Hochsztapler. To inna definicja, która powinna zostać przypisana do gdańskiego klubu. Bo jak inaczej nazwać to, co dzieje się od czasu powrotu do elity w 2008 roku? Każdy kolejny właściciel czy prezes okazywał się cwaniakiem, który pod płaszczykiem obietnic doił klub w najlepsze. Adam Mandziara miał chociaż resztki godności i udało mu się w jednym sezonie faktycznie dać kibicom biało-zielonych wiele radości.
PZPN zawiesił licencję Lechii Gdańsk
Ale to taka jedna jaskółka, a wiosny jak nie było, tak nie ma. Kilka dni temu PZPN zawiesił licencję gdańskiego klubu, a to oznacza, że nie ma on w tej chwili prawa występować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na odwołanie Lechia Gdańsk ma pięć dni.
Zawieszenie to pokłosie niewywiązania się z płatności, które nakładał na Lechię nadzór finansowy. Bo – przypomnijmy – tegoroczna licencja, po raz wtóry, była „na kredyt”. Damy wam, ale w sumie to nie powinniśmy, jesteście jednak dużym klubem, zaufamy wam. No i tak PZPN ufa, ufa, grozi palcem, ale konsekwencji ostatecznie nie wyciąga. Daje te warunkowe licencje, a kluby ciułają jak mogą. Dlatego ta liga wygląda tak jak wygląda. Bida z nędzą.
Rację mają ci, którzy zauważają, że PZPN powinien prześwietlać kluby na wszystkie strony, sprawdzać realną płynność finansową i na tej podstawie przyznawać licencje oraz konstruować rozgrywki. Zróbmy ligę złożoną z dziesięciu zespołów, ale poukładanych, a nie silimy się na to, aby grać 40 meczów w sezonie. Po co to komu? Rozwiązanie powinno być proste – nie masz kasy? Zapraszamy do okręgówki, tam jest miejsce dla amatorów.
Walne zgromadzenie akcjonariuszy Lechii Gdańsk
W poniedziałek, 30 grudnia odbędzie się walne zgromadzenie akcjonariuszy Lechii. Tylko po co? Paolo Urfer najpewniej się nie pojawi, mimo tego, że zaplanowano zdalne spotkanie, bo będzie szukał środków na to, aby jednak udobruchać PZPN. I o czym tam dywagować? Nie ma o czym – nie będzie szmalu, Lechia przestaje istnieć.
Chociaż i tak już istnieje jedynie jako wydmuszka. Jak to wygląda w liczbach?
- 3 miliony złotych długu.
- 18 milionów złotych straty za miniony rok.
- 19 piłkarzy złożyło wezwania do zapłaty.
- Zaległości względem zawodników i pracowników akademii sięgają kilku miesięcy.
Tylko kibiców żal. Znowu trafił im się właściciel, który doi klub w najlepsze, używając go jako podkładkę dla swoich interesów. Ciekawe, czy gdyby John Carver wiedział, to by w ogóle rozważał pracę w Gdańsku.
Obecni właściciele szukają ucieczki i potencjalnego kupca?
O sytuacji Lechii głośno jest od dawna. Przede wszystkim wyciągnięcie na wierzch rzekomych powiązań Urfera z rosyjskimi oligarchami zamknęło drzwi do negocjacji z poważnymi sponsorami. A bez takich klub, którego roczny budżet powinien oscylować wokół 40-60 milionów złotych, aby wszystko się spinało, nie ma prawa funkcjonować.
Następnie Sławomir Peszko w jednym z programów piłkarskich odniósł się do sytuacji i wspomniał, że z tego, co wie, obecni właściciele szukają ucieczki i potencjalnego kupca. W grze podobno jest jakiś deweloper.
Milczenie przerwał także Flavio Paixao, legenda biało-zielonych, który na Instagramie podzielił się emocjonalnym wpisem, w którym stwierdził m.in. że „najlepszym rozwiązaniem będzie sprzedaż klubu komuś, kto naprawdę chce zrobić coś dobrego dla miasta i kibiców (…) Chcemy poważnego klubu, w którym wszyscy będą mieli spokój i w którym co roku będziemy mogli walczyć o tytuły”.
Trudno się z Flavio nie zgodzić. On w Lechii też przeżył różne okresy funkcjonowania klubu, ale sam widzi, że takiego bałaganu to jeszcze nie było. Jak się okazuje, Jarosław Królewski, prezes Wisły Kraków wyczuł pismo nosem i miał rację, kiedy nie usiadł do stołu z Paolo Urferem, kiedy ten był zainteresowany krakowskim klubem.
Po ogłoszeniu zawieszenia i zakazu transferowego gdańszczanie wydali absurdalny komunikat, w którym napisali, że „tak, jak to miało miejsce wcześniej klub znajdzie rozwiązania, które umożliwią uregulowanie zaległości, co przywróci mu prawo do gry w Ekstraklasie i pozwoli na kontynuację występów w drugiej części sezonu”.
Czyli – w skrócie – nie mamy, ale może będziemy mieć. Jak nie, to sorry, IV liga nie taka zła.
Od lutego w Gdańsku zacznie działać Klub Biznesu Lechii Gdańsk
Jeszcze zabawniejsze w tej całej sytuacji jest ogłoszenie, że od lutego, czyli startu rudny wiosennej, w Gdańsku rozpocznie swoją działalność Klub Biznesu Lechii Gdańsk. Jak informuje klub, „to inicjatywa, której celem jest integracja środowiska biznesowego naszego regionu pod patronatem klubu. Klub Biznesu to przestrzeń spotkań, wymiany doświadczeń i wiedzy między przedsiębiorcami i wyjątkowymi gośćmi”.
To nic innego, jak desperacka próba łatania budżetu. A nuż ktoś sypnie groszem za lożę i wystarczy na jedną czy dwie pensje, a później się zobaczy. Cały Internet już się z tego śmieje. Po tym ogłoszeniu można było znaleźć komentarze, że pierwszymi chętnymi są Vanna Ly i Hulk Hogan.
Droga Lechio, szanujmy się, naprawdę. Zatem albo tak – mówiąc głosem kibiców – „Urfer, show us the money”, albo niech właściciele mają na tyle godności i sprzedadzą klub komuś poważnemu. Tu jednak w końcu też by wypadało, aby miasto Gdańsk trochę bardziej się zainteresowało i w przypadku pojawienia się potencjalnego inwestora, dokładnie go prześwietliło. Taki klub powinien być wizytówką miasta, a nie jego pośmiewiskiem.
Jak to wszystko się skończy?
Jak to wszystko się skończy, okaże się niebawem. Czy Paolo Urfer ponownie wyczaruje pieniądze i na chwilę będzie spokój? Możliwe. Ale nie można też nie brać pod uwagę, że Lechia jednak do rozgrywek nie przystąpi i po trzech kolejnych walkowerach po prostu zostanie automatycznie zdegradowana. A wtedy będzie można mówić już o pewnym upadku klubu z Gdańska.
Napisz komentarz
Komentarze