Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Dyplomatyka i wojna, czyli przeproś i podziękuj. I co mają Amerykanie z tym dziękowaniem?

Wygląda to tak, jakby Trump chodził po polu minowym i sprawdzał, ile mu się uda przejść bez wybuchu. Jak coś wybuchnie, to się trochę cofa – mówi o taktyce amerykańskiego prezydenta dr Janusz Sibora, historyk i badacz dziejów dyplomacji.
Janusz Sibora
Janusz Sibora

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Minęły już czasy, gdy politykę uprawiało się w białych rękawiczkach. Najpierw byliśmy świadkami wyrzucenia Zełenskiego z Białego Domu, potem obserwowaliśmy niezbyt dyplomatyczną wymianę zdań między Elonem Muskiem a Radosławem Sikorskim. Czy możemy już ogłosić śmierć dyplomacji, wywiesić nekrolog i ułożyć zasady od nowa?
Zdecydowanie nie. Dyplomacja to jest jednak sztuka, a metody pracy dyplomatycznej, kształtowały się w naszym kręgu kulturowym co najmniej od średniowiecza. I nadal aktualne są do dziś rady Machiavellego, tłumaczącego w „Księciu” jak powinno się negocjować. Odpowiednikiem Machiavellego w dziedzinie, o której mówimy jest „Sztuka dyplomacji” François de Callieres'a. Pomyślność państw zależy od sztuki układania się z panującym i zdolności negocjatorów – twierdził on. Celem dyplomacji jest osiąganie porozumienia. To, co obecnie widzimy jest jedynie kryzysem dyplomacji z uwagi na fakt, że administracja Donalda Trumpa realizuje politykę zagraniczną, łamiąc wszelkie zasady. A już to, co wyczynia Musk, to rodzaj politycznej szarlatanerii. Całe szczęście, że nieco normalnej dyplomacji widzieliśmy we wtorek w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej. Po dziewięciu godzinach negocjacji osiągnięto mglisty plan 30-dniowego zawieszenia broni, a w Waszyngtonie nawet już mówiono o pokojowym Noblu dla Trumpa.

CZYTAJ TEŻ: Janusz Sibora: Słowa Kaczyńskiego kojarzą mi się z III Rzeszą

Jak państwa powinny się dziś porozumiewać?
Dobrze to określił prezydent Frank-Walter Steinmeier, który w Monachium powiedział, że na razie nie zmienimy gospodarza Białego Domu, który łamie m.in. nasze wartości, zwyczaje. Musimy się jednak do tego dostosować, czyli zmienić sposób reagowania na to, jak postępuje dyplomacja amerykańska. Wracając do spotkania Trump-Zełenski w Gabinecie Owalnym, należy to precyzyjnie rozdzielić na ceremoniał, protokół dyplomatyczny i etykietę. Jeśli tego nie oddzielimy, popełniamy błędy w ocenie. Trzeba też powiedzieć, jakie było tło tej wizyty. Wcześniej Trump nazwał prezydenta innego państwa dyktatorem, który powinien poddać się weryfikacji wyborców. Przy normalnych stosunkach dyplomatycznych, nie obarczonych wojną pełnowymiarową w Ukrainie, do tej wizyty by nie doszło. Mamy jednak do czynienia z dyplomacją czasów wojny i Zełenski został przymuszony sytuacją na froncie do wizyty w USA. Zresztą Zełenski nie był jedyną osobą potraktowaną sprzecznie z protokołem dyplomatycznym. Wcześniej Trump poniżył prezydenta Francji, w końcu państwa atomowego, sadzając go w Gabinecie Owalnym na rogu biurka. Później Macron ratował się publicznie dementując kłamstwa Trumpa. Dlatego zawsze powtarzam, że Donald Trump nie przestrzega protokołu dyplomatycznego, gdyż ma swój własny, „trumpowy”. Dobrze to rozegrał premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, który znając już przebieg wizyty kolegi z Paryża, wybrał inną metodę. Chwalił Trumpa, śmiał się z jego dowcipów, poklepywał go, więc zyskiwał jego sympatię, grając na próżności amerykańskiego prezydenta.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Z kolei Wołodymyr Zełenski miał „nie uszanować” prezydenta USA, bo nie założył garnituru.
Wiemy, że Trump nalegał na ten garnitur. Chciał zmienić przekaz wizualny prezydenta Ukrainy, który w ten sposób zewnętrznie komunikuje się przez swój wygląd. Garnitur stanowił problem dla Trumpa, ale nie dla króla Karola III. Już podczas powitania Zełenskiego pojawiła się pierwsza niegrzeczność ze strony Trumpa, a pytanie o garnitur padło trzykrotnie, także ze strony jednego z dziennikarzy. To mogło zdenerwować Zełenskiego. Jednak dwie trzecie rozmowy przebiegło spokojnie, problem się zaczął od tego kiedy Zełenski powiedział, że to nie jest przecież wojna Stanów Zjednoczonych z Rosją, tylko jest to wojna Ukrainy z Rosją. I później było już coraz gorzej. Uważam, że to był błąd Zełenskiego, który od trzech lat przyzwyczaił się do swojej narracji, zapominając, że Joe Biden już nie jest prezydentem USA. A potem, łamiąc protokół, do rozmowy wtrącił się wiceprezydent Vance. W rozmowie mamy też zasadę hierarchii. Jeśli prezydent rozmawia z prezydentem, to wiceprezydent miałby prawo się tylko zabrać głos na prośbę prezydenta. Vance zrobił to spontanicznie. Ale, jak już powiedzieliśmy, prezydent Trump nie ma protokołu, jest emocjonalny, jest niekonwencjonalny, jest apodyktyczny, więc jemu te niuanse dyplomacji nie przeszkadzają. Moim zdaniem nie było tu „ustawki”. To wynik splotu okoliczności i osobowości.

Przed kilkoma dniami Polska żyła wymianą zdań w sprawie Starlinka między ministrem Sikorskim a Elonem Muskiem i sekretarzem stanu Marco Rubio. Elegancko też nie było...
Tempo wydarzeń jest takie, że w sumie codziennie jesteśmy lawinowo zasypywani kolejnymi wiadomościami, które trzeba na nowo analizować. Wszystko dzieje się w sytuacji, kiedy Europa utraciła zaufanie do partnera w Waszyngtonie. Nawet jeśli politycy zaklinają, bo muszą, że Sojusz Atlantycki jest silny, to realia są inne. W sprawie wymiany zdań na temat finansowania Starlinka, słowo „nieelegancko” to jest mało powiedziane, Musk był po prostu brutalny i niedyplomatyczny. Wprawdzie padło zapewnienie, że Starlink nad Ukrainą nie zostanie wyłączony, ale decyzje Muska czy Trumpa są chimeryczne. Żadnej gwarancji nie mamy. Ponadto głos w tej sprawie powinna była zabrać dyplomacja ukraińska i Sikorski wyszedł przed szereg. Wpisy w sprawie groźby usunięcia Stalinka z Ukrainy pokazują, że należy sobie zadać pytanie – czy doszliśmy do etapu, w którym uprawiamy dyplomację twitterową, czyli iksową? Wyraźnie widać, jakie niebezpieczeństwa ona w sobie kryje. Dobre intencje to w dyplomacji za mało. Radosław Sikorski jest ministrem spraw zagranicznych, który w głębi duszy nadal pozostał dziennikarzem. Pozostaje też kwestia, czy pozycja Polski po jego wpisie wzrosła w Waszyngtonie. Moim zdaniem – zapewne nie. Trump spędzał ostatni weekend z Muskiem i prawdopodobnie śledził jego korespondencję z Sikorskim.

W końcu jednak to Polska płaci 50 mln dolarów rocznie za Starlinki dla Ukrainy, więc chyba możemy zabrać głos w tej sprawie...
Ale dyplomacja amerykańska, czyli Trump i Musk uważają, że nie możemy. I właśnie takie są realia dyplomatyczne tej administracji, która teraz żąda od ministra Sikorskiego przeprosin. Nie ma tu żadnej dyplomacji. W dodatku można by się spytać, czy dla Sikorskiego Musk jest właściwym partnerem do rozmowy. Sikorski, jeśli już, powinien wchodzić w polemikę z Marco Rubio, który w amerykańskiej administracji jest jego odpowiednikiem. A tak wszedł na pole minowe, dyskutując z człowiekiem, który wcześniej bezpardonowo atakował kanclerza Scholza i premiera Wielkiej Brytanii. Wtrącał się także w wybory w Niemczech, popierając AfD.

Nikt mu nie utarł nosa?
Niemcy zachowali się wstrzemięźliwie. Jeśli członek gabinetu Trumpa ingeruje w wybory, to dlaczego Niemcy nie byli w stanie wezwać ambasadora Stanów Zjednoczonych do MSZ? Uznano jednak, że Sojusz Atlantycki nadal musi istnieć.

Dziwi też ciągłe żądanie przez Amerykanów, by składać im wyrazy wdzięczności. Co oni mają z tym dziękowaniem?
To jest taktyka obliczona na budowanie prestiżu wewnątrz kraju. Trump chce pokazać: zobaczcie jestem wielki, potęga Stanów wraca, będą nam na kolanach dziękować. Jest to obliczone na zaspokojenie elektoratu zwolenników Trumpa z ruchu MAGA. Realia są takie, że jeśli Europa nie ma technologii wywiadowczych, porównywalnych z amerykańskimi, to na razie Amerykanie, którzy są znani z brutalnej dyplomacji, spijają z tego śmietankę. Amerykańskie zdjęcia satelitarne pozwalają wyraźnie odczytać obiekt o wielkości pięciu cm kw., a europejskie nie. I biznesowo, i politycznie Europa potrzebuje co najmniej kilku lat, żeby jej przemysł zbrojeniowy stanął na nogi. Europa jechała w NATO trochę na gapę. Nie można też zapomnieć o amerykańskich koncernach, lobbujących ostro, by Polska np. nie kupowała szwedzkich samolotów. Dzięki potajemnej grze lobbingu prowadzonego przez ambasadorów amerykańskich, Stany Zjednoczone w wyniku tej wojny nazbierały zamówień na 30 lat i w zasadzie mogą już teraz zmienić retorykę. Trzeba wiedzieć, że europejscy członkowie NATO zamówili w Stanach blisko 500 samolotów. A przy okazji pojawia się ciekawa sprawa – dlaczego my, jako społeczeństwo obywatelskie, demokratyczne, jako podatnicy dopiero teraz, trochę przez przypadek, dowiadujemy się, że utrzymujemy Starlinki w Ukrainie? Czy to jest aż taka tajemnica? I o ilu rzeczach jeszcze w ogóle nie wiemy?

W języku współczesnej dyplomacji dawno nie padały wezwania w kierunku innych państw, żądające oddania należących do nich terenów. Czy została otwarta puszka Pandory?
Trump wykorzystuje brak siły Europy. Początkowo z niedowierzaniem słuchano jego słów o Grenlandii, Kanale Panamskim i Kanadzie. Tymczasem ten język nadal jest używany. Premiera Kanady Donald Trump nazwał dziewczynką, a podczas wystąpienia przed połączonymi Izbami powiedział, że Grenlandia mu jest potrzebna, dodając że będzie ją miał. Będzie stosował różne metody i zamierza przejąć wyspę w taki, czy inny sposób. Oznacza to otwarcie bardzo niebezpiecznej furtki dla żądań terytorialnych innych mocarstw, czyli Rosji i Chin. Inna rzecz, że Trumpowi nie można odmówić jednej rzeczy – sprawczości. On działa z dnia na dzień, a jeśli popełnia błędy, szybko się wycofuje i koryguje. Tak było w przypadku ceł, które odroczono na kolejny miesiąc. Podobnie jest z działalnością wywiadowczą. Kiedy prezydent USA zorientował się, że Francuzi i Brytyjczycy są w stanie dać podobne do amerykańskich, choć nieco gorszej jakości materiały, szybko się wycofał z tego. Wygląda to tak, jakby chodził po polu minowym i sprawdzał, ile mu się uda przejść bez wybuchu. Jak coś wybuchnie, to się trochę cofa.

Jednak wyrwy po wybuchach zostają, a sympatia do Ameryki w wielu krajach spada. Pojawiają się też opinie, że opór wobec tego, co i w jaki sposób robi Trump może doprowadzić do zwarcia szeregów partii dalekich od prawicowego populizmu. Widać to chociażby po wynikach wyborów w Kanadzie.
Wydaje, że długofalowo Trump przegrał, czego Kanada jest najszybszym przykładem. Dalekowzrocznie patrząc, obecna polityka Stanów Zjednoczonych wyrządza nam przysługę. Europa już się obudziła. Moim zdaniem zaufanie do Stanów Zjednoczonych jako sojusznika zostało, i wśród obywateli i wśród polityków, trwale nadszarpnięte. Niezależnie od zaklęć polityków, przywołujących artykuły 4. i 5. traktatu powołującego NATO, Europa musi sama stanąć do nogi. W dłuższej perspektywie jest to zjawisko niekorzystne dla Stanów Zjednoczonych. Z punktu widzenia mocarstwa, które chce mieć wpływy globalne, utrata zaufania sojuszników może być bolesna. Na pewno zrealizujemy wcześniejsze zamówienia wojskowe, chociaż nie wiadomo czy wszystkie, ale w dłuższym cyklu staniemy się bardziej niezależni. Obecnie europejskie kraje NATO kupują w USA 64 proc. sprzętu. To ulegnie zmianie.

ZOBACZ TEŻ: Lech Wałęsa i dawni działacze Solidarności piszą do Donalda Trumpa

Może to zaufanie zostanie odbudowane, jeśli dzięki działaniom amerykańskiej dyplomacji uda się zakończyć wojnę w Ukrainie? 
Obawiam się, że zaufanie do Stanów Zjednoczonych już nie wróci. Europejczycy zapamiętają, że Stany Zjednoczone wstrzymując dostawy broni do Ukrainy, nie konsultowały z sojusznikami tej decyzji. Zaufania transatlantyckiego nie uda się już odbudować, nawet wobec innej administracji USA. 

Kiedy możemy liczyć na powrót klasycznej dyplomacji? 
Klasyczna, tradycyjna dyplomacja oparta na dobrej wierze w czasie rokowań, jasności i precyzji działa, ale nie w Waszyngtonie. Dowodzą tego ostatnie konferencje w Paryżu i Londynie. Obudził się nagle – śpiący czasami – Trójkąt Weimarski. Przekształcono go szybko w format TW+ (Wielka Brytania, Hiszpania i Włochy). Powstają nowe formaty. Mówi się o militarnej osi Londyn-Paryż- Warszawa. Strategiczne znaczenie Bałtyku wzrosło. Trwają poufne rozmowy o nowym sojuszu państw bałtyckich. Dyplomacja utoruje też drogę wspólnym projektom w przemyśle zbrojeniowym. Widzę tu miejsce dla Gdańska w budowie nowej Hanzy. W dobrej dyplomacji nadal ważny jest kształt stołu, przy którym negocjujemy i tego, przy którym podpisujemy traktat. My mamy taki skarb w Oliwie – stół, przy którym 3 maja 1660 r. podpisano pokój kończący potop szwedzki. Warto go dziś znów zobaczyć.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama