Pokierowanie akademią Małgorzata Dobrowolska zaproponowała Pawłowi Mazurowi, który szefuje przedsięwzięciu do dziś. A ona do dziś wypomina mu, że przed 15 laty powiedział jej, że nie wierzy w powodzenie jej pomysłu. Tymczasem sprawdzili się. I pomysł, i prowadzący.
Początkowo program Akademii ograniczała się do wykładów – około 20 rocznie. Z różnych dziedzin: historii sztuki, filozofii, psychologii, socjologii, fizyki, biologii, medycyny…
– Wykłady mają poziom wyższy, popularnonaukowy i pilnuję, by nie obniżać lotów – zastrzega Paweł Mazur.
W Akademii 30+ z wykładami gościli (lub goszczą, bo niektórzy wykładowcy przyjeżdżali już wielokrotnie) m.in. Wojciech Eichelberger, Magdalena Środa, Zbigniew Mikołejko, ks. Adam Boniecki, Tadeusz Bartoś, Stanisław Obirek, Tomasz Stawiszyński, Jacek Friedrich, Piotr Augustyniak, Adam Leszczyński.
Pytany o zasadę doboru prelegentów Paweł Mazur wyjaśnia, że nie ma tu reguły.
– Dużo czytam. Jeżeli zainteresuje mnie jakiś wywiad staram się zaprosić tę osobę. Albo gdy ktoś napisze książkę, o której jest głośno. Słucham też sugestii słuchaczy, bo czasem oni polecają świetnych wykładowców. Niekiedy jedni wykładowcy polecają innych. Ale bywa, że najpierw wymyślam tematy, a potem szukam kogoś, kto mógłby o tym opowiedzieć. Było też kilka przypadków, że wykładowcy sami się zgłosili.
Z czasem, oprócz tradycyjnych wykładów, Akademia zaczęła wprowadzać zajęcia „terenowe”: wycieczki po Gdańsku, a z czasem także po innych miastach, również zagranicznych, z prof. Jackiem Friedrichem, tropem architektury. Były też warsztaty teatralne, psychologiczne, fotograficzne i… perkusyjne, a ponadto nocne rajdy na orientację, birdwatching (obserwacja ptaków), spływy kajakowe. Ostatnio najczęściej jeżdżą jednak na spektakle teatralne: do Warszawy, Łodzi, Bydgoszczy, Koszalina, Słupska…
Paweł Mazur wspomina, że po powrocie z jednej z wypraw kierowca wynajętego autokaru wziął go na bok i wyznał: – Pierwszy raz mi się zdarzyło, że wiozłem Polaków z wycieczki i nikt nie był pijany.
– Akademia to nie tylko poszerzanie wiedzy, ale przyjemność przebywania z ludźmi. Można powiedzieć, że dzięki niej ukonstytuowała się grupa towarzyska, nawiązały przyjaźnie – mówi Tomasz Lisiecki, biznesmen, który od ponad 10 lat stara się regularnie uczestniczyć w zajęciach.
Szczególny status wśród studentów ma Halina Chybińska, lekarka, która na zajęcia przyjeżdża z Fromborka.
– W piątki, kiedy są wykłady, dyscyplinuję pacjentów, żeby nie przeciągali wizyt poza wyznaczony czas, bo muszę wyjść punktualnie. Przed pandemią zwykle zabierałam się z kimś, kto wracał po pracy samochodem do Elbląga. Stamtąd miałam pociągi do Oliwy, a potem zostawał już tylko jeden przystanek SKM-ką na Uniwersytet. Teraz odkryłam bezpośredni autobus do Gdańska, ale przyjeżdża dosłownie w ostatniej chwili, muszę więc po drodze zamawiać taksówkę, która spod „Krewetki” dowozi mnie na miejsce. Ale nie wyobrażam sobie, żeby nie było mnie w Akademii, kiedy dzieje się tam tyle wspaniałych rzeczy! – opowiada.
Pandemia zmodyfikowała działalność Akademii. Wykłady były oczywiście online, ale też wprowadzono dodatkowe zajęcia: salonik literacki, gdzie dyskutuje się o książkach, akademię „na językach” (grupy konwersacyjne – rosyjskie angielskie i francuskie), a także „15 minut z…” – spotkania podczas, których sami uczestnicy Akademii opowiadają o swoich prywatnych pasjach, takich jak np.: ceramika, zielarstwo, curling, a także… zwiedzanie cmentarzy.
Te zajęcia nadal odbywają się online, podczas gdy tradycyjne wykłady wróciły do trybu stacjonarnego.
Zajęcia są płatne. Wykład w auli kosztuje 25 zł, na Zoomie – 15. Niektórzy nie opuszczają żadnych zajęć, ale są też tacy, którzy zjawiają się raz na semestr, a inni jeszcze rzadziej. Frekwencja ma o tyle znaczenie, że na wycieczki jest zwykle dwa razy więcej chętnych, niż miejsc i wówczas pierwszeństwo mają osoby, które zjawiają się na wykładach najczęściej. Studenci mają też indeksy, ale nie zdają egzaminów.
To wymarzone audytorium: słuchają, rozumieją, zadają pytania. Dużo też sami czytają. I nie przyjmują wszystkiego bezkrytycznie, co też jest ważne. A przy okazji ja sam jestem przymuszony, żeby się czegoś nauczyć. Te zajęcia stały się dla mnie inspiracją.
Prof. Zbigniew Mikołejko
Plus w nazwie Akademii zrobił się coraz pojemniejszy. Ci, którzy zaczynali jako trzydziestoparolatkowie, dziś dobiegają pięćdziesiątki, a nowi studenci też rekrutują się spośród przedstawicieli bardziej dojrzałych pokoleń. Nie brakuje osób, które przeniosły się do Akademii z Uniwersytetów Trzeciego Wieku, uznając, że tu jest ciekawiej.
A wykładowcy rewanżują się słuchaczom komplementami. Zdaniem profesora Zbigniewa Mikołejki, który wielokrotnie już gościł w Akademii, wykłady dla takiego audytorium to dużo bardziej komfortowa sytuacja niż taka, z jaką miewa często do czynienia na „normalnych” uczelniach, gdzie wielu studentom trzeba często tłumaczyć rzeczy elementarne.
– To wymarzone audytorium: słuchają, rozumieją, zadają pytania. Dużo też sami czytają. I nie przyjmują wszystkiego bezkrytycznie, co też jest ważne. A przy okazji ja sam jestem przymuszony, żeby się czegoś nauczyć. Te zajęcia stały się dla mnie inspiracją.
Piętnaście lat minęło i co dalej?
– Liczę, że to będzie jeszcze długo trwało, skoro łącznie mamy około 1600 uczestników, a obcowanie z ludźmi, których zaprasza do Gdańska Paweł, to zawsze przyjemność – podsumowuje Małgorzata Dobrowolska.
Napisz komentarz
Komentarze