Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Co czwarty policjant na Pomorzu jest kobietą. Słaba płeć? To stereotyp

Łapią przestępców, pilnują bezpieczeństwa na ulicach i na wodzie, walczą z przemocą domową. O swoim zawodzie mówią z pasją, twierdząc, że nie pozwala na nudę. A pytane o najbardziej dramatyczne przeżycia, odpowiadają: To spotkanie z krzywdą ludzką. Policjantki.
podkom. Ewelina Szulczak, nadkom. Joanna Skrent, asp. sztab. Dorota Olszewska
Od lewej: podkom. Ewelina Szulczak, nadkom. Joanna Skrent oraz asp. sztab. Dorota Olszewska

Autor: Policja | Grzegorz Mehring | gdansk.pl

Policjantki uciekają od stereotypów.

- Słaba płeć? - powtarza pytanie podkom.  Ewelina Szulczak z Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Wielu kolegów nie zgodziłoby się z takim określeniem. Podlegamy tym samym testom sprawnościowym i szkoleniom strzeleckim co mężczyźni. Obecnie bardzo dużo kobiet decyduje się nałożyć policyjny mundur. Kobiety są niezwykle odważne, nie boją się. W służbie wykazują się niezwykłą odwagą i profesjonalizmem. Podczas interwencji często łagodzą sytuacje. Dzisiaj w każdym naszym pionie kobiety odgrywają istotną rolę. Zajmują kierownicze stanowiska. To pokazuje, że sobie radzimy.

- Musimy mieć dużą odporność psychiczną - dodaje nadkom. Joanna Skrent z Wydziału Ruchu Drogowego KWP.

Doktor Aleksandra Benedycka, biegła z zakresu genetyki sądowej, do 2008 r. była doktorantką na Wydziale Biologii w Katedrze Genetyki Uniwersytetu Gdańskiego. Obecnie jest pracownikiem cywilnym  w Laboratorium Kryminalistycznym KWP. - Można mnie nazwać genetycznym detektywem - przyznaje.

- Był taki czas w moim życiu, gdy pracowałam w banku - uśmiecha się asp. sztab. Dorota Olszewska z Komisariatu Wodnego Policji w Gdańsku. - Codziennie przychodziłam elegancko ubrana. Szybko zrozumiałam, że to nie była praca dla mnie. Moją pasją jest służba w policji.

CZYTAJ TEŻ: Bezpieczniej w Śródmieściu już w majówkę. Policyjny komisariat wraca na Piwną

Gwarantki 

Jest okazja, by napisać o policjantkach. Dokładnie przez 100. laty, w 1925 roku, powołano Policję Kobiecą. Dlaczego dopuszczono panie do męskiego zawodu? W  tamtym czasie nie tylko w Polsce narastał  proceder handlu kobietami i dziećmi. Nawiasem mówiąc - z lekka ignorowany przez panów w mundurach. O utworzenie kobiecej jednostki,  apelowała Liga Narodów i Polski Komitet do Walki z Handlem Kobietami i Dziećmi. Jak napisała Walentyna Trzcińska, autorka książki  "Od stu lat w mundurze - policjantki wczoraj i dziś",  kobiety wprowadzono do policji jako gwarantki praw człowieka.

Pierwszą w historii komendantką Policji Kobiecej została 33-letnia Stanisława Filipina Paleolog. Brytyjscy dziennikarze nazwali ją "polską Joanną D'Arc", walczącą z "hańbą XX wieku, czyli białym niewolnictwem". Szybko okazało się, że kobiety w policyjnych mundurach lepiej od mężczyzn radzą sobie ze zwalczaniem stręczycielstwa, sutenerstwa i  przestępczości nieletnich.

(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Było ich jednak mało. Brygada kobieca liczyła zaledwie 18 funkcjonariuszek.Być może dlatego, że do policji przyjmowano wyłącznie panny lub bezdzietne wdowy w wieku od 25 do 45 lat. Kandydatki musiały mieć nienaganną opinię i zadeklarować, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat nie wyjdą za mąż. W 1939 r. w Polsce służyło około 170 policjantek..

Dziś w polskiej policji pracuje ponad 38 tys. kobiet. Prawie co czwarty policjant z Pomorza jest kobietą. W garnizonie pomorskim służy 5295 policjantów, w tym 1254 kobiety. Na stanowiskach cywilnych policji zatrudnionych jest prawie tysiąc kobiet. Blisko sto pań pełni stanowiska kierownicze, zarówno w komendzie wojewódzkiej, miejskich i powiatowych policji. Zastępcami Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku są dwie kobiety - insp. Anna Kos odpowiada za pion prewencji, natomiast insp. Alina Majchrzak za pion logistyczny.

Ponad 130 policjantek jest w korpusie oficerów, ponad 540 w korpusie aspirantów, 270 w korpusie podoficerów i 340 szeregowych.

- Służba w policji wymaga wielu poświęceń i wyrzeczeń. To zawód, który trzeba kochać - przyznaje asp. Łukasz Kirkuć z zespołu prasowego KWP w Gdańsku.  

Policjanci, niestety, się napatrzą

Niedługo minie 20 lat od chwili, gdy nadkom. Joanna Skrent wstąpiła do policji.

- Zawsze ciągnęło mnie do munduru - mówi. - Pierwsze w planach było wojsko, ale w czasach, gdy chciałam iść do wojska, kobiet jeszcze nie przyjmowano do służby. Podjęłam więc cywilne studia. Wybrałam historię.

Potem wprawdzie zmieniły się kryteria przyjmowania kobiet do wojska, ale ona już pisała pracę magisterską na temat zwyczajów weselnych ziemiaństwa polskiego w pierwszej połowie XIX wieku.Skończyła studia, poszła do pracy i wizja munduru się oddaliła.Zaczęła nawet pracę nad doktoratem

Przypadkiem usłyszała w telewizji, że przedłużono termin składania dokumentów do pracy w policji. Uznała, że jest to wiadomość dla niej. Złożyła papiery, przeszła proces rekrutacji łącznie z egzaminami - także sprawnościowymi - w Szkole Policji w Słupsku.

nadkom. Joanna Skrent

Zaczęła od Oddziału Prewencji. Kiedy kończyła szkolenie w ośrodku w Złotej Karczmie, akurat w KWP powstawała się. policja autostradowa. Tam też potrzebowano ludzi. I tak przyjęto ją do Wydziału Ruchu KWP.

Co tam robiła?  - Kontrola prędkości, trzeźwości, wspomaganie KMP w Gdańsku przy "obsłudze" kolizji - wylicza. - Pracowaliśmy całym województwie. Jednego dnia byliśmy w Kartuzach, innego dnia w Chojnicach. Pilotowaliśmy transporty ponadnormatywne, podczas pierwszej polskiej prezydencji w UE jeździliśmy w eskortach policyjnych.

Za najbardziej dramatyczne przeżycia uznaje spotkania z krzywdą ludzką. Sytuacje, gdy trzeba ratować człowieka na oczach bliskich. 

- Wywoływało to zawsze najwięcej emocji, ale w końcu po to wstąpiłam do policji, by pomagać -  mówi nadkom. Skrent. - Policjanci, niestety, się napatrzą. W takich sytuacjach włącza się działanie zadaniowe. Nie możemy pozwolić, by emocje wyszły na pierwszy plan. Trzeba podejść do działania profesjonalnie. i na pewno nie można przenosić tego na życie domowe, rodzinne.

Nie żałuje, że nie została historykiem. - Czuję się dobrze w  miejscu, w którym jestem - twierdzi. - Każdy dzień mojej pracy jest inny. Nie ma nudy.

Pasja i priorytety

Asp. sztab. Dorota Olszewska przyznaje, że decyzję o pracy w policji podjęła spontanicznie.

- W 2006 roku rozpoczęły się nabory kobiet - mówi. - Przygotowałam się solidnie i dostałam się jako jedna z 20-osobowej grupy. Pomogły studia na Wydziale Prawa i Administracji UG. Pisałam pracę magisterską o osobach nieletnich w prawie międzynarodowym. 

Pracę zaczęła, jak wszyscy - od patrolowania ulic. Przez rok była w wydziale wykroczeń, ale bardzo interesował ją wydział kryminalny. Miała tam koleżankę, która prowadziła zaginięcia, poszukiwania. Fascynowało ją to. 

Trafiła do komisariatu na Oruni.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Śmiertelnie potrącił policjanta ze Słupska, odpowie za zabójstwo. Bronią był jego samochód

-  Pamiętam poszukiwania 12-letniego chłopca, który nie wrócił ze szkoły - wspomina . - Wszelki ślad po nim zaginął. Najbardziej wstrząsnęła mną wówczas postawa matki, która podeszła do tego z obojętnością.

Przeniosła się do Komendy Miejskiej Policji. Pracowała na miejscach zabójstw, stykała się z ofiarami przemocy domowej, nad którymi znęcali się najbliżsi. Ścigała poszukiwanych listami gończymi, handlarzy narkotyków. W tej pracy spełniała się i realizowała. 

- Planowałam dalszą karierę, ale urodziłam chore dziecko - opowiada Dorota Olszewska. - To był czas na przestawienie priorytetów. Praca policjanta kryminalnego nie kończy się o godzinie 16. Jeśli dzwonią o północy, że było zabójstwo, musisz zostawić dom, rodzinę i jechać. Nie żałuję swojej decyzji. Walczyłam, by córka mogła chodzić i się udało.

asp. sztab. Dorota Olszewska

Odkryła w sobie nową pasję – wodę i Komisariat Wodny. Zaczęła tam pracę przed 7 laty jako pierwsza i jedyna kobieta. -  To jest kolejne doświadczenie, które bardzo mi się podoba - twierdzi policjantka. - Patrole wodne odbywają się nieustannie przez cały rok. Bez względu na porę roku. Zimą także nie odpoczywamy.

Mają pod opieką całą Zatokę Gdańską, aż po Hel. Czyli m.in. Jastarnię, Puck, Trójmiasto i dalej na wschód aż do Krynicy Morskiej. Latem interwencje są bardzo częste - ktoś skoczył do wody, komuś stała się krzywda, szaleje jakiś skuter. Ostrzegają wypoczywających nad wodą przed lekkomyślnością i brawurą, pływaniem po alkoholu. Często  interweniują  w różnych sytuacjach na wodzie, zapobiegając tragedii.

- Praca w wydziale kryminalnym dużo mi dała - mówi Dorota Olszewska. - Do każdego zdarzenia podchodzę jakby bardziej analitycznie, staram się przewidywać co może się wydarzyć. Wzywam techników, zabezpieczam miejsca zdarzenia i ślady.

Genetyczny trop zabójcy

Dr Aleksandra Benedycka, biegła z zakresu genetyki sądowej jest pracownikiem cywilnym policji. Pracę w  Laboratorium Kryminalistycznym  KWP w Gdańsku znalazła z ogłoszenia w serwisie internetowym.

- W 2008 r. byłam doktorantką na Wydziale Biologii w Katedrze Genetyki Uniwersytetu Gdańskiego - opowiada dr Benedycka. - To, co miałam robić w Laboratorium Kryminalistycznym było bardzo podobne do tego, czym zajmowałam się na uczelni. Pokrewne prace, wykonywane podobnymi technikami. Obecnie, jako biegły,  wykonuję opinie na zlecenie organów - prokuratury, policji i sądów - z zakresu genetyki sądowej.  Jest to pasjonująca praca wymagająca dużej odporności psychicznej, kreatywności, ale także postępowania zgodnie z regułami, procedurami badawczymi. Te opinie są później dowodami w sądzie. Muszą być świetnie udokumentowane. A każda sprawa jest inna.

CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje nadkom. Beata Kurek. Policjantka, która pomagała ratować dzieci

Najciekawszym wyzwaniem dla dr Benedyckiej była pierwsza w Polsce udokumentowana sprawa, gdzie sprawcą zabójstwa okazała się osoba po przeszczepie szpiku kostnego. Było to dosyć trudne ze względu na charakterystyczny profil genetyczny, składający się się z profili dwóch osób - dawcy i biorcy szpiku.

W 2011 roku została zamordowana 23-letnia studentka Kamila B. Na miejscu zbrodni policjanci znaleźli ślady genetyczne dwóch osób. To jednak dzięki badaniom genetycznym udało się ustalić, że zabójca był jeden. Grzegorz G., chory na białaczkę, leżał w szpitalu, do którego przychodziła jako wolontariuszka Kamila. Po przeszczepie został tzw. biologiczną chimerą.

Ostatecznie sprawca został skazany. Zmarł w więzieniu, gdyż przeszczep się nie przyjął.

Dr Aleksandra Benedycka

Żaden dzień się nie powtórzy

Ojciec podkom. Eweliny Szulczak przez 30 lat był policjantem. - Postanowiłam pójść w jego ślady - mówi policjantka. - Nie był zbytnio zadowolony, ale postawiłam na swoim. I myślę, że dziś może być dumny z tego, co robię.

Trochę szukała swojej drogi. Studiowała dziennikarstwo, filologię romańską, aż wreszcie wybrała kierunek, który łączył się z pracą w policji - resocjalizację.

Od początku podkom. Szulczak jest związana z wydziałem prewencji KMP w Gdańsku, skończyła też szkolenie oficerskie. Dużo sił wkłada w przeciwdziałanie przemocy domowej w stosunku do dzieci, kobiet, osób starszych.

Uczy też od czterech lat w szkole, w klasie mundurowej. 

- Próbuję u moich uczniów zaszczepić miłość do służby - przyznaje policjantka.. Nie jest to obecnie łatwe, zwłaszcza, że czynnik materialny nie jest najważniejszy. Ciężko także mówić do młodzieży o misyjności. A jednak mogę się pochwalić, że - co napawa mnie dumą - już ośmiu moich uczniów zdecydowało się na pracę w policji. Jest to bowiem niezwykle ciekawa praca, z drugim człowiekiem i dla drugiego człowieka. Nigdy żaden dzień się nie powtórzy. Jest też bardzo stresująca, ale jeśli uda się komuś pomóc, daje niewymierną radość.

podkom. Ewelina Szulc (fot. Grzegorz Mehring | gdansk.pl)
ZOBACZ TAKŻE: Policjantka ścięła włosy, by pomóc chorym dzieciom

Policjantka tłumaczy, że przemoc nie wybiera. Dotyka ludzi w różnym wieku, o różnym statusie materialnym, społecznym. Największą satysfakcję odczuwa, gdy uda się odizolować od bliskich osobę, która krzywdzi. Raz w miesiącu dyżuruje w Centrum Praw Kobiet. Prowadzi szkolenia, podczas których mówi, co trzeba zrobić, by zabezpieczyć dobro dzieci i kobiet. Walczy ze stereotypami, tłumacząc policjantom, że to nie osoba pokrzywdzona ma uciekać z domu. Dużo się bowiem od strony prawnej zmieniło i służby dysponują dziś wieloma narzędziami, pozwalającymi już podczas interwencji zapewnić dobro osobom krzywdzonym. 

- Świata nie zbawimy, ale możemy wspólnie starać się, by był lepszy - przekonuje podkom. Szulczak. - Ostatnio udało mi się zdobyć pieniądze od miasta na wydanie broszury "Pigułka pomocy wobec przemocy domowej", którą zaprezentujemy 5 marca podczas debaty o przemocy wobec seniorów.

Nadal są jednak sprawy, interwencje, które jak drzazga tkwią w pamięci. Drażnią. Wywołują wewnętrzny opór. Jakie? Podkom. Szulczak nie mówi o szczegółach.

- Długo nie mogę zapomnieć o krzywdzie dziecka - stwierdza krótko.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama