„IO” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego to jeden z faworytów do Złotych Lwów i polski kandydat do Oscara. To film, który ma nietypowego bohatera. Jest nim osiołek. I to jego oczami oglądamy świat.
Jerzy Skolimowski mówi, że razem z Ewą Piaskowską - współautorką scenariusza, chcieli od dawna zrobić film, w którym jedną z ról grałoby zwierzę.
- Przypuszczaliśmy, że będzie to pies, bo mamy spore doświadczenie z psami. Zawsze były w naszym życiu. Problemem jest to, że zrobiono już tak wiele filmów z nimi w roli główniej, a niektóre z nich ocierały się o kicz, że mieliśmy wątpliwości.
Zdecydowano się na osiołka. Pomysł przyszedł im do głowy na Sycylii, gdzie spędzają od kilku lat każdą zimę. I tam natrafili na żywą szopkę w jednej z miejscowości na zachód od Palermo.
- Nad morzem stoi wielka góra, a w tej górze jest ogromna grota. I na samym końcu tej groty dochodzi się do stajenki, która jest stajenką betlejemską. Święta rodzina jest tam otoczona mnóstwem żywych zwierząt. Kury gdaczą, gęsi syczą, owce beczą. Jest ogromny byk z wielkimi rogami, obok niego potulnie stoi krowa. Ale gdzieś zupełnie z boku, jakby trochę odizolowany od reszty stał osioł. I on na nas zrobił kolosalne wrażenie. Przez fakt, że właściwie nie uczestniczył w tym ogólnym zwierzęcym rozgardiaszu. Nie reagował kiedy kura przelatywała mu tuż nad głową, nie porykiwał, nie tupał kopytkami i tylko stał i spokojnie na to wszystko patrzył melancholijnym wzrokiem. Jak gdyby to wszystko oceniał w jakiś szczególny, ośli sposób. Porozumieliśmy się z Ewą wzrokiem, że to jest zwierzę, na które można byłoby patrzeć na ekranie bardzo długo, ponieważ jest coś fascynującego w tym jego wycofaniu, spokoju, a jednocześnie w tej intensywności jego istnienia. I tak narodził się bohater filmu – opowiadał Skolimowski.
Na planie było kilka osłów, które grały jednego.
- Gdybym miał warunki to adoptowałbym osła jako zwierzę domowe. Jest uroczy. Słodziak, jak to się mówi – dodał reżyser.
Gustaw Holoubek przestrzegał kiedyś Andrzeja Seweryna, żeby nigdy nie grał ze zwierzętami i dziećmi, bo one kradną show. I coś w tym jest.
Mimo, że w „IO” występują aktorzy, to my jednak patrzymy głównie na osiołka i inne zwierzęta, które się w tym filmie pojawiają i są filmowane z dużą czułością, a czasami z jeszcze większym dramatyzmem.
Sandra Drzymalska, aktorka pochodząca z Wejherowa, która w „IO” zagrała cyrkówkę w „IO”, która opiekuje się osiołkiem.
- Jak zobaczyłam osiołka, zakochałam się w nim. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
To było coś niesamowitego. Bo ja z tymi osłami, które pojawiły się na planie, musiałam nawiązać relację. Starałam się podchodzić do nich z ogromną czułością i odpowiedzialnością. Ale wiedziałam też, że one są moimi partnerami. A ja uważam, że aktorstwo polega właśnie na partnerstwie. To była wielka sztuka improwizacji. Bo nie mogłam się nastawić, że za zagram sobie coś w tej scenie i ta scena będzie moja. To zawsze była scena osiołka. I do niego trzeba było się dopasować - mówiła aktorka.
Napisz komentarz
Komentarze