Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wszyscy jesteśmy podejrzani. Pokusa kontroli, której żadna władza się nie oprze

Nie uspokajają mnie deklaracje, że nie dojdzie do nadużyć. Działania urzędów będą poza jakąkolwiek kontrolą. Jeśli jakikolwiek organ ma potencjalne możliwości, to prędzej czy później z nich skorzysta. Także niewykluczone, że w stosunku do osób, wobec których nie będzie podejrzeń - mówi mec. Maciej Urbański, gdyński adwokat, specjalista ds. gospodarczych i bankowych.
(fot. Krzysztof Ignatowicz | Zawsze Pomorze) 

Od niedawna dni Urzędy Skarbowe mogą żądać od banków informacji o stanie konta każdego obywatela. Czy nie jest to niebezpieczne?
Przedstawiciele resortu finansów uspokajają, że podatnicy nie muszą się obawiać o nadużycie wprowadzonej zmiany.

Na pewno?
Może najpierw powiem, na czym ta zmiana polega. Dotychczas organy skarbowe mogły zajrzeć na konto osoby fizycznej i zażądać od banku pewnych informacji tylko wtedy, gdy osoba ta była podejrzana w postępowaniu podatkowym. Od 1 lipca wprowadzono obowiązek podania przez bank informacji na temat stanu finansów każdej osoby, niezależnie od jej statusu. To powoduje, że organy skarbowe mają większe uprawnienia, niż prokurator, który zanim wystąpi do banku o informacje, musi wykazać, że dotyczą one konta osoby podejrzanej. Organy skarbowe nie muszą tego robić. Poszerzono też o wszystkich naczelników urzędów skarbowych krąg osób, które mogą występować o takie informacje.

Po co im to?
Organy skarbowe tłumaczą, że usprawni to ich pracę. Jest to jednak słaby powód, gdyż interesy fiskusa były już wcześniej dobrze chronione. Są już przepisy przeciwdziałające praniu "brudnych pieniędzy", które dają możliwości zapobiegania negatywnym zjawiskom typu terroryzm czy przestępczość zorganizowana. Dlatego zmiany budzą poważny niepokój. Mogę nie negować, że grupa, która stała za daniem fiskusowi obecnych uprawnień, miała szczytne intencje. Zamierzali usprawnić pracę, uszczelnić system i stosować nowe prawo wobec osób, które popełniają przestępstwa lub wykroczenia skarbowe. Jednak przepisy te dają ogromne możliwości organom skarbowym, które bez żadnej kontroli mogą sprawdzać przepływy na kontach i historie operacji każdego, kogo tylko zechcą. I jeśli do 1 lipca sprawdzano konta tylko podejrzanych, to można pokusić się o twierdzenie, że od tego dnia podejrzanym stał się każdy z nas.

Wszyscy jesteśmy podejrzani?
Niestety, tak. I nie uspokajają mnie deklaracje, że nie dojdzie do nadużyć. Działania urzędów będą poza jakąkolwiek kontrolą. Jeśli jakikolwiek organ ma potencjalne możliwości, to prędzej czy później z nich skorzysta. Także niewykluczone, że w stosunku do osób, wobec których nie będzie podejrzeń. Przepisy powinny być na tyle precyzyjne, że nie mogą pozostawać do uznania organów skarbowych i liczenia na to, że ktoś porządny, bez złych intencji, będzie się tym zajmował. Pamięta pani film "Układ zamknięty"? Może się zdarzyć zły naczelnik Urzędu Skarbowego, który nagle dostanie instrument pozwalający badać rachunki bankowe osoby, której należy zaszkodzić. W urzędach pracują ludzie, ze swoimi zaletami i, niestety, wadami. Władza też może mieć pomysły na wykorzystanie tego narzędzia.

Niedawno szerokim echem odbiło się wprowadzenie tzw. rejestru ciąż, a w kwietniu Dziennik Gazeta Prawna poinformowała, że rząd tworzy gigantyczną bazę danych o Polakach. Będą one pochodzić m.in z rejestru PESEL, Krajowej Ewidencji Podatników, stanu cywilnego, ministra pracy, z ZUS i KRUS, NFZ, systemu informacji w ochronie zdrowia, rejestrów oświatowych. Wystarczy tylko podać PESEL Kowalskiego, a już będzie wiadomo, że nie płaci on alimentów, żyje w konkubinacie, ma debet na koncie i choruje na prostatę. Czy dobrze rozumiem, że władza chce wiedzieć o nas wszystko?
Jest to częścią szerszego procesu wkraczania w sferę prywatności przez organy władzy. Przy czym słyszymy uzasadnienie, że dzieje się tak dla dobra obywateli, aby bronić ich przed przestępcami i niekorzystnymi zjawiskami. Podobna dyskusja przetacza się przy stosowaniu podsłuchów przez policję i prokuraturę. Zderza się tu prymat legalizmu, czyli zapewnienia powszechnego bezpieczeństwa i porządku, z zarzutem ograniczenia prywatności obywatela. Widać zakusy policji i prokuratury, by gromadzić jak najwięcej materiałów z podsłuchu. Jest to ewidentne wkraczanie w sferę prywatności.

Organy skarbowe tłumaczą, że usprawni to ich pracę. Jest to jednak słaby powód, gdyż interesy fiskusa były już wcześniej dobrze chronione. Są już przepisy przeciwdziałające praniu "brudnych pieniędzy", które dają możliwości zapobiegania negatywnym zjawiskom typu terroryzm czy przestępczość zorganizowana. Dlatego zmiany budzą poważny niepokój.

Maciej Urbański / adwokat

I nic z tym nie można zrobić?
Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, organy europejskie walczą, żeby środki bezpieczeństwa zostały ograniczone, gdyż mogą obrócić się przeciw obywatelom. Proszę zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko - megabaza danych ma być wprowadzona na poziomie Ministerstwa Cyfryzacji. Czyli nie będzie to badane przez naszych przedstawicieli, zasiadających w Parlamencie. Zwykłe rozporządzenie w zasadzie będzie pozbawione kontroli społeczeństwa. I to musi budzić sprzeciw, gdyż powstanie platformy, która będzie wiedziała tak dużo o obywatelach, zostanie tak naprawdę pozbawione kontroli posłów. W tym momencie jednak muszę wrzucić kamyczek do ogródka zwanego Sejmem. Wie pani w jaki sposób wprowadzono przepis rozszerzający prawa organów skarbowych do badania kont wszystkich obywateli? Zrobiono to chyłkiem, z okazji wprowadzenia przepisów podatkowych, zwanych Polskim Ładem. Na początku tego przepisu nie było i w pewnym momencie ktoś to zgłosił. Nastąpiła typowa "wrzutka" legislacyjna. I chyba nikt na etapie uchwalania przepisów Polskiego Ładu nie zauważył, że pojawiła się mała zmiana w ustawie o Krajowej Administracji Skarbowej, gdzie słowo "podejrzany" zastąpiono "osobą fizyczną". Polski Ład był ogromnym zakresem ustaw, przepisów i to zwyczajnie przeszło. Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił uwagę, że był to niewłaściwy sposób wprowadzania zmian. Taka zmiana powinna zostać uzasadniona i należało ją przedyskutować. Mam więc pytanie do posłów - dlaczego im to umknęło? Może warto byłoby prześledzić kto był inicjatorem tej zmiany? Kto to zgłosił? Jak uzasadnił? Dlaczego posłowie nie zauważyli doniosłości tej zmiany? Jest to bardzo niepokojące. Dziś zmianę w ustawie o KAS krytykują posłowie opozycji, ale gdzie oni byli, gdy odbywało się głosowanie?

 

(fot. materiał prasowy) 

Sam pan mówił, że zmiana była niewielka.
Stawiam tezę, że ktoś świadomie chciał ją ukryć. Jednak zadaniem posłów było wychwycenie tego. Za to biorą pieniądze i korzystają z niemałych przywilejów. Powinni mieć ekspertów, którzy zwróciliby uwagę, że wprowadzane przepisy podatkowe mogą funkcjonować bez tych zmian. Może warto na podstawie tej sytuacji zadać też parę pytań, które na przyszłość uczulą posła, który zgodził się - zapewne po prośbie ze strony jakiegoś urzędnika - na wrzucenie do projektu "drobnej" korekty. Niech sprawdzi, dlaczego tę ustawę "poprawiono" przy okazji innych ustaw. Bez możliwości przedyskutowania. Dziś także, poza kontrolą posłów, próbuje się wprowadzić platformę wiedzy o każdym Polaku. Jeśli ma to być dla dobra obywateli, to dlaczego obywatele - poprzez swoich przedstawicieli w Parlamencie - nie mogą tego skontrolować? To powinno stawiać pytanie o intencje osób wprowadzających zmiany.

Zakładamy, że intencje nie są czyste?
Widoczne jest zjawisko nieufności wobec państwa i jego organów. Być niektóre z tych przepisów nie są najgorsze i w państwie demokratycznym, cieszącym się zaufaniem obywateli, wprowadzenie rejestru ciąż czy też przepisów rozszerzających działanie organów skarbowych nie wzbudziłoby protestów. Gdyby nie zamieszanie wokół wyroku TK i polaryzacja społeczna, zbieranie medycznych informacji o przebiegu ciąży spełniłoby jakieś swoje działanie medyczne. Ale u nas jest tak zachwiane poczucie zaufania do państwa, że każe nam się bać tych przepisów, wątpiąc w dobre intencje. I się przed nimi bronić. Przyznam, że mówię to z przykrością.

Rozwój nowych technologii budzi niesamowitą pokusę, gdyż daje to nieskończone możliwości wpływania na procesy społeczne W skali mikro i makro. Jeśli jest techniczna możliwość stworzenia platformy zawierającej kompendium wiedzy o obywatelach, to jaka władza się temu oprze? Moim zdaniem, żadna.

Maciej Urbański / adwokat

Jaką mamy szansę obrony przed ingerującym w nasze życie prawem?
Pewną ochronę dają nam sądy, a także organizacje, które starają się monitorować poczynania władzy, albo takie organy jak Urząd Ochrony Danych Osobowych. Uważam jednak, że już po wprowadzeniu przepisów, trudno jest z nimi walczyć. Można to poddać ochronie sądowej lub innej, ale stanie się to już po wkroczeniu w naszą sferę prywatności. Dlatego łatwiej jest takich przepisów nie wprowadzać lub wprowadzać je pod bardzo dużą kontrolą społeczną. Musi to być przepis rangi ustawowej, nie rozporządzenie ministra. Zaś posłowie powinni oprzytomnieć i wiedzieć za czym głosują.

Chyba jednak nie każdy obywatel widzi w tego typu działaniach zagrożenie? W końcu łapią złodziei...
I nie ma się co dziwić. Dla większości jest to rzecz nie do zauważenia. Dopiero kiedy dotknie to konkretną osobę, odczuje ona skutki pełzającego procesu zabierania prywatności. Niemniej nie wymagam od każdego Kowalskiego, by śledził zmiany, rozumiał ich skutki prawne - nie raz mało czytelne nawet dla fachowców - i protestował przeciwko nim. Jednak po to tenże Kowalski płaci podatki, m.in. na posłów, by jego przedstawiciele nad tym czuwali i reagowali. Bo skutki tychże zmian mogą kiedyś dotknąć albo pana Kowalskiego, albo jego bliskich, dzieci, wnuki. Pojedynczy przepis nie budzi emocji. W pewnym momencie jednak obudzimy się w systemie oplatających przepisów, które ograniczą naszą prywatność. Tylko w naszej rozmowie wspomnieliśmy o czterech przypadkach - megabazie danych, wrzutce skarbowej, podsłuchach i o rejestrze ciąż. Można sobie wyobrazić sześćdziesięciolatka, który mówi: co mnie obchodzi ciąża, nigdy nie miałem zatargów z prawem, więc nikt nie będzie mnie podsłuchiwał, a na koncie mam tylko niewielkie oszczędności. I w ogóle nie mam nic do ukrycia. Jednak w pewnym momencie może to odczuć jego rodzina. A jak rodzina, to i on.

Możemy liczyć, że kiedyś większość parlamentarna zmieni te niebezpieczne zapisy?
Wie pani, czego się boję? Dziś opozycja krytykuje kolejne próby ograniczania naszej prywatności. Ale kiedy już taka opozycja dochodzi do władzy, bardzo niechętnie wraca do stanu sprzed większych kompetencji. Każda władza lubi mieć przepis, który daje jej większe możliwości. No bo może nam się to przyda? A przecież jesteśmy lepsi od poprzedników, więc nie będziemy swoich praw nadużywać. I nie jest to tylko polski problem. Na całym świecie widać próby wkraczania władzy w prywatność obywateli w coraz większym zakresie. Rozwój nowych technologii budzi niesamowitą pokusę, gdyż daje to nieskończone możliwości wpływania na procesy społeczne W skali mikro i makro. Jeśli jest techniczna możliwość stworzenia platformy zawierającej kompendium wiedzy o obywatelach, to jaka władza się temu oprze? Moim zdaniem, żadna.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama