie złe duchy. Wigilia Bożego Narodzenia bardzo jej przypomina wigilię chińskiego Nowego Roku.
Trzeba skoku przez kontynent, by zobaczyć, jak ludzie są podobni
On matematyk z Opola, ona absolwentka biznesu z Tajpej. To była miłość trochę wbrew chińskiej tradycji, gdzie w sprawie męża, jeszcze pokolenie wstecz, kobieta miała najmniej do powiedzenia, bo to rodziny zajmowały się układaniem małżeństw

Autor: archiwum prywatne

– Spadł śnieg i jest wyjątkowa atmosfera Bożego Narodzenia – mówi Lola Atlas.

Z zachwytem patrzyła na do niedawna ośnieżone ulice Opola. Jej chińskie imię oznacza „piękna i inteligentna”, ale jest zbyt trudne do wypowiedzenia dla Europejczyka, więc używa zrozumiałego dla nas „Lola”. Śnieg po raz pierwszy zobaczyła w Polsce. Kiedy tylko zaczyna padać, przesyła filmiki do rodzinnego Tajpej.

– Nie polecimy do rodzinki na chiński Nowy Rok – mówi Radosław Atlas z Opola, od 30 lat mąż Loli. – Kiedy córki były małe, to gdzieś cztery razy do roku lataliśmy na Tajwan. Ale jak poszły do szkoły, to wyjazdy trzeba było ograniczyć.

Czasem lecieli też na Święto Księżyca, przypadające mniej więcej na wrzesień. Mniej więcej, bo to święto ruchome, ustalane zgodnie z fazami księżyca.

Jednak najbardziej rodzinnym świętem – także ruchomym – gromadzącym wszystkich krewnych, jest chiński Nowy Rok. Najbliższy przypadnie na przełomie stycznia i lutego, świętowanie zacznie się 21 stycznia.

– Na Tajwanie będzie cały tydzień wolny, bo ludzie muszą z całego świata dojechać – tłumaczy Lola. – I będzie to rok królika.

Nauczyłam się polskich tradycji od nieżyjącej już teściowej. Nie można jeść mięsa, sianko musi być pod obrusem. Pyszne potrawy i bardzo smaczny opłatek. Choinka, te dekoracje, to wszystko jest przepiękne. I cała rodzina razem…

Lola Atlas

Boże Narodzenie po azjatycku. Co urzeka w polskiej tradycji?

Ich starsza córka studiuje biznes w Warszawie. Młodsza chodzi do jednego z opolskich liceów. Oni prowadzą firmy, każde swoją. Ta należąca do Loli to konsultingowa, pomaga w kontaktach z Azją. Ma poważnych klientów, z którymi lata na Daleki Wschód.

– Święta Bożego Narodzenia od dwóch lat spędzamy w rodzinnym gronie. W pensjonacie na odludziu, w Kotlinie Kłodzkiej – mówią Atlasowie. – Wcześniej naprzemiennie członkowie naszej rodziny przygotowywali u siebie Wigilię.

– A rodzinę mam sporą – dodaje Radosław. – Ta najbliższa liczy 20 osób, więc będzie nas na świętach dużo.

Lola uwielbia wigilijne potrawy.

– Nauczyłam się polskich tradycji od nieżyjącej już teściowej. Nie można jeść mięsa, sianko musi być pod obrusem – zachwyca się Lola. – Pyszne potrawy i bardzo smaczny opłatek. Choinka, te dekoracje, to wszystko jest przepiękne. I cała rodzina razem…

Ale we wszystkich podniosłych chwilach, gdzieś chwilami jej myśli umykają na Tajwan.

– W moim domu zawsze pachniało ciastem. Bo mieszkanie jest na piętrze, a na dole była piekarnia i sklep mojego taty – opowiada Lola. – Wszystkie potrawy są na bazie ryżu, jest dużo mleka sojowego i tofu.

Ulatuje myślami do zapachu ciasta ryżowego z rzepą, które robi jej tato. Deserów, do których używa fasoli czerwonej i białej. I świątecznego domu, w którym przy domowych ołtarzykach Buddy tlą się kadzidełka.

Kiedy w Singapurze zaczęło brakować elektroniki, trzeba było poszukać fabryk na Tajwanie i w Chinach. Poleciałem na targi na Tajwan, u kontrahenta od razu wypatrzyłem Lolę. Akurat ze strony naszego dostawcy opiekowała się moją firmą, mieliśmy więc bieżące kontakty biznesowe.

Radosław Atlas

Miłość nie zna granic

On matematyk z Opola, ona absolwentka biznesu z Tajpej. Ich historia wpisana jest w rozwój polskiego wolnego rynku. Kiedy polscy komuniści i opozycjoniści prowadzili rozmowy przy Okrągłym Stole, Radosław Atlas już zakładał firmę. A dwa lata później wyruszył po raz pierwszy do Singapuru, by odpowiedzieć na głód elektroniki polskiego społeczeństwa.

– Kiedy w Singapurze zaczęło brakować elektroniki, trzeba było poszukać fabryk na Tajwanie i w Chinach – wspomina Radosław Atlas. – Poleciałem na targi na Tajwan, u kontrahenta od razu wypatrzyłem Lolę. Akurat ze strony naszego dostawcy opiekowała się moją firmą, mieliśmy więc bieżące kontakty biznesowe.

Potem były kolacje biznesowe i tak to się potoczyło. Lola mówi, że od razu Radek ją zauroczył. To była miłość. I chyba trochę wbrew chińskiej tradycji, gdzie w sprawie męża, jeszcze pokolenie wstecz, kobieta miała najmniej do powiedzenia. Bo to rodziny zajmowały się układaniem małżeństw. Wiele kobiet się z tym godziło, zgodnie z filozofią buddyjską cierpliwie zbierając kapitał na następne lepsze życie.

Dwa lata później Lola z Radkiem przylatuje do Warszawy, gdzie powstał oddział firmy prowadzonej przez Radka.

Po porodzie nie było hotelu

Po kilku latach na świat przychodzą kolejno ich córki, Karolina i Katarzyna. 

- Mają też chińskie imiona, czyli Sajłej i Salin, jedno oznacza kulturę i wrażliwość, a młodszej - kulturę i mądrość – tłumaczy Lola. 

Jakim przeżyciem dla kobiet jest pierwsza ciąża, wiedzą tylko one. Często są pełne strachu, obaw i ulegają przesądom kobiet z poprzednich pokoleń. Polki np. zawieszają czerwone elementy na wózku nowo narodzonego dziecka, nieświadome nawet tego, że ich babki odstraszały tak diabła. To co ma powiedzieć kobieta, która z dala od rodziny, na innym kontynencie, rodzi pierwsze dziecko?

Do dzisiaj w czasie połogu Azjatki nie mogą nic robić i nie zajmują się dzieckiem, bo to rzutuje na całe jej życie i zdrowie. Może to klucz chińskiej medycyny, bo Azjatki nie znają dolegliwości, z którymi borykają się kobiety na zachodzie? 

- Teraz są hotele, w których pielęgniarka zajmuje się cały czas dzieckiem, kiedy mama po porodzie dochodzi do siebie – opowiada Lola. - To na dużą skalę rozwinięty biznes. Kobiety mówią więc do mężów: „Jak mnie kochasz, to nie może być hotel trzy, a pięciogwiazdkowy” – śmieje się Lola. – Ta  opieka jest bardzo ważna, matki z Tajwanu lecą nawet na inny kontynent, żeby pomóc córce, kiedy urodzi dziecko. 

A u nas już w szpitalu matka zajmuje się dzieckiem, więc Lola dokonała kulturowego przeskoku przez kontynent. Mama Loli chciała przyjechać z Tajwanu, żeby jej pomóc po porodzie, ale córka chciała inaczej. Mama przysyłała jej więc zioła z dużą zawartością żelaza, które piją ciężarne Azjatki.

Osoba najstarsza w rodzinie, babcia, prababcia, ma najwięcej do powiedzenia. Żadne spotkanie nie rozpoczęło się, dopóki nie dotarł najstarszy członek rodziny. A kiedy ojciec coś powie, to młodzi z tym nie dyskutują. Człowiek fizycznie może być stary, ale jego mózg zgromadził tak wiele doświadczenia i to są te nasze korzenie. A chińskie powiedzenie mówi, że stary człowiek zjadł więcej soli, niż młody ryżu.

Radosław Atlas

Prababcia ma najwięcej do powiedzenia.

- Oczywiście, córki jeżdżą do dziadków w Tajpej, rozmawiają po chińsku, w dialekcie mandaryńskim, ale rodzice mówią dialektem tajwańskim, więc czasem mogą się nie zrozumieć – opowiada Lola. – Ale z moimi siostrami i swoimi kuzynkami bez problemu się dogadują. Jednak moje córki to Polki – mówi z dumą - które tylko na wakacje wylatują do Azji. 

- Świat na naszych oczach zrobił się uniwersalny, na Tajwanie już wszystko jest prawie po europejsku – dodaje Radosław.

Jak jednak zaznacza, to, co się nie zmieniło i co zaskakuje Europejczyków na Tajwanie (a także w całej Azji), to absolutny szacunek do osób starszych.

- Osoba najstarsza w rodzinie, babcia, prababcia, ma najwięcej do powiedzenia – opowiada Radosław. - Żadne spotkanie nie rozpoczęło się, dopóki nie dotarł najstarszy członek rodziny. A kiedy ojciec coś powie, to młodzi z tym nie dyskutują. - Człowiek fizycznie może być stary, ale jego mózg zgromadził tak wiele doświadczenia i to są te nasze korzenie – tłumaczy Lola. - A chińskie powiedzenie mówi, że stary człowiek zjadł więcej soli, niż młody ryżu.

Szczęści ma kolor czerwony

- Jestem ulubionym zięciem mojego teścia, bo pozostali zięciowie nie piją alkoholu - śmieje się Radosław. - Niby na wigilię chińskiego Nowego Roku nie powinno się pić alkoholu, ale po kolacji teść wyjmuje swoją magiczną buteleczkę. Alkohol na bazie ryżowej wódki z dodatkiem charakterystycznych ziół, ogólnie dziwny smak dla Europejczyka. Młodzi tego nie piją, jeśli już, to po europejsku piwo lub wino. Ale dominującym napojem jest herbata. 

- A kobiety u nas w ogóle nie piją i nie palą – dopowiada Lola. – Ja zaczęłam pić alkohol dopiero w Polsce, ale raczej symbolicznie. Na chińskie święta dom dekoruje się czerwonymi szarfami, na drzwiach wiesza wizerunek bóstwa łapiącego wszystkie złe duchy. Na dużym pojemniku z ryżem przyklejany jest też wizerunek bóstwa, które ma zapewnić dostatek.

- Wszystko musi być czerwone, żeby zapewnić szczęście – podkreśla Lola. Cztery oznacza śmierć A co do potraw, to nie ma znaczenia, ile ich będzie, ważne, jak się nazywają.

- U Chińczyków bardzo ważna jest symbolika – tłumaczy Radosław. - Niektóre chińskie nazwy potraw są zbliżone do nazw złota, rodziny, wtedy taka potrawa staje się jednocześnie życzeniem noworocznym. A fakt, że nie ma nigdzie czwartego piętra, wynika też z tego, że cztery brzmi podobnie jak śmierć. Dlatego nawet w hotelach pomija się czwarte piętro, to znaczy fizycznie jest, ale nie ma go w numeracji. Jest trzecie, a potem piąte. Nawet na zdjęciach nie powinny stać cztery osoby. 

Jestem ulubionym zięciem mojego teścia, bo pozostali zięciowie nie piją alkoholu. Niby na wigilię chińskiego Nowego Roku nie powinno się pić alkoholu, ale po kolacji teść wyjmuje swoją magiczną buteleczkę. Alkohol na bazie ryżowej wódki z dodatkiem charakterystycznych ziół, ogólnie dziwny smak dla Europejczyka. Młodzi tego nie piją, jeśli już, to po europejsku piwo lub wino. Ale dominującym napojem jest herbata. 

Radosław Atlas

Podobnie jest z zegarem ściennym, którego chińska nazwa brzmi jak koniec życia, więc nigdy nikomu nie daje się takiego prezentu.

- Coraz mniej ludzi zwraca na to uwagę, ale w Wigilię Nowego Roku to tradycja, którą lepiej zachować – stwierdza Lola. - Nikogo nie trzeba zmuszać do jedzenia, bo zjedzenie poszczególnych potraw gwarantuje dostatek, szczęście, czy zdrowie. Nie dajemy prezentów, tylko czerwone koperty tym, którzy nie pracują, czyli dzieciom i wiekowym rodzicom. I składa się rodzicom życzenia. Ci, co pracują, nie dostają kopert z pieniędzmi, bo byli obdarowywani jako dzieci, a kiedy przestaną zarabiać, będą znowu obdarowywani. 

Tradycyjną potrawą jest wytrawne ciasto ryżowe z rzepą, które przygotowuje się kilka dni. Kilka dni przygotowuje się także ciastka ryżowe z brązowym cukrem i fasolą. 

- Rzepa symbolizuje wzrost kariery coraz wyżej – wyjaśnia Lola. – A czerwona fasola w Azji jest używana tylko do deserów. To są potrawy wykorzystywane do ceremonii ofiarowania Buddzie, które można złożyć w świątyni, albo przy ołtarzyku w domu. Tak dziękujemy, że zakończył się rok i prosimy o dobry następny. 

Lola w Polsce nie obchodzi Chińskiego Nowego Roku, ale tęskni za nim. Kulturowo jest buddystką, ale poznała też chrześcijańską ewangelię, w liceum w Tajpej.

- To dla mnie było wyjątkowe doświadczenie – przyznaje. - Bo człowiek może się zwracać bezpośrednio do Boga, nawet jest modlitwa o dobrego męża czy dobrą żonę – to śmieszy Lolę. – W ogóle religia to coś dobrego, dzięki niej można być dobrym człowiekiem i czuć harmonię. I trzeba zrobić skok przez kontynent, żeby przekonać się, jak ludzie są do siebie podobni.

Tekst pochodzi z "Tygodnika O!Polska" i serwisu opolska360.pl


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama