Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kłamstwo polityczne można rozliczyć tylko przy urnie

My wszyscy stajemy się coraz bardziej cyniczni. Powoli przestajemy wierzyć we wszystko, co słyszymy. Nie wierzymy nikomu i niczemu. Tracimy zaufanie do źródeł. I to trochę tłumaczy fakt, dlaczego polityka jest dla wielu osób tak odpychająca - mówi psycholog społeczny dr Wiesław Baryła.
Kłamstwo polityczne można rozliczyć tylko przy urnie
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

W krajach europejskich, w Polsce również, dyskutuje się o tym aby w Karcie Praw Podstawowych UE znalazło się prawo do prawdy - szczególnie w odniesieniu do osób sprawujących funkcje publiczne. Gdyby udało się je wprowadzić, to kłamstwo w polityce nie byłoby już bezkarne.

Przeczytałem projekt 4. artykułu, określanego jako prawo do prawdy i moim zdaniem on nie tyle mówi o prawdzie, co o zaufaniu. O tym, że każdy człowiek ma prawo ufać, że oświadczenia składane przez osoby zajmujące stanowiska publiczne są prawdziwe. To nie jest więc pomysł na uwolnienie świata od kłamstwa tylko raczej od obłudy i hipokryzji. Pomysł bardzo ryzykowny, bo podkopujący fundamenty demokracji, którymi są wolność słowa oraz równe, bezpośrednie wybory.  

Mówi pan o hipokryzji. Czy to znaczy, że takie pojęcie jak kłamstwo polityczne jest trudne do zidentyfikowania?

Według serwisu weryfikującego fakty, prowadzonego przez dziennik Washington Post's, Donald Trump podczas swojej prezydentury publicznie wypowiedział lub opublikował w mediach społecznościowych 30 573 fałszywych lub wprowadzających w błąd twierdzeń. Jeśli wierzyć temu zestawieniu, dawałoby to średnio 21 kłamstw w każdym dniu kadencji. Na tym przykładzie widać, że łapanie polityków na rozmijaniu się z faktami jest możliwe. Jednak problem nie w tym aby prostować kłamstwa, a w tym aby pozbawić kłamliwych polityków profitów z kłamstw płynących. A okazuje się, że prostowanie kłamstw polityków wpływa na ludzi w ten sposób, że wierzą w nie mniej lub nawet wcale, ale niekoniecznie wpływa to na ich poparcie dla kłamiących polityków, których nadal popierają i nadal im wierzą. Politycy są grupą zawodową o najmniejszym zaufaniu publicznym. Wszyscy wiemy, że manipulują, ubarwiają, stosują „skróty myślowe" i kłamią, są gotowi „dostosowywać prawdę" do tych, z którymi w danym momencie rozmawiają. Ale czy nie tego właśnie od polityków często oczekujemy?

W Polsce dyskusja skupiła się przede wszystkim na tym, czy możliwe jest stworzenie takich aktów prawnych, dzięki którym można byłoby karać polityków za publiczne mówienie nieprawdy.

Jako psycholog mam jedynie mgliste pojęcie o tym, jak prawo do prawdy w Karcie Praw Podstawowych przekładałoby się na możliwość stawiania osobom publicznym zarzutów o nadużycie zaufania społecznego. To pytanie do prawników. Ale jako psycholog społeczny zajmujący się ocenami moralnymi, co nieco wiem o tym, jak ludzie reagują na obłudników i hipokrytów, czyli na osoby, które chcą uchodzić za uczciwe, choć takie nie są; za wiedzące, choć wiedzy im brakuje; za lojalne i zaangażowane, choć tak naprawdę dbające tylko o własne interesy; za przynależące do cenionych grup społecznych bez faktycznej przynależności. Taka obłuda jest skrajnie źle odbierana społecznie. W normalnym życiu osoby, które się jej dopuszczają, są traktowane przez nas z całą surowością  w codziennych relacjach - zrywamy z nimi kontakty, izolujemy społecznie. Nie potrzebujemy do tego sądów i prawników.

Powoli przestajemy wierzyć we wszystko, co słyszymy. Nie wierzymy nikomu i niczemu. Tracimy zaufanie do źródeł. I to trochę tłumaczy fakt, dlaczego polityka jest dla wielu osób tak odpychająca. Dlatego przeciętny Kowalski i Kowalska unikają zaangażowania w politykę, nawet tego najskromniejszego polegającego na poświęcaniu jej uwagi oraz własnych myśli. Oni wiedzą, że to wszystko teatr, ściema i nieprawda i się w tym nie odnajdują

dr Wiesław Baryła / psycholog społeczny

Ale chyba nie w polityce.

Dlaczego nie? Po to są wybory. Możemy polityków rozliczać z niedotrzymywania obietnic i nieskuteczności. Akcja Wyborcza Solidarność zdobyła w wyborach parlamentarnych w 1997 roku 201 mandatów poselskich i 51 mandatów senatorskich ale jej pierwszy przewodniczący Marian Krzaklewski już w 2000 roku z kretesem przegrał wybory prezydenckie w pierwszej turze, a w wyborach parlamentarnych 2001 roku ugrupowanie nie zdobyło ani jednego mandatu w Sejmie i tylko sześć w Senacie. Tymi wynikami wyborcy ukarali AWS za koalicję z UW i niespełnienie obietnic z 1997 roku. I to jest najlepszy sposób na rozprawienie się z polityczną obłudą i hipokryzją. W tym kontekście proponowane prawo do prawdy mnie niepokoi. Bo w rękach mocno zmotywowanej i wpływowej mniejszości może być furtką do „poprawiania" wyników wyborów, do ominięcia naturalnych procesów demokratycznych wobec tych, którzy nie dotrzymują obietnic, składają je bez pokrycia albo kiedy ich słowa rozmijają się z czynami. Moim zdaniem, wyborcy powinni takich polityków za obłudę karać w wyborach. Jeszcze raz powtórzę, że nie koniecznie za samo rozmijanie się z prawdą, ale za obłudę i hipokryzję właśnie, czyli za kłamstwo, które przyniosło politykowi lub jego ugrupowaniu politycznemu chwilowe korzyści.

Bo w polityce kłamstwo jest tak naturalne jak oddech w życiu człowieka.

Tak, politycy w ostatecznym rozrachunku oceniani są przez pryzmat skuteczności ich działań w pozyskiwaniu i redystrybucji wśród wyborców zasobów i statusu społecznego. Działania te wymagają mobilizacji i inspirowania dużych grup ludzi, co często jest możliwe tylko dzięki argumentom ideologicznym i tożsamościowym, czyli wielkim kłamstwom, które działają. Nikt trafniej nie ujął prawdy o władzy niż na początku XV wieku Machiavelli w rozdziale osiemnastym „Księcia”.

Może my się już przyzwyczailiśmy do tego, że politycy łżą jak z nut?

Pojęcie prawdy jest trudnym pojęciem. Większość ludzi to zwolennicy korespondencyjnej definicji prawdy, uznającej, że prawda jest wtedy, kiedy ktoś orzeka coś, co jest zgodne z faktami, z „obiektywną rzeczywistością". Zdanie „Trawa jest zielona" jest prawdziwe jeśli trawa rzeczywiście jest zielona. A jeśli jest inaczej, to mamy do czynienia z fałszem albo kłamstwem. Z tym stanowiskiem jest sporo głębokich problemów, zarówno po stronie wieloznaczności języka jak i obiektywności rzeczywistości. A w przypadku wypowiedzi polityków dowodzenie ich rozmijania się z rzeczywistością jest dodatkowo kłopotliwe, bo stosunkowo rzadko opisują rzeczywistość a za to bardzo często wypowiadają opinie, ceny i obietnice. I nie można powiedzieć, czy opinia jest prawdziwa czy to kłamstwo. Podobnie nie można ocenić prawdziwości obietnic lub przewidywań, np. że jeśli wygrają przeciwnicy, to odbiorą obywatelom to, co dała im obecna władza.

Czyli politycy mogą mówić co chcą, pod warunkiem, że to ich prowadzi do realizacji ich celów politycznych?

Realnie rzecz ujmując, polityka jest działalnością, w której cel uświęca środki. Mniejszość ludzi uważa, że takie pragmatyczne podejście do prawdy jest satysfakcjonujące, szczególnie gdy ci skuteczni politycy są tymi, na których głosują. Jednak większość upiera się przy tym, że prawda to zgodność faktów i oświadczeń. Ale jak już mówiłem, nie da się ocenić zgodności z „obiektywną rzeczywistością" opinii, ocen, przewidywań a nawet obietnic. A tego typu „prawdy" są lwią częścią wypowiedzi polityków zarówno w wystąpieniach publicznych transmitowanych przez 24 godzinne telewizje informacyjne jak i wpisach w mediach społecznościowych.

Wiesław Baryła

I każdy może własną prawdę głosić? To chce pan powiedzieć?

Jesteśmy na to skazani. Trudno bowiem cofnąć czas i zmiany, które pojawiają się za sprawą najpierw kanałów telewizji informacyjnej, a potem licznych i wciąż powstających komunikatorów społecznych czy platform do głoszenia własnej prawdy. Kto ma chęć i wiarę we własne racje, może założyć konto i jeszcze na tym zarabiać. A my wszyscy jesteśmy wprost zalewani „przekazami" i stajemy się coraz bardziej cyniczni. Powoli przestajemy wierzyć we wszystko, co słyszymy. Nie wierzymy nikomu i niczemu. Tracimy zaufanie do źródeł. I to trochę tłumaczy fakt, dlaczego polityka jest dla wielu osób tak odpychająca. Dlatego przeciętny Kowalski i Kowalska unikają zaangażowania w politykę, nawet tego najskromniejszego polegającego na poświęcaniu jej uwagi oraz własnych myśli. Oni wiedzą, że to wszystko teatr, ściema i nieprawda i się w tym nie odnajdują.

Ale są tacy, których ten świat pociąga.

Taka wojna na „informacje" i „przekazy" jest bardzo pociągająca dla politycznych partyzantów. Widzimy na przykładzie naszej polityki, że po jednej i drugiej stronie są grupy harcowników, którzy okładają się słowami w 24-godzinnych telewizjach i w Internecie. A może być tylko gorzej. Ci bardzo zaangażowani często są przekonani, a czasem zwyczajnie obłudnie udają, że są głosem większości. Kłopot polega na tym, że stosunkowo niewielkie, ale głośne, zdeterminowane, zorganizowane i zabezpieczone finansowo robią tyle hałasu, że w pewnym momencie można uwierzyć, że reprezentują stanowisko większości. Że są opinią publiczną. Podczas gdy prawdziwa opinia publiczna chowa się przed nami – osobami jej ciekawymi: dziennikarzami, politykami naukowcami społecznymi – na różne sposoby.

Jak to się chowa? A sondaże, którymi jesteśmy zalewani?

To schowanie się opinii publicznej widać najlepiej właśnie w sondażach politycznych, które stały się praktycznie bezużyteczne. Na przykład w sondażach przedwyborczych, na podstawie których aktualnie nie sposób przewidywać wyników wyborów. A same sondaże stały się instrumentem propagandy i PR-u.

A to ciekawe.

Politycy sprawujący władzę, z powodu tego zgiełku, który robią w mediach, sami siebie skazują na ślepotę rządzących. Chcieliby wiedzieć, co myślą wyborcy, ale dostają raporty, oparte o słuchanie echa swojej własnej propagandy. Pewnie ciężko się tak rządzi. Tu wyrazistym przykładem jest Putin. Trudno dociec, co się dzieje za murami Kremla, ale sądząc z chaosu i porażek w wojnie z Ukrainą, Putin miał skrajnie błędną diagnozę sytuacji w Ukrainie. Chyba podobnie jak ponad dwie trzecie Rosjan uwierzył w sterowaną z Kremla propagandę i był pewien, że wojna potrwa trzy dni. Sam siebie oszukał.

Wracając do tego prawa do prawdy, to w polityce międzynarodowej też mamy doskonałe przykłady dostosowywania przekazu do odbiorców. Politycy, na barkach których spoczywa rozwiązanie sytuacji w Ukrainie co innego mówią we własnym gronie, a co innego kiedy stają przed kamerą. Wystarczy posłuchać lub poczytać tych, którzy mają dostęp albo do kuluarów unijnych albo korytarzy Kapitolu aby zrozumieć, że w swoim gronie politycy nie są takimi jastrzębiami na jakich się kreują na konferencjach i w mediach. Oni zdają sobie sprawę, że wcześniej czy później z Putinem trzeba będzie się dogadać. Ale w wypowiedziach publicznych udają twardzieli, którzy z Putinem negocjować nie będą. Szkoda, że dziennikarze nie zapytali premiera Morawieckiego w jaki sposób wojna na Ukrainie ma się zakończyć skoro "Ze zbrodniarzami się nie negocjuje, zbrodniarzy trzeba zwalczać". Czy Morawiecki ma realne plany na zmianę władz na Kremlu? Z doniesień agencyjnych wiemy, że prezydent Zełenski nadal nie wyklucza bezpośredniego spotkania z Putinem, a turecka dyplomacja robi wszystko aby do takiego spotkania.

To zapytam jeszcze raz, co robić z politycznymi kłamstwami i manipulacjami?

A ja jeszcze raz podkreślę, że wizja działań politycznych pozbawionych manipulacji i kłamstwa jest dla mnie bardzo pociągająca. Obawiam się tylko, że narzędzie w postaci prawa, które zakazuje wprowadzania opinii publicznej w błąd łatwo może zostać użyte do podkopywania samych fundamentów demokracji, którymi są kierowanie się wolą większości i wolne wybory. Jeśli prawnicy pod rękę z elitami finansowymi i aktywistami wszelkiego autoramentu mieliby pilnować polityków, to kto będzie pilnował ich? Nie ma demokracji bez obywatelskiego społeczeństwa otwartego. Uważam, że zamiast straszyć polityków sądami, powinniśmy zadbać o to aby jak najwięcej wyborców chciało i potrafiło angażować się w rządzenie krajem a przynajmniej samodzielnie oceniało wiarygodność słów polityków i zgodnie z tymi ocenami dokonywało wyborów przy urnie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama