Był ostatni dzień roku szkolnego. W szkole w pobliskim Karszanku (dzisiaj jest tam świetlica wiejska) zorganizowano z tej okazji przyjęcie. Na zaproszenie kierownika szkoły stawiła się miejscowa elita. Jednym z gości był leśniczy Leśnictwa Karcznia Paweł Jeske. Służbista, zawzięty wielce na złodziei drewna i kłusowników.
O tym, że „leśny” będzie tego wieczoru balował w szkole wiedziała cala okolica. To była dobra okazja, by zakłusować. Jak już wspominaliśmy, „leśny” straszne był zawzięty i czujny. Nigdzie nie ruszał się bez służbowej broni. Kiedy impreza trwała w najlepsze, wyszedł na szkolne podwórze zapalić papierosa. Wtem w głębi boru padł strzał. Doświadczony leśniczy „na ucho” zorientował się w którym miejscu mogą być kłusownicy, chwycił strzelbę i pobiegł.
Jego ciało znaleziono o czwartej rano. W wyniku późniejszego śledztwa stwierdzono, że Paweł Jeske przyłapał na gorącym uczynku dwóch przestępców. Doszło do strzelaniny, w której leśniczy otrzymał śmiertelny postrzał.
Tożsamości morderców nigdy nie ustalono. Zadziałała lasacka wersja omerty. Wszyscy wiedzieli, nikt nie puścił pary z ust.
Leśniczego pochowano na cmentarzu w Osieku. W chwili śmierci miał 36 lat.
Kiedy jakiś czas temu proboszcz postanowił zlikwidować jego, od dawna nieopłacany przez nikogo grób, Lasacy [mieszkańcy leśnych południowo-zachodnich rejonów Kociewia, stanowią grupę przejściową między Kociewiakami a Borowiakami – red.], choć mieli go za zawziętego służbistę, nie pozwolili.
Tę historię usłyszałem od starych, pamiętających jeszcze tamte czasy leśników, kiedy w latach 1987-88 pracowałem w Nadleśnictwie Lubichowo.
Napisz komentarz
Komentarze