Do sądu skierowano akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W., zabójcy prezydenta Pawła Adamowicza. Pan długo na to czekał.
Prawie trzy lata i przyznam, że nie wiem, jak ten fakt skomentować – dyplomatycznie, czy mówiąc wprost. Posłużę się więc sarkazmem. Chciałbym pogratulować Zbigniewowi Ziobro - ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu niezmiernie udanej reformy sprawiedliwości, która każe czekać na akt oskarżenia aż prawie trzy lata. Ten mój sarkazm jest uprawniony. Bo przypomnę, że Anders Breivik, który zamordował kilkadziesiąt osób również na oczach wielu ludzi, został postawiony przed sądem i osądzony w ciągu 12 miesięcy. A przechodząc do bliskiej ekipie rządzącej II Rzeczpospolitej, Niewiadomski zamordował prezydenta Narutowicza 16 grudnia 1922 r. i został skazany po kilkunastu dniach.
Jakie uczucie towarzyszyło panu po usłyszeniu, że ten akt oskarżenia już jest?
Uczucie pewnej ulgi. I tylko tyle, gdyż zakończył się pewien etap dochodzenia do prawdy. Bo przecież wiadomo, że proces nie rozpocznie się tak szybko i potrwa długo ze względu na rangę sprawy i okoliczności. Nie czytałem jeszcze aktu oskarżenie i nie wiem, jaką liczbę świadków wnioskowała do przesłuchania prokuratura. Przypuszczam, że to będzie znacznie więcej, niż sto osób. Można więc sobie wyobrazić, jak długo to potrwa. A do tego dochodzą jeszcze okoliczności związane z pandemią, które także mogą wpłynąć na czas trwania procesu.
Pan chce procesu publicznego.
Bo ta zbrodnia, a faktycznie egzekucja, była publiczna. Na własne oczy widziało ją kilka tysięcy osób zgromadzonych wówczas przy scenie na Targu Węglowym. A za pomocą telewizji oglądały to na żywo dziesiątki tysięcy Polaków. Poza tym wiem, że nie tylko naszej rodzinie zależy na poznaniu pełnej prawdy, również takiej kim jest morderca, jakie ma poglądy polityczne, kto jest dla niego autorytetem, jakich ma idoli, jaki jest jego ulubiony minister w rządzie Mateusza Morawieckiego, kogo widzi jako dyktatora Polski itd. Dlatego zaapelowałem, żeby ze względu na publiczny charakter tej zbrodni proces także był publiczny, bez wyłączenia jawności.
Wystąpi pan w procesie jako oskarżyciel posiłkowy. Na czym ta rola będzie polegała?
Przede wszystkim muszę wnikliwie przestudiować akt oskarżenia i przejrzeć ponad 40 tomów akt. Ale nawet wtedy bez konsultacji z mecenasem Jerzym Glancem nie będę mógł dokładnie odpowiedzieć, na czym będzie polegała moja rola w procesie. Nie mogę ujawniać tego, co mogłaby wykorzystać druga strona, czyli obrona Stefana W.
Dopiero teraz wyszła na jaw informacja o tym, że Stefan W. wysłał list do bliskich prezydenta Adamowicza. Pan też taki list otrzymał.
Ponad rok temu, ale nie nagłaśniałem tego. Podszedłem do tej korespondencji niezwykle ostrożnie.
Dlaczego?
Mam pewne doświadczenia więzienne jako internowany w stanie wojennym. Potem przez wiele lat będąc dziennikarzem czytałem akta sądowe i wiem jak postępują więźniowie. Niektórzy z nich w więzieniu stają się samoukami, dokształcają się w podstawach kodeksu karnego, kodeksu postępowania karnego. Studiują wyroki po to, żeby wykorzystać pewne kruczki we własnej sprawie, żeby coś ugrać.
Wiadomo, że Stefan W. jest takim samoukiem. To bez wątpienia człowiek inteligentny, w pewnym zakresie oczytany. Z moich informacji wynika, że doszkalał niektórych więźniów w tym, jak udawać różne choroby, także psychiczne, jak wykorzystywać prawo itd. Dlatego nie ujawniałem tego listu, ponieważ uznałem, że jego deklaracje nie są wiarygodne. Podejrzewam, że to może być element strategii obliczonej, na przykład, na ocieplenie jego wizerunku.
Napisz komentarz
Komentarze