Od ponad miesiąca prowadzimy akcję „Ratujmy nasze dzieci”, zwracając uwagą na dramatyczną sytuację psychiatrii dzieci i młodzieży. W sytuacji, gdy Polsce co trzeci dzień umiera śmiercią samobójczą dziecko, a każdego dnia czworo młodych ludzi próbuje odebrać sobie życie, konieczne jest podjęcie natychmiastowych działań wspierających pomoc psychiatryczną dla najmłodszych.
Tym bardziej, że tu i teraz szpitale psychiatryczne muszą zmierzać się z poważnym kryzysem. W czwartek, ze względu na drastyczne przepełnienie, wstrzymano przyjęcia na oddziale dziecięco-młodzieżowym na gdańskim Srebrzysku.
– Kryzysowa sytuacja w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatryczny w Gdańsku wpisuje się w trwający od lat, ogólnopolski kryzys psychiatrii dziecięcej – podaje Anna Czarnowska, rzeczniczka szpitala. – W związku z tym kryzysem oraz brakiem zdecydowanych działań, rośnie ryzyko złożenia wypowiedzeń umów kadry medycznej i zamknięcie oddziału stacjonarnego w naszym szpitalu. Nie ma bowiem zgody na przenoszenie odpowiedzialności na szpital za nieefektywny system – podkreśla.
Na oddziale stacjonarnym zwiększono już liczbę miejsc hospitalizacji z 35 do 46 łóżek, a mimo to – jak podają władze szpitala – Oddział Psychiatryczny Dzieci i Młodzieży jest permanentnie przepełniony i z miesiąca na miesiąc sytuacja się pogarsza. Duża liczba przebywających w Szpitalu dzieci istotnie utrudnia konieczność zapewnienia im bezpieczeństwa oraz należytej hospitalizacji. Jednocześnie nie ma miejsc gdzie odesłać pacjentów zgłaszających się na Izbie Przyjęć.
System o dzieciach zapomniał
– Nie mamy gdzie odsyłać dzieci – mówi dyrektor gdańskiego Srebrzyska dr Mariusz Kaszubowski. – Dzwonimy do innych szpitali, szukając miejsc dla naszych pacjentów, ale wszyscy są przepełnieni. Cała Polska. System o nas zapomniał. Od wielu lat się o tym mówi, były nawet propozycje rozwiązań, rozważano wsparcie psychiatrii dziecięcej ze strony pediatrii czy też szpitalnych oddziałów ratunkowych. Nic z tego nie wyszło, a jest coraz gorzej.
Główną przyczyną problemu są wieloletnie zaniedbania i niedofinansowanie psychiatrii, w tym także psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej. Wprowadzana od trzech lat reforma zakładała odciążenie oddziałów szpitalnych przez ośrodki środowiskowej opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży, w których nie przyjmuje lekarz psychiatra oraz oddziałów dziennych i poradni z lekarzem psychiatrą. O ile mamy już na Pomorzu 24 ośrodki opieki psychologicznej (na 31 planowanych), to nadal szansa na dostanie się dziecka do psychiatry graniczy z cudem. Jak mówiła nam niedawno wicemarszałek Agnieszka Kapała-Sokalska jeszcze nie ogłoszono nawet konkursów, przedłużają się prace w NFZ i Ministerstwie Zdrowia związane z dokumentami i wyceną świadczeń.
Równocześnie wzrasta liczba młodych ludzi potrzebujących pomocy. To nie tylko polskie dzieci doświadczone pandemią, ale także coraz liczniejsze dzieci z Ukrainy, które trafiają do nas z traumą wojenną. Obecny system „nie widzi” tej grupy pacjentów.
Szpital tłumaczy, że w poprzednim roku otworzył Poradnię Psychologiczno-Psychoterapeutyczną dla Dzieci i Młodzieży w ramach I poziomu referencyjnego, która udzieliła wsparcia ponad 1000 nieletnich pacjentów. Korzystając ze wsparcia samorządu województwa pomorskiego, ze środków unijnych rozpoczęto również realizacje wielu inwestycji w tym programu „Lepsza przyszłość. Przeciwdziałanie zaburzeniom psychicznym dzieci i młodzieży”, który komplementarnie wspiera działalność poradni i oddziału, a także pozwoli stworzyć internetową platformę wsparcia dla dzieci i ich rodziców. Wartość tego ostatniego projektu to blisko 5 mln zł.
– Problem tkwi jednak przede wszystkim w braku wystarczającego wsparcia ambulatoryjnego, tj. poradni oraz oddziałów dziennych – zaznaczają władze szpitala. – Niska wycena procedur medycznych i braki kadrowe powodują, że zamykane są kolejne poradnie, a na wizytę do lekarza psychiatry w ramach NFZ czeka się coraz dłużej. Dlatego rodzice i opiekunowie dzieci w kryzysie coraz częściej szukają pomocy w szpitalu, choć większość tych sytuacji nie miałoby miejsca gdyby odpowiednio wcześniej została udzielona pomoc ambulatoryjna. Dotyczy to również pacjentów opuszczających szpital, gdyż wtedy to powinna być kontynuowana dalsza terapia.
A jeśli zgłosi się 62. dziecko?
Nie jest wykluczone, że w najbliższych godzinach, dniach do szpitala trafi kolejne dziecko po próbie samobójczej.
– Dotąd takie dziecko pojawiało się na naszym oddziale – mówi dyrektor Kaszubowski. – Stąd 61 dzieci na 46 miejsc. Musimy to jednak powstrzymać. Nie jesteśmy w stanie prowadzić normalnej hospitalizacji. Nawet przy zwiększeniu liczby personelu pielęgniarskiego nie możemy mówić o normalnych warunkach pracy!
Wobec tego gdzie takie dziecko może znaleźć ostatecznie pomoc?
– Decyzję o przyjęciu podejmuje lekarz – wyjaśnia dyrektor szpitala. – Jeżeli ostatecznie uzna, że dziecko to wymaga leczenia szpitalnego – a dodam tu, że nie każda próba samobójcza wymaga hospitalizacji, bywają próby pozorowane, których celem jest zwrócenie na siebie atencji – to będziemy musieli 62. dziecko przyjąć. A może i następne.Dlatego o tym mówimy. Jest to wręcz lament z naszej strony, bo obawiamy się, że to takiej sytuacji, albo i jeszcze gorszej, może dojść. Chcemy zwrócić na siebie uwagę. Piszemy, gdzie tylko możliwe, z prośbą o interwencję, bo system zostawił nas samym sobie.
Napisz komentarz
Komentarze