„Organizacje społeczne. To działa” – to prowadzona od trzech lat kampania, w którą zaangażowało się kilkadziesiąt różnorodnych organizacji społecznych. Jej celem jest pokazanie, co robią tysiące działających w Polsce fundacji, stowarzyszeń i grup nieformalnych i jaki to ma wpływ na życie każdego i każdej z nas. W tym roku szczególnie skupiliście się na aktywizmie pokolenia Z, czyli osób mniej więcej w wieku 16-25 lat.
Dorota Setniewska: Tak. W kampanii Gen Z #ToDziała (www.todziala.org) chcemy prezentować, co osoby z tego pokolenia już zrobiły: projekty, pomysły, które realizują. A jednocześnie staramy się zainspirować i przyciągnąć osoby, które jeszcze nie są aktywne społecznie, choć konkretne tematy są ważne także dla nich. Zachęcamy je więc, by te „przećwiczone” już przez nas projekty próbowały zrealizować u siebie: w szkole, w miejscowości, na osiedlu. Są to pomysły niewymagające nakładów finansowych. Na koniec roku powstanie na tej podstawie katalog takich bardzo prostych instrukcji do naprawiania świata. Instrukcje będą pogrupowane w tematy i każdy, kto czuje, że jakaś sprawa jest dla niego ważna, będzie mógł taki „katalog” na stronie internetowej przejrzeć, wybrać coś dla siebie i to zrobić. A potem, być może, rozwinąć ten aktywizm – przejść od takiego prostego pomysłu, do czegoś większego.
Jakimi tematami się zajmujecie?
Emilia Kaczmarek: Jest pięć głównych tematów: klimat, edukacja, prawa zwierząt, zero waste oraz – najświeższa sprawa, o której wcześniej nie myśleliśmy – wsparcie dla osób z Ukrainy. W przypadku tematu zero waste jednym z takich prostych, a zarazem przyjemnych pomysłów jest zrobienie wymiany ubrań: na szkolnym korytarzu, w domu kultury, gdziekolwiek. My pokazujemy jak coś takiego od A do Z przeprowadzić. Żeby pamiętać o lustrze, o wieszakach, o odpowiedniej promocji takiego wydarzenia. Stowarzyszenie Otwarte Klatki pokazuje kilka pomysłów na to, jak zrobić nietypową zbiórkę na cele związane z ochroną praw zwierząt. Można na przykład zorganizować imprezę karaoke, na której każdy, kto chce zaśpiewać, musi wrzucić do puszki jakiś datek. Albo jak zorganizować śniadanie roślinne. A w przypadku szkoły – jak tę szkołę próbować zmieniać od środka, żeby była lepsza, przyjaźniejsza.
Takim mocno zaawansowanym projektem związanym ze szkołą jest Akcja Menstruacja.
Emilia: Akcja Menstruacja to jest projekt, który założyłam kiedy miałam 18 lat. Kiedy zaczynałyśmy, naszym celem było pokazanie, że problem ubóstwa menstruacyjnego istnieje. Organizowaliśmy pierwsze akcje pomocowe. W tej chwili, po czterech latach, jesteśmy w ponad 500 szkołach w całej Polsce, w których zapewniamy – w szkolnych łazienkach – dostęp do podpasek i tamponów. Każda osoba, która jest zainteresowana współpracą z nami może do nas napisać. My, za pomocą poradnika przeprowadzimy, krok po kroku, jak wdrożyć takie działania w szkole. A jednocześnie zapewniamy wszystkie materiały, czyli to nie jest tak, że trzeba mieć swoje fundusze. Ale, jeśli ktoś ma ambicje, żeby zrobić to samodzielnie, w poradniku znajdzie też instrukcję jak pozyskać pieniądze od rodziców, czy jak zorganizować zbiórkę. Dzięki temu dajemy możliwości, różnym osobom, w różny stopień zaangażowania się, dalej szerząc ideę, żeby podpaski i tampony były dostępne w toalecie.
Ile osób jest objętych tą pomocą?
Emilia: Nie jestem w stanie podać dokładnej liczby, bo to się bardzo dynamicznie zmienia, ale przy około 500 szkołach, można mówić o ponad 100 tys. osób, które mają dostęp do produktów menstruacyjnych.
Dorota: I to jest dowód na to, że każda taka pojedyncza inicjatywa jest cenna, bo finalnie składa się na masę krytyczną. Innym pomysłem związanym ze szkołą i szukaniem przez młode osoby miejsca dla siebie jest to, co zrealizowali uczniowie i uczennice ze starszych klas podstawówki, z Lisewa Malborskiego. Nie miały one miejsca na spotkania. W efekcie poszukiwań udało się u nich w szkole urządzić taką trochę warsztatownię, trochę kawiarnię. Zorganizowali to sami od początku do końca, mają do tego miejsca klucze, mogą tam robić, co tylko im przychodzi do głowy i faktycznie to miejsce tętni życiem. Osoba, która w tym uczestniczyła opowiada w naszych social mediach jak oni to zrobili, na co należy zwrócić uwagę i co jest ważne w takim projekcie.
PRZECZYTAJ TEŻ: Gdańsk Miastem Równości. Nowe spoty, bilbordy i kampania miasta
Emilia: Lisewo zorganizowało też kawiarenkę na rzecz osób z Ukrainy i zbierało pieniądze w ramach szkolnego kiermaszu z jedzeniem na pomoc osobom uciekającym przed wojną. Pokazali, i to przy małym zaangażowaniu, bo gofry czy tam toasty jest w stanie zrobić każdy, że można dołożyć swoją cegiełkę do tego, żeby komuś pomóc. Nie trzeba do tego mieć niesamowitych zasobów i wielu lat doświadczenia, tylko można po prostu zacząć w dowolnym momencie
Generacja Z jest bardziej nastawiona na aktywizm społeczny, niż starsze pokolenia?
Dorota: Badania, które dzielą nas wszystkich na pokolenia, pokazują kilka rzeczy, które są charakterystyczne dla generacji Z, a więc młodych osób wchodzących właśnie w dorosłość. To jest pokolenie, które jest zaniepokojone tym, co się dzieje na świecie, martwi się o przyszłość. Co zresztą jest oczywiste, chociażby z powodu katastrofy klimatycznej. Ale jednocześnie mocno wierzą w to, że są pokoleniem, które to może zmienić.
Emilia: Większość moich znajomych jest w coś zaangażowana. Pytanie, jakie sobie stawiamy to nie: „czy byłeś na proteście?”, tylko: „na jakim proteście byłeś?”. Każdy ma coś dla siebie, jakąś sprawę, o którą walczy.
Dorota: Istotnym rysem akcji Gen Z jest to, że jest skierowana na działanie zespołowe. To są wszystko właściwie pomysły, które trzeba realizować w grupie. Pojedynczo się nie da. Więc jeżeli znalazłyby się grupy, które byłyby zainteresowane, to bardzo zachęcamy do kontaktu przez media społecznościowe czy e-mail: [email protected]. Służymy wsparciem, choćby mentorskim, czyli kontaktami z osobami, które już coś takiego zrobiły i mogą podpowiedzieć różne rzeczy.
Kiedy nauczyciel idzie do dyrekcji z jakimś pomysłem, to dużo łatwiej jest ją przekonać, niż kiedy idą sami uczniowie. Dlatego rekomendujemy młodym osobom, które się do nas zgłaszają, żeby zaczynały od szukania sojusznika wśród osób dorosłych.
Emilia Kaczmarek / kampania Gen Z # ToDziała
Mentorstwo w grupie rówieśniczej?
Dorota: Tak. Ja sama nie będąc z generacji Z, występuję tu tylko w roli koordynatorki, bo założenie jest takie, że to rówieśnicy mówią do rówieśników, rówieśniczki mówią do rówieśniczek. Chodzi o czerpanie doświadczenia od kogoś, kto jest z tego samego pokolenia.
Emilia: Dajemy przestrzeń do tego, żeby pokazać, że młodzi ludzie są w stanie zrobić bardzo dużo i są w stanie łączyć swoją działalność społeczną ze szkołą, sesją, nastoletnim czy dwudziestoletnim życiem, które bywa dość trudne. A dając im przestrzeń w mediach, budując dla nich platformę, wzmacniamy ich sprawczość i pokazujemy, że to, co robią jest ważne i jest zauważane. Działania młodych nie zawsze są traktowane poważnie, właśnie dlatego, że są młodzi. Sama mam takie doświadczenia. Kiedy zaczynałam miałam 18 lat i jak szłam rozmawiać z jakimiś poważnymi ludźmi, to bałam się, żeby mnie nie zapytali o wiek, bo wiedziałam, że jeśli to zrobią, to już nic z tego nie będzie. Dlatego moi znajomi mieli taką taktykę, że chodzili na spotkania z osobą starszą, facetem z brodą w okularach, żeby im dodawał powagi.
Ale czy nie jest tak, że ageizm, czyli dyskryminacja ze względu na wiek, działa w obie strony?
Emilia: Podczas naszej debaty na temat aktywizmu generacji Z wyszło, że kluczowa jest właśnie współpraca międzypokoleniowa. Nie chodzi o to, żeby się nawzajem obrzucać oskarżeniami, mówić to wy, boomerzy, zepsuliście nasz świat. Na co starsze pokolenie odpowiada, że teraz wszystko w naszych rękach i musimy sami posprzątać. Nie, chodzi o to, żebyśmy się nawzajem od siebie uczyli, nawzajem od siebie czerpali, bo mamy sobie nawzajem dużo do zaoferowania. Tylko trzeba się przełamać i postawić na współpracę i partnerstwo.
PRZECZYTAJ TEŻ: Święto aktywnych obywateli w Gdańsku
A jak to wygląda w praktyce w szkołach? Kiedy pojawia się grupa aktywistów z pomysłem, to nauczyciele reagują z entuzjazmem, czy wręcz przeciwnie?
Emilia: To zależy. Każda szkoła jest inna. W każdej są wspaniali pedagodzy, i ci mniej wspaniali. Jeżeli wśród nauczycieli jest sojusznik, jest dużo łatwiej. Kiedy nauczyciel idzie do dyrekcji z jakimś pomysłem, to dużo łatwiej jest ją przekonać, niż kiedy idą sami uczniowie. Dlatego rekomendujemy młodym osobom, które się do nas zgłaszają, żeby zaczynały od szukania sojusznika wśród osób dorosłych. Ale nie zawsze jest to możliwe. Bardzo podziwiam takie osoby, które robią to same. Jakiś czas temu głośna była sprawa dziewczyny, która w kampanii wyborczej do samorządu szkolnego mówiła, że chciałaby wprowadzić skrzynki menstruacyjne w swojej szkole i napisała o tym na swoim plakacie. Dostała z tego powodu wezwanie do dyrekcji, gdzie dowiedziała się, że ma się wycofać z tej kampanii, że takie plakaty są nie do zaakceptowania, że jak w ogóle mogła to napisać?
To była jakaś mała miejscowość?
Emilia: Nie, Warszawa. Interweniowałyśmy wtedy w tej sprawie i skończyło się to dobrze, bo zrobił się szum medialny. Takie sytuacje są częste, szczególnie w małych szkołach, w bardziej konserwatywnych miejscowościach. Chociaż to nie jest reguła. Mamy u siebie bardzo dużo szkół z małych miejscowości, i w tych małych szkołach często i dyrekcja, i nauczyciele to po prostu widzą, że te podpaski znikają, że uczennice z tego korzystają, że nasza pomoc jest potrzebna. Pamiętam taką sytuację z Podhala, z technikum gastronomicznego. Uczennice musiały tam kupować z własnych pieniędzy produkty do gotowania na lekcjach. I wiele z nich stawało przed dylematem: kupić to jedzenie, czy podpaski i opuścić lekcje. Teraz, tylko, dlatego, że my działamy, one mogą się na tych lekcjach pojawiać. Więc tak naprawdę, to nie jest jakiś ideologicznie kontrowersyjny pomysł, żeby zapewniać ludziom dostęp do środków menstruacyjnych, ale – niestety – budzi to wciąż negatywne skojarzenia. Wracając do pytania o otwartość szkół na współpracę: myślę, że coraz więcej szkół jest otwartych, a z drugiej strony muszą uważać, bo obecne władze nie są zbyt przyjazne organizacjom pozarządowym w szkołach. Lex Czarnek nie przeszło, ale zawsze może wrócić.
PRZECZYTAJ TEŻ: Ruszaj w drogę na Malbork i Powiśle. Startuje kampania promocyjna
Już wraca. Pod pozorem ustawy o pomocy Ukrainie przywraca się kuratorom kontrolę nad dyrekcjami.
Dorota: Nawet kiedy pojawił się sam projekt ustawy, organizacje, z którymi pracujemy mówiły, że – bez względu na to, jakimi tematami się zajmują – wyczuwają bardzo duże usztywnienie ze strony dyrekcji szkół. Osoby, które kierują taką placówką nie wiedzą czy mogą kontynuować współpracę, czy mogą zaprosić organizację, czy nie będzie z tego jakichś konsekwencji. Można więc powiedzieć, że to ograniczenie już działa. Natomiast to, co bardzo pomaga i otwiera szkoły, to przykłady efektów takiej współpracy w innych miejscach. Jeżeli widać, że w innej szkole coś wyszło i było super, to inni chętniej realizują to też u siebie. W tym naszym projekcie pokazujemy bardzo konkretne rzeczy, które się wydarzyły, w bardzo konkretnych miejscach. To otwiera drzwi na realizację podobnych pomysłów gdzie indziej.
Emilia: A szkoła jest idealnym miejscem, żeby zaczynać zmianę, bo tam spędzamy najwięcej czasu z innymi ludźmi.
Napisz komentarz
Komentarze